Rozdział 4

196 16 1
                                    

Złoczyńca i bohater

- Lomo, Lomo, Lomo- powtarzała Alyan skacząc wokół swojego przyjaciela, najwyraźniej powoli irytującego się jej zachowaniem- Mój przyjacielu zawsze byłeś mi tak bardzo bliski, mój przyjacielu zawsze byłeś mi jak brat- zawyła mu przy uchu.


- Nigdy więcej nie zabieram cię  na na wycieczki krajoznawcze- sarknął zirytowany- a tym bardziej już nigdy więcej nie będę, uczył cię żadnego języka.


- Czemu powiedz czemu?- zaśpiewała niewyraźnie, wywracając się. Miękka trawa przyjęła ją z otwartymi ramionami, już chwilę później można było usłyszeć jej ciche chrapanie. Lomo skrzywił się, znowu będzie musiał ją nieść?


W tym czasie Izuku przyglądał im się z zaciekawieniem. Co to za język? Dałby sobie rękę uciąć że sam Voldemort, pozazdrościł by mu sykliwości. Te dziwne syki i szelesty czy to możliwe że stał na przeciw wężoustego? Deku stój, to nie ten świat- poklepał się odświeżająco po policzkach. Odwrócił się do Katsukiego, lecz tamten jak leżał, tak został. Kto by pomyślał, że byle upadek jest w stanie tak bardzo na niego oddziałać.

- Masz pomysł, co z nimi zrobić?- zapytał Lomo wskazując palcem na dwójkę nieprzytomnych.

- Nie wiem. Powinniśmy znaleźć w miarę bezpieczne miejsce. Czy wiesz gdzie jesteśmy?

- Nie mam pojęcia, ale spokojnie moja umiejętność polega na teleportacji, przeniosę nas.- powiedział patrząc głęboko w oczy Izuku.

Te oczy, niesamowite- pomyślał młody bohater. Neonowo błękitne źrenice otoczone równie jaskrawo żółtymi tęczówkami, mocno odznaczały się na tle porcelanowej cery. Ciemne wory pod oczami i smutny grymas nadawały mu wyglądu człowieka zmęczonego życiem. Rozczochrane pasma lapisowych kosmyków, skierowała się tylko w sobie znanym kierunku, wskazywały wszystkie cztery strony świata. Uroda przybysz zdecydowanie była oryginalna.

Lomo podszedł do nieprzytomnej dziewczyny i chwycił pod kolanami, co okazało się o wiele trudniejsze niż początkowo przewidywał. Alyan kręciła mu się w ramionach mamrocząc przez sen coś o żelkach. Izuku w milczeniu obserwował. Puki mała uporczywa igiełka  nie zaczęła natarczywie wbijać mu się w podbrzusze. A co jeśli ta dwójka jest zagrożeniem?

- Kim jesteście? - zapytał mrużąc niepewnie oczy, przy czym nieświadomie zasłaniając nieprzytomnego Bakugo.

- My ? Nikim ważnym, tylko dwójką znajomych z specyficznym zainteresowaniami. Ałłł! Alyan zostaw mój ogon!

- mniamu mniam- wyszeptała nieprzytomnie żując czarną kitkę.

- Co ja z tobą mam - wymamrotał wygrywając jej ogon, Alyan znowu zaczęła się rzucać, westchnął  i oddał jej kitkę z powrotem- ludzie to naprawdę bardzo paskudny  gatunek.

- Co? Nie jesteś człowiekiem

- A wyglądam?- odpowiedziało mu wzruszenie ramion- Dziwactwa się rozprzestrzeniły, a ja zacząłem wyglądać bardziej ludzko, niż nie jeden obdarzony śmiertelnik. Cieszyć się czy płakać?

- Czy to oznacza ze istnieją istoty pozaziemskie? Jesteś jakiegoś rodzaju czortem albo chochlikiem? Nasze jedzenie różni się od waszego? Ile jest gatunków? Skoro żyjesz tak długo, to twój ogon jest jakiegoś rodzaju linią życia? Czy twoja przyjaciółka jest nadnaturalna? - zapytał z gwiazdkami w oczach, podświadomie sięgnął po długopis i notatnik, których nie było,  zostawił je je przecież w torbie. Już miał otwierać usta by zadać więcej pytań, ale przerwał mu Lomo.

- Po pierwsze nie przyjaźnimy się, porostu toleruje jej obecność. Czy pozaziemskie istoty istnieją? Jasne że tak, ty myślisz że jak, nagle osiemdziesiąt procent waszego społeczeństwa  stało się obdarzonymi. Na więcej pytań nie odpowiem.

Odwrócił się do niego plecami i zaczął iść w dół wzgórza. Alyan nadal żuła jego ogon wyglądając przy tym dość nieporadnie. Lomo mimo swojego zapewnienia o ledwie tolerancji, czujnie jej doglądał, ostrożnie stawiając stopy. Zatrzymał się w pół kroku, oglądając się na dumającego Izuku.

- Idziesz?

- Tak , tak jest Lomo-kun - wykrzyknął chwytając śpiącego Bakugo. Zarzucił sobie jego ręce na szyję i złapał go pod uda. Uwieszony na jego plecach Kacchan, chuchał mu w kark, co starał się zignorować.

On i Lomo schodzili z wzgórza ramie w ramie. Promienie słońca oświetlały im drogę, a oni szli złoczyńca i bohater razem.





Przeskok ■BakudekuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz