Rozdział 8: 18 lutego 2020 roku

38 7 0
                                    

  Ewa obudziła się na chwilę przed budzikiem, który jak co dzień zwyczajowo oznajmił, że musi wstać do pracy. Darka już dawno nie było obok, ocknęła się zupełnie sama. Trochę ją to zmartwiło, ale zaraz usłyszała krzątaninę dobiegającą z kuchni. Założywszy szlafrok, zeszła na dół. Musiała z nim porozmawiać zanim wyjdzie. Spodziewała się, że kiedy tylko ją zobaczy to ostentacyjnie wyjdzie, ale on tylko uśmiechnął się i usiadł wygodnie na krześle.

  – Musimy porozmawiać – powiedzieli jednocześnie i momentalnie wybuchnęli śmiechem.

  Ewa zajęła miejsce na przeciwko i poczekała, aż obydwoje się uspokoją. 

  – Ty pierwszy.

  Darek nabrał powietrza.

  – Jeśli myślisz, że znów będę mówił o dziecku, to jesteś w błędzie – uprzedził ją wstając. – Chciałem ci tylko zaproponować wspólne wyjście dziś wieczorem. Co ty na to?

  – Muszę przyznać, że jestem zaskoczona. Myślałam, że teraz przez kilka dni będziesz mnie unikał, ale zobaczę co da się zrobić. – w tym momencie podniosła wzrok na męża i dodała. – Wrócę dziś wcześniej i możemy iść.

– Cieszę się, dawno nigdzie razem nie byliśmy. – krótka pauza. – Teraz twoja kolej.

  – Tak, wydaje mi się, że to poprawi ci humor. Zdecydowałam, że gdy tylko zakończę tę sprawę, to zaczniemy starać się o dziecko.

  – Ewa... Czekaj, czy ty właśnie powiedziałaś, że zaczniemy poważnie myśleć o naszym potomku ? – zapytał zaskoczony i przysunął się do niej.

  – Tak – powiedziała i pokiwała głową z entuzjazmem.

  Mąż uklęknął przed nią i położył głowę na jej kolanach. Wiedziała, że w ten sposób wyraża swoją wdzięczność za jej postanowienie. Pierwszy raz jej też zależało na tym dziecku. Poczuła, że to jest właśnie ten element, którego bardzo jej w życiu brakuje. W dalszym ciągu nie mogła się tym jednak zająć, dopóki nie dowie się prawdy na temat tych zamordowanych kobiet.

  Ostatecznie umówili się, że tego dnia wróci o 17:00. Wszystko po to, żeby na spokojnie mogli razem zdążyć na wieczorny seans w kinie.

~~~
  Odpowiedzi na maila jeszcze nie dostała, więc nie mieli żadnego nowego punktu zaczepienia. Zostało im tylko przeglądanie zdjęć z akt i sprawdzenie listy pracowników firmy Maksymiliana Piaseckiego. Wierzyła, że z tych wszystkich dokumentów dowiedzą się z kim Andżelika się spotykała, co z kolei będzie wysoce równoznaczne z doprowadzeniem ich do sprawcy. Syn Iwony miał im przywieźć bransoletkę matki, ale nikt nie był pewien, czy w ogóle podejdzie on do tego na poważnie.

  Wchodząc do pokoju Ewa od razu dostrzegła Edwarda, który tylko czekał, aby uwolnić siedzące mu w głowie pytania.

  – Masz coś nowego? Odpisała ci?

  – Nie, na razie ciągle czekam na odpowiedź. Gdy tylko ją dostanę, na pewno cię poinformuję. – usiadła przy swoim biurku i oczekiwała kolejnego znaku zapytania ze strony kolegi.

  – Masz jakieś nowe pomysły?

  – Myślałam, że moglibyśmy jednak porozmawiać z jakimś genetykiem. Może ustalenie ojca dziecka Andżeliki byłoby możliwe, mimo tego całego upływu czasu. – zaproponowała.

  – Szczerze to wątpię, ale jeśli chcesz to możesz spróbować. – stary nawet nie próbował ukrywać braku entuzjazmu w swojej wypowiedzi.

  Nie pomagało jej to, ale musiała chwytać się wszystkiego. Postanowiła, że najpierw skonsultuje to z przełożonym, a dopiero potem pojedzie w odpowiednie miejsce.

  Edward w tym czasie zajął się przeglądaniem wspomnianych zdjęć. Nie zauważył na nich nic, czego nie dostrzegłby już wcześniej. Nic dziwnego, przecież to te same zdjęcia, które widział dwadzieścia lat temu.

  – Niczego nie umiesz zrobić dobrze – wyrzucał sobie w myślach. – Jesteś życiowym nieudacznikiem. – Wewnętrzna samokrytyka właśnie dawała sobie o sobie znać, z kłującym ambicję niepokojem.

  Tylko te bransoletki ciągle chodziły mu po głowie... Dlaczego dwie z nich miały takie same przedmioty na swoich prawych nadgarstkach? Tylko Iwona była pozbawiona takiej błyskotki. Akurat jej brak owego feralnego dnia wcale nie oznaczał, że mogła jej w ogóle nie dostać… Biżuteria mogła nadal leżeć gdzieś w domu. Może to o niej mówił jej syn…

  Postanowił do niego zadzwonić, żeby uprzejmie ponaglić go z przywiezieniem przedmiotu na komisariat. Na próżno. Telefon chłopaka milczał.

  Ewa poinformowała o swoich zamiarach komendanta. Ten dał jej zielone światło. Nie wróciła już do pokoju, tylko przez telefon poprosiła starszego kolegę żeby do niej dołączył. Obeszło się bez zbędnych pytań, ale wyczuwała, że ta perspektywa nie bardzo mu się podoba. W sumie to mu się nie dziwiła. Jeśli ich spec od genetyki uzna, że będzie miało to jakikolwiek sens, wówczas obydwoje będą musieli uczestniczyć w wykopaniu zwłok kobiety.

  Droga dłużyła im się w kompletnej ciszy. Myśli kłębiły się w głowie. Słyszeli szum wiatru za oknem. Nagle dał o sobie znać telefon Edwarda. Bez chwili zawahania odebrał, nie przerywając jazdy.

  – Tak? – rzucił automatycznie.

  Przez dłuższą chwilę milczał, słuchając w skupieniu słów swojego rozmówcy. Kiedy ten skończył, odłożył delikatnie telefon, po czym zupełnie niespodziewanie uderzył dłonią w kierownicę. Zaskoczona Ewa nie rozumiała jego wybuchu.

  – Kurwa – rzucił tylko i nic nie powiedział.

  Kobieta nie wiedziała czy przejąć inicjatywę, czy lepiej poczekać aż sam zdecyduje się powiedzieć. Jednak to mogło być coś ważnego....

  – Coś się stało? – zapytała niepewnie.

  – Prasa już się o wszystkim dowiedziała. Komendant zwołał na jutro konferencję dla pismaków. Teraz już nie ma opcji, żeby się nie zesrało. Jak myślisz kogo będą obwiniać, jeśli już przy tym jesteśmy? – zapytał sarkastycznie.
  – Nas?

  – Nie nas, ale mnie. To ja robię już drugie podejście do rozwiązania tej sprawy. Porażka będzie moim gwoździem do zawodowej trumny.

  – Nie przesadzaj, na razie jesteśmy jeszcze w grze – Ewa próbowała go pocieszyć.

  – Nadzieja matką głupich, zobaczysz – mruknął niewyraźnie.

  Dojechali pod klinikę. Z góry spoglądał na nich wyraźny napis: „Geni–Med”.  Istna lokalna Mekka, jeśli idzie o szeroko pojęte badania DNA. Przy recepcji już czekał na nich jeden z lekarzy. Przywitał ich kurtuazyjnie i zaprowadził do gabinetu.

  – Co państwa do mnie sprowadza? – zapytał zajmując miejsce za biurkiem.

  – Jesteśmy z policji... – zaczęła Ewa, ale doktor przerwał jej gestem.

  – Wiem skąd jesteście. Przejdźmy do sedna. – ponaglił z lekkim uśmiechem, który mógł wyrażać dosłownie wszystko.

  – Dobrze, więc chodzi o sprawę, nad którą aktualnie pracujemy. Miała ona miejsce dwadzieścia lat temu, na pewno musiał Pan o niej usłyszeć. Głośne potrójne zabójstwo. Ofiary to wyłącznie kobiety.

  Mężczyzna kiwnął głową potwierdzająco. Ewa zatem kontynuowała.

  – Jedna z kobiet była w ciąży, ale na bardzo wczesnym etapie. Chcielibyśmy się dowiedzieć, czy w takiej sytuacji możliwe jest jeszcze zidentyfikowanie ojca dziecka w oparciu o materiał genetyczny – po tych słowach zapadła cisza.

  Oni czekali na odpowiedź, a lekarz zastanawiał się, czy aby to co przed chwilą usłyszał, nie było jakąś dziwną prowokacją. Aż tak było to nieprawdopodobne, z uwagi na rozpiętość czasową całości.

  – Jedyne co mogą państwo w tej chwili zrobić, to rozmowa z człowiekiem, który przeprowadzał sekcję zwłok. Powinien mieć wszystkie próbki w specjalnych pojemnikach. Możecie poprosić go, żeby sprawdził je jeszcze raz. Obecnie technologia poszła znacznie do przodu i da się ustalić więcej cech na postawie tych próbek. Ja nawet gdybym chciał, nie mogę wam pomóc. Jest na to zdecydowanie za późno. Jak sama pani wspomniała – ciąża była we wczesnym stadium rozwoju – stąd samo pobranie DNA dziecka z łona matki nastręcza kolosalnych problemów, graniczących z bardzo prawdopodobną niewykonalnością całego zabiegu.

  Ewa lekko spuściła głowę, ewidentnie zawiedziona, że jej plan się nie powiódł. Edward bez ogródek pożegnał się i wyszedł na korytarz. W ślad za nim zrobiła to samo, ale wiedziała co zaraz usłyszy.

  – Trzeba było od razu mnie posłuchać, a nie przyjeżdżać tu niepotrzebnie.

  Miał całkowitą rację. Jego koleżanka była młoda i w wielu sprawach zadziwiająco naiwna. Czasami zwyczajnie powinna posłuchać rad starszego i bardziej doświadczonego policjanta. Pomimo lekkiego ukłucia ambicji usłyszanymi słowami, zdołała zachować zimną krew. Była młodsza i trochę nieopierzona na obecnym gruncie, ale koniec końców miała swój rozum. Ten podpowiadał jej, że ta rozmowa naprowadziła ich na coś nowego.

  Przez całą drogę nie odważyła się odezwać. Nie dlatego, że się bała, ale dlatego, że nie chciała niepotrzebnie jątrzyć całej sytuacji. Błędy może popełnić każdy. Musiała od czasu do czasu zaufać doświadczeniu starszych. Na szczęście zadzwonił do niej Darek żeby przypomnieć o ich wyjściu. Obiecał, że będzie czekał w domu. To ewidentnie poprawiło jej humor. Chociaż ostatnio regularnie się kłócili, to  czuła, że nigdy nie zostawiłby jej bez wsparcia.

  Zajechali pod gmach Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Trochę ją to zdziwiło, ale bardzo szybko przypomniała sobie, że to na tutejszym wydziale przeprowadzono sekcję zwłok wszystkich ofiar. Chciała już wysiąść, ale Edward złapał ją za rękę i powstrzymał.

  – Ja się tym zajmę – rzucił, po czym sprawnie wysiadł z samochodu.

  Dał jej tym do zrozumienia, że ma za nim nie iść. Widziała, jak znika w jakichś bocznych, mniej eksponowanych drzwiach.

  Komisarz szedł długim, ponuro szarym korytarzem do kostnicy. Był pewien, że właśnie tam znajdzie Adama – swojego starego znajomego, który pracował przy tej sprawie w charakterze patologa. Nigdy nie rozumiał, jak można lubić pracę polegającą na grzebaniu w ludzkich wnętrznościach, ale cóż... De gustibus non est disputandum. Tym bardziej o gustach znajomych. Co kto lubi.

  Zapukał, a gdy nie usłyszał odpowiedzi otworzył drzwi i wszedł. Dopadł go chłód. Iście morderczy. Mrożący krew w żyłach zwiastun miejsca, w którym właśnie się znalazł. Adam stał do niego tyłem i nie zauważył jego wejścia, co Edward skrzętnie wykorzystał.

  – Zostaw tego biednego człowieka, ty stary zgredzie – powiedział nad wyraz poważnie, po czym demonstracyjnie stanął obok przyjaciela.

  Przestraszony mężczyzna wycelował w jego stronę skalpel.

  – Boże, to ty Edek. Nie strasz mnie więcej, bo to się źle dla ciebie skończy.

  – I kto tu kogo straszy. – zaśmiał się Edward.

  Na chwilę zapanowała cisza. Lekarz poszedł umyć ręce, a policjant przyglądał się próbkom w słoikach stojących na stole.

  – Co cię do mnie sprowadza? – usłyszał głos za sobą i się odwrócił.

  – Masz jeszcze próbki pobrane ze zwłok tych kobiet sprzed dwóch dekad? Wiesz, tych o których było tak głośno w 2000 roku.

  – Taaa, gdzieś tu są. Muszę je trzymać, dopóki sprawa nie ulegnie przedawnieniu…  A czemu pytasz? – jego pełen ciekawości wzrok skierował się na policjanta.

  – Musisz w nich jeszcze raz pogrzebać. Oczywiście, celem znalezienia czegoś, co jeszcze mogło nie ujrzeć światła dziennego. Nawet drobna rzecz może mi pomóc. Jakiś naskórek spod paznokci, czy tym podobne. Zresztą co ja będę strzępił zbędnie język, znasz się na tym lepiej ode mnie. 

  – Jasne. Wszystkie próbki są w archiwum, podpisane i zapakowane. Znajdę je i wszystko jeszcze raz sprawdzę, ale nie nastawiaj się za bardzo. Minęło dużo czasu, a z tego co pamiętam, to ten koleś był naprawdę ostrożny.

  – Wiem, ale muszę koniecznie rozwiązać tę sprawę, żeby przejść na emeryturę z czystym sumieniem. Inaczej to nie da mi spokoju. Dodatkowo jest teraz taka nowa u mnie w fabryce, która nastawiła się na znalezienie zabójcy za wszelką cenę.

  – Oho, nowa koleżanka po fachu u boku. Przydałoby się być trochę młodszym do tych spraw, nie Edek? A tak na poważnie, to chyba ma dobre podejście, że chce to zamknąć. Nie uważasz ?

  – Tak, ale jeśli o nią chodzi… Sama jest córką kobiety, która niedługo po tej trójce zaginęła. – Edward oparł się o szafkę.

  – No tak. Dochodzi własne… Jak to ujmują procedury? „Osobiste zaangażowanie” ? Wiesz, że jeśli wasz stary się dowie, to może ją odsunąć, bo sobie za dużo poskłada z tych wszystkich elementów…  

  Edward ledwo zauważalnie skinął głową.

  – Ona nadal wierzy, że jej matka żyje ?

  Znów to samo kiwnięcie.

  – No to życzę powodzenia.  Jeśli ten ktoś jeszcze żyje, to pewnie dawno stąd wyjechał. Ja na jego miejscu bym tak zrobił. Gość raczej nie czekałby, aż wyważycie mu drzwi o najmniej spodziewanej porze doby – wywnioskował Adam.

  – A mnie się wydaje, że on zawsze był blisko… Tylko jeszcze nie wiem, gdzie dokładnie.

  Po kilku kolejnych, typowych wymianach zdań dla konwersacji dwóch starych kolegów, spotkanie dobiegło końca. Edward wrócił do wozu, przy którym cierpliwie czekała jego młodsza policyjna partnerka.

  – I jak ? – zapytała.

  – Pożyjemy, zobaczymy. Najpóźniej za kilka dni będziemy mieli nową analizę próbek. Do tego czasu wrażeń raczej nam nie zabraknie. Konferencja...

  Wsiadając do samochodu Ewa miała przez chwilę wrażenie, że Edward szybko wymamrotał coś niewyraźnie pod nosem. Coś jakby w stylu „pierdolone pismaki”. Albo bardzo podobnie.

 

Przedawnienie [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz