Rozdział 8

136 12 6
                                    

Bezdomni

Izuku od kilku dobrych minut szukał prowizorycznego miejsca spoczynku, emocje gnieździły się w jego sercu, dlatego żeby uniknąć sytuacji skutkującej ofiarami śmiertelnymi, postanowił trzymać się najdalej jak tylko mógł, od obiektu wywołującego jego wściekłość. Być może dlatego nie zauważył dziwnie miłego zachowania Katsukiego, oraz jego prób pogodzenia się.

- Nosz kurde Deku! Nie ignoruj mnie.- wykrzyknął blondyn wskakując wprost przed niego, lecz mimo swoich prób ponownie został zignorowany.- Masz zamiar robić to przez cały czas?! 

Jak widać ignorowanie Katsukiego było o wiele trudniejsze niż początkowo to przewidywał, ale mimo to szedł w zaparte i nawet najdziwniejsze zachowania jego współtowarzysza nie były w stanie tego zmienić. Przynajmniej tak myślał, bo jak okazało się trudno jest zignorować fakt bycia przytulanym.

- Ha! I co zrobisz teraz !?

- Jeśli masz zamiar szukać sobie ciepła, to idź gdzie indziej i trzymaj łapy z dala ode mnie. - odpowiedział niewzruszony strząsając z siebie jego dłonie.

- Przepraszam, okej?! Zachowywałem się jak ostatni idiota. I teraz prawdopodobnie powinieneś mi przyłożyć, nie mam nic przeciwko temu.

Izuku zatrzymał się w pół kroku, czy Bakugo go przepraszał?  Uśmiechnął się w myślach tę datę, należy zapisać w kalendarzu. W głowie zadźwięczało mu kilka słów; Powinieneś mi przyłożyć. Prawie widział wypalające się przed oczami zdanie, szepczące kusząco. Zrób to! Niech mu twarz napuchnie! 

- Z wielką przyjemnością.- powiedział chicho, podnosząc głowę.

- Napra...

Plask. Zaciśnięta pięść niby od dzielny organizm tryumfowała nad przezwyciężonym  polikiem, ten za to zbeszczeszczony zaczerwienił się z bólu, czy zawstydzenia, kto wie.

- Co to ma znaczyć?!

- Oj nie bierz tego za bardzo do siebie Kacchan- uśmiechnął się jak gdyby nigdy nic i wyjął dłoń do poszkodowanego chłopaka- ściemnia się, powinniśmy znaleźć jakieś miejsce, gdzie moglibyśmy przenocować.

- Co z tobą jest nie tak?

~.~

- Zostaw mój ogon. Zostaw mój ogon, to nie gryzak- warknął Lomo na wpół przytomną Alyan.

Dziewczyna jak na złość zacisnęła kły mocniej, jak zawsze nawet przez sen gnębiła niebieskowłosego, a on niestety nie mógł nic jej zrobić. W końcu są super hiper najlepszymi przyjaciółmi, prawda? Czasem zastanawiał się czy nie jest rodzajem jakiegoś wybitnie ukrytego masochisty i jak się okazywało, miał coraz więcej dowodów na potwierdzenie swojej teorii. Westchnął sfrustrowany, musiał poczekać jeszcze chwilę a Alyan zacznie wracać do normalności. Po kilku minutach niekończącej się katorgi, począł dziać się postęp.

- Gfie jestfeśmy- wyszeptała wybudzając się, ogon w jej ustach zmienił jej głos w prawie nie zrozumiały bełkot.

- Tam gdzie nas wcześniej beztrosko przeniosłaś- spojrzał na nią wściekle i odepchnął od siebie.

Alyan pisnęła wesoło turlając po szafirowej trawie, westchnęła z zachwytem dostrzegając usiane gwiazdami niebo, złote punkciki otaczały lśniący księżyc, dawno nie widziała tak pięknego zjawiska, kto by pomyślał wystarczało na chwile podnieś głowę.

- Nie panikuj Lomo, teraz jest dobrze. A wiesz czemu? Bo oto ja twój najlepszy przyjaciel  jestem przy tobie!- wykrzyknęła radośnie, podnosząc się gwałtownie. Lomo widząc to rzucił się ku niej i przyszpilił go gruntu.

Przeskok ■BakudekuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz