Rozdział 10: 19 lutego

36 7 0
                                    

  Ewa miała mętlik w głowie. Zupełnie nie docierały do niej pytania, którymi nieustannie bombardowali ją obecni na konferencji dziennikarze. Myślami była już przy Edwardzie i nie mogła znieść widoku tych wszędobylskich hien. Stała na podeście przed mikrofonem, ale jej mózg był nieobecny, jakby całkowicie wyłączony.

   – Czy wiedzą państwo już coś, co może pomóc w schwytaniu sprawcy? – jej uszu dobiegł głos gdzieś z końca sali.

  Nie dostrzegła twarzy pytającego, nie widziała nic oprócz tego, co właśnie działo się w jej głowie. Co jeśli na nią też ktoś będzie polował? Z drugiej strony, skąd pewność, że właśnie o to chodzi? Przecież Edward mógł ulec wypadkowi… Nikt jeszcze nie powiedział, że ktoś na niego napadł. Może to był czysty przypadek, niefortunny zbieg okoliczności… Nawet nie zauważyła, kiedy obok niej pojawił się komendant i sam zaczął konstruować odpowiedź na pytanie.

  – Jesteśmy na tropie, niestety, na razie nie mogę powiedzieć nic więcej. Mogę tylko dodać, że wszystkie sprawy łączy prawdopodobnie jeden mały szczegół, którego dwadzieścia lat temu nie zauważyliśmy. Nowe podejście do sprawy na pewno zmieniło naszą dotychczasową perspektywę.

  – Czy wszyscy świadkowie zostali ponownie przesłuchani? – zapytał kolejny z obecnych na sali, nie dając funkcjonariuszom chwili wytchnienia.

  – Oficjalne przesłuchanie nie miało miejsca. Detektywi odwiedzili rodziny poszkodowanych w domach i zadali kilka pytań. Nie dowiedzieli się jednak niczego ponad to, co do tej pory uprzednio udało się nam ustalić.

  – Powiedział pan o jakimś małym szczególe, który łączy te wszystkie sprawy. Co to takiego? – padło kolejne pytanie.

  – Nie mogę udzielić bliższych informacji na ten temat, dopóki ten wątek śledztwa nie zostanie całkowicie zbadany przez naszych biegłych.

  Po kilku następnych pytaniach konferencja dobiegła końca. Ewa nareszcie mogła odetchnąć; co prawda to nie ona odpowiadała, bo już na wstępie odjęło jej mowę, ale cała ta sytuacja była dla niej frustrująca i męcząca. Chciała już wyjść i jechać jak najszybciej do szpitala, ale została zatrzymana przez przełożonego.

  – Co się z tobą stało? Miałaś z nimi rozmawiać, a nie stać jak słup. – komendant naskoczył na nią bez patyczkowania się.

  – Przepraszam, starałam się, ale dręczy mnie sprawa Edwarda. W głowie mieszają mi się różne myśli… Celowe odciąganie nas od sprawy, świadoma napaść w celu usiłowania zabójstwa… A może  w grę wchodzi jesz…

  – Nie wiemy co tak naprawdę się wydarzyło. Edward nie został jeszcze przesłuchany. Jak dotąd nie wiadomo nawet czy jest przytomny. – przerwał jej natychmiast i nie czekając na odpowiedź ruszył w stronę swojego biura.

  Ewa odruchowo pobiegła za nim. Nie mogła opuścić miejsca pracy bez jego zgody, a koniecznie chciała jechać do rannego kolegi. Dowiedzieć się wreszcie, co się stało. Złapała go na schodach. Domyślił się, czemu nadal chce z nim rozmawiać, bo patrząc na nią kątem oka powiedział:

  – Wiem, nietrudno się domyślić… Możesz jechać, weź auto służbowe, ale masz potem wrócić i wszystko mi opowiedzieć. Przekaż mu, że wszyscy w firmie życzymy mu zdrowia i będziemy czekać na jego powrót.

  Ewa skinęła głową i bez odpowiedzi oddaliła się. Zdziwiła ją trochę ledwo słyszalna obojętność w głosie komendanta. Zaraz jednak uświadomiła sobie, że on też ma sporo zmartwień na głowie, jako wyższy w hierarchii policjant. Zbiegła po wielkich schodach i nabrała powietrza. Nie była nawet pewna czy Edward żyje. Była gotowa na najgorsze. Nie wiedziała jakim cudem dojechała pod prawidłowy szpital. Droga kompletnie rozmazała jej się w pamięci; nie pamiętała momentu, w którym wsiadła do samochodu. Była tak zaślepiona strachem i niepewnością. Może znali się krótko i nie łączyła ich w życiu prywatnym przyjaźń, ale tak naprawdę szczerze lubiła tego starego zgreda.

Przedawnienie [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz