Rozdział 19

76 6 1
                                    

Gronostaj i Bury pies.

- No dalej, załóż to chłopcze.

Izuku spojrzał nieprzekonany na czerwoną chustę. Szafirowe oczy rozszerzyły się w przerażeniu. Lomo nosił podobną. Niepokój zakotłował w podbrzuszu Midoriyi, przełknął ślinę, starając się odsunąć przerażające myśli daleko poza obszar swojego umysłu. Trzęsącą się dłonią podniósł skrawek materiału, po to by chwilę później ujrzeć specyficzny brelok doczepiony czarną żyłką do bransolety. Te barwy- pogładził palcem tekturę zawieszki, doszukując się podobieństwa. Jego serce zatukło boleśnie. Wiele osób nosiło czerwone bandanki, a te kolory mogły być przypadkowe. A jeśli się mylił? Był tylko jeden sposób żeby się przekonać.

- N-nie. Nie-niemożliwe. Nie może być.- wypluł z trudnością przez zaciśnięte gardło.

Drżącymi rękoma związał chustę na szyi. Z przedmiotu wydobyły się dwie wiązki, w których świetle przeciągnął się mały stworek, skomląc cicho.

                                                                                            xxx

Lomo zaciskał oczy, w czubkach włosów czół jeszcze przepływające wstęgi bólu. Był pewny że umarł. Czemu więc gdy zaciskał powieki, te go piekły? Z nieznanych sobie powód lewitował w próżni, obracając się nieustannie. Nagle usłyszał ciche głosy, szepczące jak mantrę kujące w wrażliwe uszy- Lomo zwęsz podstęp. Jego usta samoistnie zaczęły powtarzać to co i one. Mamrotał w kółko jedno zdanie, nie mogąc przestać.

Czy tak miała wyglądać kara za przewinienia których się przycinał? Wtem poczuł dziwne ssanie w dół. Jego ciało tak jak za przemian porosło futerkiem, lecz tym razem było inaczej, oślepiło go neonowe niebiesko-żółte światło. Tylko ból był taki sam.

                                                                                                xxx

Szaro błękitny stworek upadł, Izuku w ostatniej chwili złapał go. Wyglądał jak pies, miał gęste futerko w niecodziennym odcieniu, ogromną głowę z opadłymi uszami, zupełnie nieproporcjonalną do małego ciałka, oraz ogonek z długą pręgą przypominający krowi.

Przyległ mocniej do zimnej dłoni, dyszał ciężko skomląc co raz. Zielonowłosy przestał na chwilę oddychać, pełne bólu żółto niebieskie oczy, patrzyły w jego własne z wyraźną ulgą. Nareszcie znalazł Deku, był bezpieczny.

- L-lomo. Lomo!- zielonowłosy przełknął gulę w gardle, wydusił jednak kilka słów.- W-wszystko o-okej?

Loomo miał już odpowiedzieć.- Jasne że tak po prostu dziwna anomalia oskórowała mnie żywcem, a potem zabiła. Lecz z jego pyszczka nie wydobył ani jeden dźwięk. Wszystko go bolało, nie mógł się ruszać.

Staruszek pokiwał w zrozumieniu głową. Więc jednak, znali się, ich więź może być o wiele silniejsza niż w przypadku innych bohaterów. Może nawet kwami pozwolą sobie pobyć w ludzkich formach. Zmierzył stworka wzrokiem raz jeszcze. Dziwne, przecież miraculum psa już istniało. Czyżby zaczęła przebudzać się nowa generacja? Powinien tworzyć nową szkatułkę?

- Więc nazywasz się Loomo? Dziwne, kwami zwykle nie pamiętają swoich ludzkich imion.- podrapał się po głowie. Za jego pleców wyjrzał Wayzz, przyglądając się ciekawsko nowo narodzonemu.

Przeskok ■BakudekuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz