Rozdział 26

38 1 0
                                    


Ostateczne starcie. Motyli rój.

Jego ciało zatonęło w iskrzącej się czerni, pochłonęła go jak przepaść. Chłód znów go czuł, lecz tym razem jakby wzmocniony strachem spotężniał.

Z rosnącym niepokojem śledził pełzające wokół niego czarne glutki, które miały zaraz stać się kolejną wizją. Odpłynął.

Stał w ogromnym salonie, otaczał go gwar ciepłych rozmów i śmiechów, na białej sofie siedziała dwójka dorosłych, z uwielbieniem patrzących w swoje roześmiane twarze.

Emilie Agreste nachyliła delikatnie głowę, gdy jej mąż, wpinał granatową lśniącą spinkę w złote włosy spływające po plecach kaskadą. Jej zielone kocie oczy z miłością wpatrywały się w łagodne oblicze ukochanego. Podparła się lekko na piętach by złożyć na ustach lubego słodki pocałunek.

- Fe!- pisną blond włosy chłopiec, zakrywając oczka dłońmi- Mamusia znowu zjada tacie twarz, sierżancie kot nie możesz na to patrzeć!- pisną wciskając twarz pluszaka w pierś. Emilie zaśmiała się tylko, rozkładając szeroko ramiona.

- Chodź tu synku.- chłopiec podskoczył energicznie, obejmując swoimi maleńkimi rączkami jej ciało, do przytulasa dołączył również Gabriel. Scena rozmyła się.

Sceneria poszarzała, zaniepokoiło to trochę Izuku, po chwili usłyszał zduszony szloch. Stał przed biurkiem, tyłem do niego obrócony był brązowy fotel, ów dźwięk wydobywał się właśnie za jego mosiężnego oparcia.

Przygnębienie pełzało po ścianach, podłodze, zupełnie wszystkim, owijając obrzydliwie śliskimi mackami zanurzone w cieniu pomieszczenie. Przełknął ślinę, czując przygniatające coś, nie mógł tego zdefiniować, niewidzialne, przygnębiające- to jedyne słowa które ciągnęły mu się na język.

Z każdym kolejnym krokiem spowalniał, powietrze gęstniało, uparcie brnął przez nie. Jak w basenie pełnym wody, stawiającym opór- pomyślał, gdy kolejny raz omal się nie potknął o niewidzialne coś. Dywan pod jego stopami wydłużał się, miał wrażenie że nie ruszył się ni krok, mimo iż nieprzerwanie szedł przed siebie. Dasz radę! Rusz się.- powtarzał. Nie mógł się teraz poddać, zamknął oczy, nie przestając przeć na przód. Wtem wpadł na coś, skomlną z bólu. Rozmasował odruchowo obolałe biodro, zostanie siniak.

- Noroo... Moja...- głos urwał się w pół zdania.- Em...- dokończył, dławiąc się łzami.

Smutek owiał sale, ciało Izuku ściężało jeszcze bardziej, nie wiedział  że mogło mocniej, z trudnością zrobił kilka kolejnych kroków. Wtem zobaczył liliowe kwami, lewitujące nad głową Gabriela. Mężczyzna wyglądał zupełnie inaczej niż chłopiec to zapamiętał. Jego jasne blond włosy przypomniały ptasie gniazdo, poplątane zapuszczone prawie do uszu kudły, okalały mizerną twarz. Ciemne wzory pod zapuchniętymi oczami, drżące wargi, oraz ten wzrok pełen bólu, tak do niego nie podobny. Dając wrażenie zupełnie innej osoby.

- Przysięgam Emilie. Przysięgam na moje życie, odzyskam cię... - rzekł z zaciśniętym gardłem

Noroo podniósł głowę, jego ogromne fioletowe oczy wpatrywały się w te zielone, świdrując na wskroś. Tym razem był pewien, Noroo go widział.

Wizja rozmyła się, stał w zaciemnionej sypialni, długie jasnoszare firany zasłaniały ogromne okna, tylko nieliczne promienie przedostawały się przez gruby materiał. Zmrużył oczy, na ogromnym łóżku okryta jasną tkaniną leżała jakiś postać, niepewnie zbliżył się do niej. Blond włosy rozrzucone były w nieładzie na białych poduszkach, kilka pasm przysłaniało bladą twarz. Od razu poznał matkę Adriena. Emilie oddychała słabo, życie opuszczało jej ciało na jego oczach, lica bladły, a pierś unosiła z coraz to większym uporem.

Przeskok ■BakudekuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz