Rozdział 6: 17 lutego 2020

36 8 0
                                    

  Edward zaprowadził ją od razu do archiwum, gdzie mieściły się akta wszystkich będących w toku spraw. Już przy wejściu poczuła charakterystyczny zapach starego papieru. Kłująca nozdrza woń tajemnic – zarówno tych rozwiązanych, jak i tych, które nadal czekają na swojego odkrywcę, bądź na zawsze pozostaną niewiadomymi. Spodziewała się, że w tych czasach wszystkie sprawy można znaleźć w jakimś ogólnokrajowym systemie, ale widocznie się myliła. Podążała za starszym kolegą, równocześnie z podziwem odczytując daty na teczkach. Było ich całe mnóstwo. Najstarsza pochodziła z czasów chyba zaraz po wojnie, ale nie była tego pewna. Przez chwilę błądzili między regałami w absolutnej ciszy. Wiedziała, że to celowy zabieg – komisarz daje jej czas na przyzwyczajenie się do tego osobliwego otoczenia.

  – Tam są – stwierdził triumfalnie i wskazał na trzy grube teczki leżące dokładnie przed nimi.  

  Podszedł i wyjął je.

  – Przyprowadziłem cię tu tylko po to, żebyś zobaczyła jak dużo tego się tu przewala. Taka lekcja od starszego kolegi po fachu: w tych „nowoczesnych pudłach” zwanych komputerami nie znajdziesz wszystkiego. Tu tak. – zaśmiał się i wskazał dłonią na drzwi.

  – Rozumiem.

  Po jakimś czasie skierowali się do wyjścia. Po drodze jednak uwagę Ewy zwróciła pewna teczka. Bystre oko momentalnie dostarczyło informacji, że dotyczyła ona zabójstw z lat osiemdziesiątych. „Kolejny seryjny morderca, ale jego przynajmniej udało się złapać”, przeszło jej przez myśl.

  – Pracowałem nad tą sprawą – powiedział Edward, który najwidoczniej zauważył jej zainteresowanie. – Było ciężko, ale po kilku miesiącach przesłuchań i błądzenia udało nam się w końcu go znaleźć. Niemal klasyczny, choć nieco bardziej skomplikowany schemat typu po nitce do kłębka. Byłem z siebie dumny, ale pamiętałem też, że obiecałem rozwiązać inną sprawę... Na szczęście teraz robię drugie podejście i liczę, że tym razem się uda.

  – Mam nadzieję, że pomogę.

  – Świeża głowa zawsze się przyda.

  Wrócili do pokoju, gdzie rozłożyli akta na biurku i przyjrzeli im się uważnie. Brakowało zdjęć, ale rozumiała, że przez tyle lat mogły zostać gdzieś przeniesione. Przewinęło się kilka nazwisk, ale nie było głównego podejrzanego. Żadnego faworyta, żadnego numeru jeden na potencjalnej liście. Przeczytała, że kiedyś pod okiem śledczych był stróż z osiedla, na którym mieszkała Andżelika, ale między nim a resztą kobiet nie było powiązania. Wreszcie wypuścili go, nie mając żadnego dowodu. Później podejrzewali przyjaciela ofiary, ale sytuacja się powtórzyła.

  – Od czego sugerujesz zacząć? – zapytał nagle Edward, wyrywając ją tym samym z głębokiego zamyślenia.

– Hhmmm… Wydaje mi się, że powinniśmy jeszcze raz przesłuchać rodziny wraz ze znajomymi tych kobiet. Po tylu latach mogą mieć nieco inne spojrzenie na te sprawy. Być może coś im się przypominało… Musimy próbować wszystkiego.

  – Cóż, skoro tak podpowiada Ci intuicja... Zaczynajmy zatem. Tylko kogo wziąć na pierwszy ogień? – zastanawiał się, głośno i wyraźnie cedząc każde artykułowane słowo.

  – Maksymilian Piasecki. Rozpoczniemy od niego. – zadecydowała Ewa.

  – Gdy rozmawiałem z nim dwadzieścia lat temu, nawet nie zainteresował się faktem, że razem z tą kobietą zabito jego dziecko. Jednym słowem dziwny facet. Ciągle tylko jęczał i powtarzał jak bardzo ją kocha; że to wszystko jest dla niego nie do zniesienia.

  – Potwierdzono na 100% procent, że dziecko było jego? – trafnie zainicjowała pani sierżant.

  – Wiesz, nikt tego w pełni nie sprawdził od początku do końca. On sam już na wstępie nie zaprzeczał i taka wersja trafiła do akt. – wytłumaczył po drodze w kierunku parkingu.

  Ich służbowym autem okazało się być leciwe czerwone BMW E30. „Auto z duszą” – jak niechybnie zauważyłby Darek. Na samą myśl o tym Ewa mimowolnie się uśmiechnęła.

  – Może gdyby wykonano badania DNA dziecka, możliwe byłoby ustalenie biologicznego ojca… To mógłby być świetny punkt zaczepienia na drodze do znalezienia mordercy – zagadnęła Ewa.

  – Teraz i tak jest na to za późno. Wiesz, ciało zostało pochowane zbyt dawno, a ciąża była we wczesnym stadium, więc i tak rozgrzebywanie tego teraz nie ma najmniejszego sensu. – zareplikował jej partner, odpalając silnik samochodu.

  – Myślisz, że jeśli  zapytamy go wprost czy był ojcem, to może to coś zmienić?

  – Wątpię, ale nie zaszkodzi spróbować.

  Resztę drogi spędzili w milczeniu. Każde w swoim własnym świecie. Ewa układała sobie w myślach plan przesłuchania. Edward powrócił do dawnych wspomnień i szukał w nich jakichś istotnych szczegółów, które teraz mogłyby im pomóc. Kiedy dojechali na osiedle na którym mieszkał Maksymilian, Ewa zauważyła, że ich przyszły rozmówca raczej nie należy do ludzi biednych. Dom był okazały, podwórko detalicznie wybrukowane kostką, ogród zadbany i wyraźnie cieszący oko. Przed garażem stały dwa samochody popularnych światowych marek. Z pewnością zaliczających się do takich „nie na każdą kieszeń”.

  – Piasecki jest właścicielem firmy, w której przed śmiercią pracowała denatka – wyjaśnił starszy kolega.

  Wyszli z samochodu i skierowali się do furtki prowadzącej na posesję. Edward zadzwonił domofonem. Po krótkiej chwili usłyszeli mocny głos mężczyzny:

  – Maksymilian Piasecki, z kim mam przyjemność i w jakiej sprawie?

– Komisarz Edward Nowaczyński i sierżant Ewa Biel. Policja. Chcielibyśmy z panem porozmawiać o śmierci Andżeliki Kowal.

  W tym momencie drzwi domu otworzyły się, po czym w ich stronę zaczął iść starszy mężczyzna. Musiał być ewidentnie zaskoczony widokiem funkcjonariuszy, po tylu latach pytających nadal o tę sprawę, jednak zupełnie nie dał tego po sobie poznać.

  – Coś się stało? Macie może jakieś nowe ustalenia, ślady? – zapytał, otwierając im furtkę.

  – Chcielibyśmy zadać tylko kilka pytań. Uznaliśmy, że po tylu latach mogło się panu coś przypomnieć. – tym razem głos zabrała Ewa.

  – Ekhm… Dobrze, w takim razie zapraszam do środka. Nie będziemy przecież rozmawiać tutaj.

  Poszli za nim uważnie obserwując jego postawę i doszukując się jakiegoś dziwnego zachowania. Niemniej jego słowa delikatnie wskazywały, że wręcz cieszy się na widok mundurowych; co naturalnie kolidowało z wizją podejrzanego, który ma coś na sumieniu i próbuje to ukryć. Albo jest doskonałym aktorem i świadomie wie, co robi…

  – Proszę do salonu, niech państwo usiądą. – wskazał dłonią na mebel wyglądający na bardzo stary, jednak nadal będący w reprezentacyjnym stanie.

  – Dziękujemy. Na pewno nie zajmiemy dużo czasu. Chcieliśmy zadać kilka pytań, część z nich może się pokrywać z tymi, które usłyszał pan już dwadzieścia lat temu. Uznaliśmy jednak dla dobra śledztwa, że po tylu latach coś mogło się zmienić. – wyjaśnił Edward.

  Na twarzy Maksymiliana pojawił się ledwo dostrzegalny grymas zaniepokojenia, który w ułamku sekundy zniknął. Nie na tyle szybko jednak, by zdołał ujść uwadze Ewy. To ona przejęła inicjatywę i zaczęła zadawać pytania.

– Pracował pan z Andżeliką, prawda?

  – Tak, byłem jej szefem. – powiedział i lekko się uśmiechnął.

  – Czy w życiu prywatnym, poza pracą, coś was łączyło? – kolejne pytanie padło ze strony Edwarda.

  Ewa w tym czasie wszystko dokładnie i skrupulatnie zapisywała na tablecie. Nic nie mogło im umknąć. Nie tym razem.

  – No cóż… Zakochałem się w niej od momentu, w którym zaczęła u nas pracować, ale ona była na to obojętna. Po dwóch latach zaczęła dosyć niespodziewanie zwracać na mnie coraz większą uwagę, ale wtedy pojawił się w jej życiu jakiś tajemniczy kochanek. W końcu… dowiedziałem się, że jest z nim w ciąży. Nie chciałem żeby została sama, a na niego na pewno nie mogła liczyć. – zrobił pauzę i machinalnie otarł pojedynczą łzę, która pojawiła się na jego policzku. – Oświadczyłem się, mieliśmy razem zamieszkać. Dzień po tym zadzwoniła do mnie policja i wówczas dowiedziałem się o śmierci jednej z moich pracownic. – momentalnie wciągnął głośno powietrze, żeby nie pozwolić sobie na więcej oznak emocjonalnego poruszenia.

  – Zatem dziecko nie było pana? – zapytała zaskoczona Ewa.

  – Bardzo bym chciał żeby było moje, ale to niemożliwe. – odwrócił głowę w stronę okna, tak jakby z jakiegoś sobie tylko wiadomego powodu nie chciał już dłużej na nich patrzeć.

  – Przypuszcza pan kto w takim razie mógł być ojcem dziecka? – drążył Edward.

  – Dlaczego państwo o to tak właściwie pytają? – po ostentacyjnej reakcji widać było wyraźnie, że ta rozmowa zaczyna go męczyć. 

  – Ojciec dziecka to w tym przypadku gotowy podejrzany z żelaznym motywem. Musimy dowiedzieć się o nim jak najwięcej. Choćby poznać pańskie przypuszczenia.

  Zapadła cisza. Ewa zastanawiała się, w jaki sposób może go jeszcze podejść. Musiała jakoś zagrać na jego wyraźnie tłumionych emocjach. Po tym, co właśnie usłyszeli, musiał przecież wiedzieć coś więcej.

  – Widzi pan… – zaczęła. – Jeśli teraz nie uda nam się złapać mordercy, możliwe, że już nigdy nie dowiemy się, kto to był. Za kilka tygodni sprawa ulegnie przedawnieniu i ten ciągle anonimowy człowiek będzie mógł sobie dalej spokojnie żyć… Może nawet zdobyć się na coś podobnego do własnych czynów sprzed dwóch dekad… Nie muszę chyba dodawać, że nie zostanie on ukarany, a pan dalej będzie cierpiał z powodu niewyjaśnienia okoliczności śmierci Andżeliki.

  – Wiem tylko, że mieszkał gdzieś na obrzeżach Ochoty, ale nawet nie znam jego imienia. Nie rozmawialiśmy nigdy o nim. – był zauważalnie zawiedziony, że nie może pomóc swoim rozmówcom. – Kochałem ją. Tak bardzo, że przez te wszystkie lata nie byłem w stanie spojrzeć z podobnym uczuciem na żadną inną kobietę. Ciągle nie potrafię sobie wybaczyć, że pozwoliłem jej tego tragicznego dnia pójść do domu samej. Przecież gdybym z nią poszedł, to do czegoś takiego z pewnością by nie doszło. – teraz już nie był w stanie zahamować wzbierających łez.

  Spływały obficie przezroczystymi strugami, by finalnie spaść na połyskującą podłogę. Ewa odruchowo chciała przysiąść się do niego i pocieszająco pogłaskać go po plecach. W ostatniej chwili coś ją jednak wewnętrznie powstrzymało. Zamiast tego powiedziała współczująco:

  – Przecież to nie pana wina. Obawiam się, że nie można było temu zaradzić. Widocznie tak miało być. Proszę się nie zadręczać.

Błyskawicznie obrócił twarz w jej stronę i rzucił jej świdrujące spojrzenie.

  – Ile ma pani w ogóle lat? Ma pani męża?  Kiedykolwiek kochała pani kogoś tak prawdziwie, głęboko?

  Ewa wytrzymała ciężar jego przenikliwych oczu.

  – Wydaje mi się, że tak… Niemniej w większości przypadków takie rzeczy docierają do nas, kiedy tej drugiej osoby zabraknie. Lub gdy zwyczajnie jest już za późno. Obiecuję, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby doprowadzić tę sprawę do końca.

  Mężczyzna zadarł lekko głowę i posłał jej beznamiętny uśmiech. Wiedziała, co chce przez to dać im do zrozumienia. „Dwadzieścia lat temu mówili to samo i nic”. Albo: „Zawsze tak wszystkich zapewniacie, a później co…?„. Westchnęła, po czym wstała wolno, w sposób spokojny i opanowany.

  – Musimy raczej już iść. – szepnął starszy kolega tuż przy jej uchu.

  – Tak, masz rację...

  – Dziękujemy, że poświęcił nam pan swój cenny czas. Skontaktujemy się ponownie, jeśli tylko czegoś się dowiemy.

  Ewa kiwnęła do niego głową i ruszyła wespół z Edwardem ku wyjściu. Jeśli chcieli ruszyć w tej sprawie do przodu, musieli tego dnia przesłuchać jeszcze dwie rodziny. Czasu nieubłaganie było coraz mniej. Wiedziała, że jeśli ostatecznie się nie uda, to wówczas ona– ambitna i empatyczna– nigdy sobie tego nie wybaczy.

Przedawnienie [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz