Rozdział 1: Dwadzieścia lat wcześniej

125 15 4
                                    

  Andżelika poznała go zupełnie przez przypadek, w nowo otwartej galerii handlowej. Na początku nawet nie zwróciła uwagi na to,  że ją obserwuje. Chodził za nią przez kilka dni, aż w końcu wyznał jej co czuje. Zaczęli spotykać się dwa razy w tygodniu. Od początku wiedziała,  że nie będzie w jego życiu tą jedyną. Miał żonę i córkę. Jednak jej to nie przeszkadzało. Czuła przy nim dreszczyk emocji,  adrenalinę. Chwila, kiedy otwierała mu drzwi,  a on stał w nich z uśmiechem na ustach powodowała,  że czuła się dla kogoś ważna. Pierwszy raz w życiu.

  Jej rodzice nie żyli od kilku lat,  z rodzeństwem nie miała kontaktu przez pewną tajemniczą sytuację. Była wyrzutkiem społecznym, a on właśnie takie kobiety wybierał. Zachowywał się przy nich jak prawdziwy macho, pocieszał, głaskał. Żadna z nich nie pomyślała,  że może z tego wyniknąć coś zwyczajnie niespodziewanego...

  Kilka tygodni temu dał jej bransoletkę z małym złotym serduszkiem. Twierdził, że chce ją w ten sposób oznaczyć, żeby wszyscy wiedzieli,  że już do kogoś należy. Kiedy zaczęła mu mówić, że podejrzewa u siebie ciążę, zmienił się. Przestał być delikatny, krzyczał,  szarpał ją, jakby to była jej wina. Potem przepraszał,  ale to już nie było to samo. Zdawała sobie sprawę,  że prędzej czy później ich związek się skończy. Nigdy nie obiecywał,  że zostawi żonę,  a ona tego nie oczekiwała. To nie miało sensu. Chciała tylko przez chwilę poczuć się potrzebna,  a on jej w tym pomógł.

  Często myślała o tym,  że przecież nie jest już taka młoda,  że powinna wyjść w końcu za mąż i założyć rodzinę. Świadomość,  że nosi pod sercem jego dziecko, wszystko zmieniała. Przez chwilę przeszło jej nawet przez myśl, żeby powiedzieć o wszystkim jego żonie,  ale nie chciała niszczyć jego „idealnego”, rzekomo poukładanego życia.

  Szkoda,  że nie pomyślała o tym w momencie,  w którym po raz pierwszy poszła z nim do łóżka. Teraz nie było już odwrotu.

~•~

  Tego dnia Andżelika obudziła się wczesnym rankiem, była umówiona na wizytę u ginekologa. Poczuła na twarzy delikatny dotyk i przez chwilę myślała,  że to on,  ale szybko uświadomiła sobie,  że nie widzieli się już od tygodnia. Przestał dzwonić i pisać. Otworzyła oczy i zobaczyła mały, szary pyszczek. Ten kotek stanowił jej jedyne towarzystwo. Uśmiechnęła się i pogłaskała zwierzaka. Traktowała go jak dziecko,  dbała o niego bardziej niż o samą siebie.

  Wykonała wszystkie poranne czynności. Napiła się kawy, przeczytała kilka artykułów w gazecie i była gotowa na zmierzenie się z nowym dniem.

  Przed wyjściem nakarmiła kota i upewniła się,  że zakręciła gaz. Nie chciała przecież wysadzić w powietrze swojego mieszkania i przy okazji połowy najbliższej okolicy.

  Mieszkała na zamkniętym osiedlu,  na który wstęp mieli tylko nieliczni. Jak na warszawskie standardy kupno mieszkania wcale nie kosztowało tak dużo,  dlatego było ją na nie stać. Mimo wszystko uważała się za kobietę niezależną. Pracowała w małej firmie transportowej,  gdzie zarabiała średnią krajową;  na kupno mieszkania i tak musiała wziąć kredyt, który będzie spłacać do emerytury.

  Wtedy nie wiedziała jeszcze, co się wydarzy tego dnia…

  W poczekalni u lekarza spotkała kilka innych kobiet. Niektóre z nich były w zaawansowanej ciąży;  inne, podobnie jak ona, przyszły prawdopodobnie dowiedzieć się, czy na sto procent pod ich sercem rozwija się nowe życie. Była pierwsza w kolejce,  więc nie musiała czekać długo. Te kilka minut spędziła rozmyślając o swojej przyszłości.  Już po kilku minutach została poproszona do gabinetu.

  – Witam,  proszę usiąść — przywitał ją lekarz.

  Wykonała polecenie. Następnie odpowiedziała na kilka pytań i została poproszona o położenie się na kozetce. Lekarz przysunął urządzenie USG,  a ona w tym czasie odkryła swój brzuch. Przez kilka chwil mężczyzna szukał czegoś, jeżdżąc po jej brzuchu gałką polaną zimnym żelem,  aż w końcu znalazł i podniósł na nią swój wzrok.

  – Gratuluję,  jest pani w piątym tygodniu ciąży – powiedział z uśmiechem chowając sprzęt.

  – Dz... dziękuję – wyjąkała Andżelika i wstała żeby naciągnąć bluzkę.

  Jej świat zawalił się w jednej chwili. Spodziewała się tego,  ale mimo wszystko był to dla niej prawdziwy szok. Chciała mieć dzieci,  ale nie wiedziała czy da sobie z tym wszystkim radę sama. Nie mogła liczyć na jego pomoc, nie wiedziała czy warto mu w ogóle o tym mówić. Może wyjedzie i już nigdy nie wróci? Nie ryzykowała dużo, mieszkanie mogła zawsze sprzedać i spróbować ułożyć sobie życie od nowa gdzie indziej.

  Tak, to był dobry pomysł. Mogła wyjechać nawet za granicę. Mimo wszystko po wyjściu z gabinetu napisała mu smsa, żeby poinformować go,  że zostanie ojcem. Wiedziała,  że to nic nie zmieni. On nie przyjedzie, nie będzie się cieszył. I wtedy zdecydowała,  że jeszcze w tym tygodniu opuści miasto,  a może nawet kraj.

  Prosto od lekarza skierowała się do pracy. Co prawda i tak była już trochę spóźniona, ale miała wyrozumiałego szefa. Wyrozumiałego i przystojnego. Od zawsze ją podrywał, ale ona nie reagowała, wolała pozostać w przyjacielskich stosunkach i nic więcej. Chciała być wierna swojemu kochankowi, czyli mężczyźnie, który nie potrafił być wierny swojej żonie. Cóż za ironia. Wpadła wtedy na genialny pomysł.

  – Powinnam umówić się z szefem, może uda mi się wmówić mu,  że to jego dziecko – rozmyślała idąc do biura.

  Ale czy tego właśnie chciała? Złapać kogoś, w sumie przypadkowego, na dziecko?  Na samą myśl o tym widziała, jak jej matka przewraca się w grobie. Odsunęła od siebie te myśli i przywołała na twarz swój codzienny uśmiech, pod którym ukrywała smutki i żale. W drzwiach minęła swoją odwieczną rywalkę, Julię, która tradycyjnie posłała jej uśmiech tak samo sztuczny jak jej piersi.

  – O! Andżela,  już myślałam,  że nie przyjdziesz. Mimo wszystko dobrze cię widzieć – wyszczerzyła się i potarła dłonią ramię Andżeliki.

  – Ciebie również, ale wybacz, muszę już iść – odpowiedziała i wyminęła ją.

  – Szef chce się z tobą widzieć – kobieta usiadła za swoim biurkiem i wskazała na ciemne drzwi prowadzące do jego gabinetu.

  Andżelika westchnęła głęboko i poprawiła włosy za ucho. O co mogło chodzić? Przez chwilę myślała nawet,  że Maks będzie chciał ją zwolnić, ale przypomniała sobie czego ostatnio dokonała. Zatrzymała w firmie klienta, który przewoził rocznie towary warte kilka milionów. Wiedziała już,  że zostanie dodatkowo nagrodzona,  więc z uśmiechem stanęła przed drzwiami z napisem: Prezes Maksymilian Piasecki.

  Zapukała i gdy tylko usłyszała zaproszenie otworzyła drzwi, po czym weszła do środka.

  – Chciałeś mnie widzieć – powiedziała stając naprzeciw jego biurka.

  – Tak, usiądź proszę – wskazał krzesło stojące przed nim.

  Niepewnie podeszła i zajęła miejsce.

  – Chciałem porozmawiać o twoich wynikach – zrobił pauzę jakby na coś czekał, ale ona nie miała nic do powiedzenia. – Nie musisz się obawiać, są naprawdę dobre. – zaśmiał się.

  – Maks,  jest chyba coś co powinnam ci powiedzieć... – spojrzała w jego stronę i widząc ewidentne zaciekawienie kontynuowała. – Jestem w ciąży i muszę jak najszybciej wyjechać z miasta – powiedziała na jednym oddechu.

  Spojrzał na nią,  a na jego twarzy pojawiło się niezrozumienie.

  – Dlaczego? Przecież wiesz,  że na mnie zawsze możesz liczyć. Oprócz tego,  że jestem twoim szefem,  jestem też twoim przyjacielem. Nie zapominaj o tym. Jeśli będzie trzeba, pomogę najlepiej jak będę umiał – zapewnił.

  – Chodzi o ojca dziecka...

  – Co z nim? Chce żebyś usunęła, tak? Chcesz żebym z nim porozmawiał?

– Nie, Maks. Nie trzeba.– czuła,  że coraz bardziej się poci.

  – Andżela,  wiesz,  że zrobię wszystko żeby ci pomóc. Możesz się nawet do mnie wprowadzić – zaoferował i przesiadł się na krzesło bliżej niej.

  – Nie o to chodzi – próbowała tłumaczyć.

  – Więc o co? Powiedz mi – nalegał.

  Na chwilę zapadła cisza. Sama nie wiedziała o co chodzi. Musiała się poważnie zastanowić nad zamieszaniem z nim, bo chociaż przez tyle miesięcy odrzucała jego zaloty, to teraz miała dziwne wrażenie,  że naprawdę w jakiś sposób ją pociąga. Był tylko trzy lata od niej straszy, a ona nie mogła przez całe życie liczyć,  że jej kochanek w końcu zostawi żonę. Powinna ułożyć sobie życie inaczej, bez niego. I to był dobry moment,  być może Maks mógłby adoptować jej dziecko. Może pewnego dnia się jej oświadczy i będą szczęśliwą rodziną.

  – Ojciec dziecka nie będzie się z tego cieszył. Boję się,  że będzie mnie szukał żeby wymóc aborcję – wyznała w końcu, a on odruchowo potarł jej dłonie.

– Ze mną będziecie bezpieczni.  

  „Będziecie”, czyli traktował jej dziecko poważnie, tak jakby chciał się nim zająć.

  – Maks,  to nie jest takie proste. Proszę daj mi czas na przemyślenie twojej propozycji – poprosiła odpychając go od siebie delikatnie.

  – Dobrze.

  Już prawie wyszła z gabinetu, ale w ostatniej chwili zawróciła. Podeszła do niego i wykorzystując element zaskoczenia wspięła się na palce żeby złączyć ich usta w pocałunku. Bez wahania oddał ten gest, a ona zatraciła się w jego ciepłych i delikatnych wargach. Odsunęła się szybko i wyszła, żeby dać czas na przemyślenie tego co właśnie się wydarzyło – zarówno sobie jak i jemu.

~~~
  Po ośmiu godzinach spędzonych w pracy mogła wrócić już do domu; jednak ta rozmowa z Maksem nie dawała jej spokoju. Jeśli w pracy ktoś dowiedziałby się,  że razem mieszkają powstałyby plotki,  że złapała go na dziecko. Jednak im dłużej o tym myślała, tym mniej ją to interesowało. To było jej życie i mogła z nim zrobić co chciała.

  Upewniając się,  że w budynku nie ma już nikogo, stanęła w drzwiach biura szefa.

  – Zgadzam się – powiedziała z uśmiechem. – Nie mogę dłużej udawać, że nie jesteś mi obojętny.

  Skłamała. Nic do niego nie czuła, ale on nie musiał o tym wiedzieć. Wierzyła,  że miłość przyjdzie z czasem.

  – Czyli zamieszkasz ze mną? – w jego głosie dało się słyszeć jawne podekscytowanie.

  – Tak.

  – Genialnie, przyjadę do ciebie jeszcze dziś wieczorem i pomogę ci spakować najpotrzebniejsze rzeczy.

  Podszedł do niej i złożył ostatni pocałunek na jej ustach.

  Na dworze, ze względu na porę roku, było już ciemno. Owinęła się szczelnie szalem i ruszyła przed siebie. Szła w zamyśleniu, nie zwracając uwagi na pędzące ulicami samochody. Na jej ustach gościł uśmiech. Może z powodu rozpoczęcia nowego etapu w swoim życiu, a może dlatego, że pod jej sercem rozwijało się nowe życie. A może jedno i drugie.

  Jak zawsze skręciła do parku, żeby skrócić sobie drogę. Było pusto, żadnej żywej duszy. Kręciła się w kółko jak dziecko. Była szczęśliwa, wiedziała,  że czeka ją ciężka rozmowa z kochankiem, ale to stanowiło najmniejszy problem. Nie chciała zaprzątać sobie tym głowy. Nie w tak szczególnym dla niej dniu. Rano nie spodziewała się,  że dzień przyniesie jej coś dobrego. Lubiła być zaskakiwana. Do końca alejki zostało jej zaledwie kilkanaście metrów kiedy usłyszała za sobą szybkie, ciężkie kroki. Przyspieszyła, ale osoba, która za nią szła zrobiła to samo. Dopadła ją nagła odwaga żeby przeciwstawić się nieznajomemu. Odwróciła się więc i raptownie zamarła. W jej stronę szedł on,  jednak wyglądał inaczej.

Trzymał coś w dłoni.

  – Cześć, dobrze,  że jesteś. Musimy o czymś porozmawiać – zaczęła rozmowę kiedy stanął przed nią oko w oko, twarzą w twarz.

  – Wiem. – jednym szybkim ruchem owinął przedmiot wokół jej szyi.

  Okazało się, że to skórzany pasek. Zaciskał go coraz mocniej, a ona nic nie rozumiała. Zaczęła się szarpać i kopać go, gdzie się dało. Był zdecydowanie silniejszy i na nic się to zdało. Jej ostatnią myślą było dziecko i Maksymilian. To,  że już nigdy go nie ujrzy, a ta mała niewinna istotka nie przyjdzie na świat.

  Poluźnił uścisk,  a jej ciało bezwładnie opadło na chodnik. Upewnił się,  że na pewno jest martwa i odszedł jeszcze szybciej niż się pojawił. Sam do końca nie wiedział co chciał tym osiągnąć. Wiedział natomiast, że ma tego dnia jeszcze dużo do zrobienia…

 

 

Przedawnienie [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz