Rozdział 11: 20 lutego 2020

34 6 0
                                    

  – Pani sierżant, syn Iwony Matuszkiewicz pojawił się na komendzie. Twierdzi, że ma to, o co wcześniej prosiliście. – w drzwiach stanął młody policjant z nieśmiałym uśmiechem na ustach.

  – Przyprowadź go do mnie – odparła Ewa, nie podnosząc wzroku znad uzupełnianego raportu.

  Od rana siedziała nad papierami nie mając zupełnie pomysłu, w jakim kierunku ma teraz pójść w sprawie. O ataku na Edwarda też nic więcej nie wiedziała. Czuła się coraz gorzej – bynajmniej nie dlatego, że stare śledztwo nadal tkwiło w miejscu, lecz z uwagi na fakt pojawienia się tej cholernej napaści. W miejscu zdarzenia nie było kamer miejskich; Edward też nie chciał powiedzieć nic ponad to, co usłyszała w szpitalu. Zachowywał się wówczas tak, jakby świadomie kogoś krył. Przeszło jej przez myśl, że on doskonale zdaje sobie sprawę z tego kto to był, ale z premedytacją nie chce tego wyjawić… Musi w tym istnieć jakiś bliżej nieokreślony powód…

  Z zamyślenia wyrwało ją ciche pukanie do drzwi. Momentalnie uniosła głowę. Tym razem w drzwiach stał młody chłopak. Dokładnie ten sam, którego razem z Edwardem jakiś czas temu odwiedzili w akademiku. Jednak teraz zauważalnie wyglądał na starszego. Może po części dlatego, że obecnie był ubrany nad wyraz elegancko, a włosy miał schludnie ułożone.

  – Dzień dobry. – przywitał się, po czym nieśmiało stanął przed jej biurkiem.

– Witam. – wskazała kurtuazyjnie krzesło przed sobą. – Chciał pan ze mną rozmawiać. W takim razie zamieniam się w słuch.

– Ekhm… Zacznę od pytania, które samo ciśnie się na usta. Co z komisarzem Edwardem? Słyszałem, że został przez kogoś zaatakowany...

– Niestety, nie mogę udzielać żadnych informacji na ten temat. Poza tym ocena stanu zdrowia leży w gestii lekarzy. – powiedziała lekko poirytowana Ewa.

  Nie takiego początku rozmowy oczekiwała. Chłopak doskonale wiedział, że zależało im na przyniesieniu pewnego przedmiotu. Wyraźnie zostało to zaakcentowane. W momencie kiedy o tym pomyślała, jej młody rozmówca sięgnął do kieszeni, a ona nie odrywała wzroku od poruszającej się ręki.

  – Rozumiem. Właściwie to coś ze sobą przyniosłem. – położył na biurku małe pudełeczko. – To o tej bransoletce wspomniałem. Komisarz Nowaczyński już ją kiedyś widział, ale stwierdził niedawno, że może być jeszcze potrzebna... Zresztą była pani przy tej rozmowie.

  Ewa wyciągnęła dłoń po przedmiot i schowała go do szuflady. Później pojedzie do szpitala i dowie się, o co chodzi z tymi bransoletkami.

  – Dziękuję. – uśmiechnęła się kordialnie, na co chłopak ożywił się i wstał.

  Był już o krok od opuszczenia pokoju, kiedy niespodziewanie odwrócił się w jej stronę.

  – Czy są już jakieś postępy? – rzucił badawczo.

  – Mam nadzieję, że Pana dzisiejsza wizyta, a konkretnie jej owoc, przełożą się szybko na konkretny punkt zaczepienia. W przeciwnym razie obydwoje wiemy, jaki będzie finał tego wszystkiego – odpowiedziała ponuro.

  – Tak… Zostało już tylko 10 dni.

– Dokładnie. Zdaję sobie sprawę, że rozwiązanie sprawy jest dla pana ważne. To dla mnie dodatkowa motywacja, aby w ostatecznym rezultacie nie zawieść. Także siebie samej. A czas jest niestety nieubłagany.

  Chłopak skinął głową i wyszedł z pomieszczenia, zostawiając ją z kłującym ambicję poczuciem winy. Nic kompletnie nie zrobiła. Zero, null. W niczym tak naprawdę nie pomogła… W obwinianiu się przeszkodził jej dźwięk elektronicznego powiadomienia. Kiedy spojrzała na telefon, w jej sercu pojawiła się mała iskierka nadziei na długo wyczekiwany przełom. To młodsza córka Sylwii odpowiedziała na jej wiadomość. Z rosnącym podnieceniem Ewa czekała aż wyświetli się pełna treść:

Przedawnienie [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz