Rozdział 3

41 7 2
                                    

    Sylwia od ośmiu lat cieszy się życiem mężatki oraz matki dwójki dzieci. Studiowała psychologię, ale pierwsza ciąża pokrzyżowała jej plany, więc przez pierwsze lata była skazana na swojego męża i jego zarobki. Często dawał jej przez to do zrozumienia, że jest nic nie warta… do momentu, kiedy jemu samemu zawodowo powinęła się noga. Wówczas całkowicie zmienił swoje podejście w tym temacie. Ona zaś stała się jedynym żywicielem rodziny.

  Musiała utrzymać mały domek, dwoje dzieci i męża. Nieraz musiała patrzeć, jak ten ucieka w alkohol. Nie o takim życiu marzyła i nie napawało ją to dumą; lecz mały sklepik, który prowadziła dawał wystarczająco dużo dochodów żeby nie brakowało im pieniędzy.

  Czasami miała ochotę, najzwyczajniej w świecie, schować się gdzieś przed wszystkimi problemami. Niczym żółw we własną skorupę, lub struś głową w piasek. Mąż krzyczał, rzucał przy tym przedmiotami – jakby to, że nie może znaleźć pracy, było jej winą. Śmiała się sama z siebie i w duchu wspominała słowa matki, która jeszcze przed ślubem przestrzegała ją:

  – To małżeństwo nie wyjdzie ci na dobre.

  Kiedyś Sylwia nie traktowała poważnie jej słów i nie reagowała. Uważała,  że matka zwyczajnie nie ma racji. Do tego, jej zdaniem, zbyt pesymistycznie patrzyła w przyszłość. Teraz, po kilku latach dałaby wszystko, żeby cofnąć czas i zerwać zaręczyny już po pierwszej uwadze starszej kobiety.

  Jedyną rzeczą, jaka codziennie przynosiła jej uciechę, było posiadanie dwóch pięknych córeczek. Starsza, ośmioletnia z wyglądu podobna do ojca, z charakteru jednak stanowiła jego zupełne przeciwieństwo. Przynosiła do domu same szóstki i sprawiała wrażenie wiecznie zadowolonej. Młodsza, pięciolatka, mała kopia mamy, była istną artystyczną duszą; od małego lubiła rozwiązywać problemy innych.

  On pojawił się w jej życiu zupełnie przez przypadek. Przynajmniej ona tak myślała. Wszedł pewnego dnia do jej sklepu i od razu zaczął z nią flirtować. Nie dopuszczała do siebie myśli,  że naprawdę może się jeszcze komuś podobać.

  Dopiero po kilku tygodniach wahań zgodziła się na pierwsze spotkanie. Dla bezpieczeństwa widywali się po drugiej stronie miasta, w małym hoteliku na Ochocie. Przez jakiś czas towarzyszyły jej uciążliwe wyrzuty sumienia: przecież ślubowała wierność, a teraz bez mrugnięcia okiem zdradzała męża. Później dotarło do niej,  że faktycznie mąż już dawno temu ją zostawił: dla butelki.

  Upominki od kochanka nauczyła się mu tłumaczyć jako prezenty od koleżanki na imieniny, bądź jako dowód wdzięczności za jakąś przysługę, jednak bransoletkę było niezmiernie ciężko wyjaśnić. Przecież nikt nie daje tak drogiej rzeczy przyjaciółce bez większego powodu. Mimo wszystko nosiła ją z dumą i z każdym spojrzeniem na nią przypominała sobie upojne chwile przeżyte z nieznajomym.

~~~
   Tego dnia nic nie wydawało się być nadzwyczajne. Wstała rano nie zastając męża w łóżku, co wcale ją nie zdziwiło. Córki jeszcze spały, ale z matczynego obowiązku musiała je obudzić, by nie zaspały do szkoły. Najpierw jednak przygotowała śniadanie, wzięła prysznic i nałożyła delikatny makijaż. Wtedy dopiero udała się do pokoju pociech i obudziła obie w ten sam sposób: dotykając delikatnie ich smukłych ramion.

  Kiedy dziewczynki jadły śniadanie, ona ukradkiem spakowała ich plecaki, nie zapominając przy tym o przygotowaniu im drugiego śniadania. Następnie zawiozła je do szkoły, by finalnie udać się do swojego małego biznesu.

  Kiedy podjechała pod sklepik, przed drzwiami czekało już kilka osób. Nie było to w żadnej mierze zaskakujące – w końcu miała naprawdę dobre, sprawdzone i świeże warzywa oraz owoce.

  Wyszła z samochodu i pospiesznie otworzyła drzwi, przepraszając klientów za spóźnienie. Pierwsza w kolejce była miła staruszka mieszkająca w okolicy. Sylwia znała ją dobrze, bo często przychodziła tu na zakupy i zawsze twierdziła, że jest ona „mądrym dzieckiem”.  Bawiło ją to niezmiernie. Następny w kolejce był miejscowy alkoholik, który zapewne po kilku godzinach skończy gdzieś zalany w trupa. Niestety, sama jego obecność z automatu przywołała w głowie futurystyczną wizję tego, kim, a w zasadzie czym, może stać się jej mąż w niedalekiej przyszłości. Po pierwszej fali klientów miała w końcu trochę czasu żeby wyłożyć nowy towar na półki.

  Jak zawsze podczas tej czynności uciekała myślami do swoich spotkań z kochankiem. Kilka razy nawet poważnie obawiała się,  że może być w ciąży, ale na szczęście do tej pory do tego nie doszło. Tym razem odświeżyła sobie w pamięci ich pierwsze spotkanie: ów moment, kiedy stanął w drzwiach i od razu oczarował ją swoim lekkim, absolutnie niewymuszonym uśmiechem. Długo nie dawał za wygraną i notorycznie próbował ją gdzieś zaprosić. Na samo wspomnienie tego wszystkiego na jej twarzy musiał wystąpić płomienny rumieniec – nieodłączny towarzysz przyjemnego wewnętrznego podniecenia.

  Zrobiło jej się autentycznie gorąco, stąd poszła przebrać się w inną koszulkę. Weszła na zaplecze i jak na złość usłyszała, że ktoś właśnie wszedł do środka. Zaklęła cicho pod nosem, ale głośno rzuciła:

  – Zaraz wracam, proszę chwilę poczekać.

  – Nie musisz się spieszyć. – usłyszała znajomy głos.

  Gdy wróciła za ladę, jej oczom nie mógł się ukazać nikt inny. Podszedł do niej i złożył na jej ustach krótki, lecz soczysty pocałunek. Sylwia zdała sobie sprawę, że to bardzo dziecinne, ale nagle poczuła iście narkotyczne pożądanie, od którego momentalnie zawirowało jej w głowie. Uśmiechnęła się tajemniczo i szybko znalazła się pod drzwiami. Już po chwili, dla potencjalnych osób po ich drugiej stronie widoczny był odwrotny napis na przekręconej tabliczce: „ZAMKNIĘTE”.

  Czasem odwiedzał ją w pracy. Tylko na chwilę, ale to w zupełności wystarczało,  by po jego wyjściu miała energię na cały następny tydzień.

  Bez zbędnego ociągania się zdjął jej dopiero co założoną koszulkę. Zaczął powoli, metodycznie całować jej smukłą szyję, stopniowo schodząc coraz niżej i niżej. Oparł ją delikatnie o ścianę i sprawnie zsunął z niej spodnie oraz bieliznę. Czuła wzbierającą w sobie falę, swoistą mieszankę upojnego gorąca i dzikiego instynktu seksualnej żądzy. Całość spotęgował ponadto zachęcający, znajomy widok jego obnażonego, masywnego krocza. Wszedł w nią brutalnie i mocno, uprzednio nasuwając prezerwatywę na najlepszego towarzysza ich wspólnych igraszek. Na chwilę zabrakło jej powietrza w płucach; na dłuższą metę jednak nie sposób było nie poddać się tym stanowczym, cyklicznym ruchom, przynoszącym cudowne odczucia w dolnej partii ciała. Po kilkunastu minutach było po wszystkim. Obydwoje ubrali się i opuścili pomieszczenie. Ona z rumieńcem zasmakowanej przyjemności na twarzy, on z naturalną dla siebie zimną obojętnością. Gdyby nie jego pomrukiwanie podczas zbliżenia, nie wiedziałaby nawet czy było mu autentycznie dobrze.

  – Spotkajmy się jeszcze wieczorem. Odbiorę cię po pracy, dobrze? – zaproponował.

  – Muszę odebrać dzieci. – próbowała się wywinąć.

  – Twoja mama to zrobi, jestem tego pewien. – uśmiechnął się i bezceremonialnie wyszedł.

  Westchnęła i w ciszy przyznała mu rację. Jej mama często odbierała dzieci kiedy ona zabawiała się z nim w hotelu.

  Znów otworzyła sklep i wróciła do swoich obowiązków, ciągle myśląc jeszcze o jego niespodziewanej wizycie. Zdarzały się one rzadko, ale pamiętała je długo. Bardzo długo. Niemal tak natarczywie i dokładnie, iż mogłaby przysiąc, że może odtworzyć każdą sekundę z trwania ich cielesnego zespolenia. Zadzwoniła do matki żeby poprosić ją o przysługę, a gdy ta się zgodziła, omal nie zdradziła powodu tej nagłej zmiany codziennych planów. Może i jej matka nie lubiła jej męża, ale na pewno nie tolerowała zdrady. Musiała jawnie skłamać, że koleżanka pilnie potrzebuje jej pomocy. Nie lubiła taić prawdy, ale teraz była do tego zmuszona.

  Przez resztę dnia prawie nic się nie działo. Tylko jeden awanturujący się alkoholik nie chciał opuścić budynku, ale jakoś sobie z nim poradziła. W końcu od jakiegoś czasu na co dzień w swoich czterech ścianach uczy się stanowczości wobec podobnego przypadku...

~~~
  Tak jak obiecał – przyjechał po nią po pracy. Bez wahania wsiadła do samochodu i przywitała go enigmatycznie:

  – Cześć.

  Nie odpowiedział. Już wtedy jego zachowanie wydało się jej dziwne, ale z powodu nagłego przypływu pokory postanowiła nie zadawać pytań. Zdawała sobie sprawę z tego,  że podobnie jak ona ma swoją rodzinę i coś mogło mu się nie układać. Ich spotkania dla obojga były tylko odskocznią, bez zbędnych uczuć i dalszego zaangażowania. Jechali w obopólnym milczeniu, które zakłócało jedynie włączone radio.

  Miała z trudem powstrzymywaną ochotę zapytać czy coś się stało, ale on i tak nic by nie powiedział. Był tak tajemniczy, że czasami się go bała. Zarazem jednak ten jawnie okazywany introwertyzm działał na nią niczym najskuteczniejszy w świecie magnes.

  Kiedy już prawie dojechali do celu, zwolnił i zatrzymał się przy parku. Sięgnął po coś do schowka. Nie widziała po co, ale czuła, że zaraz może zdarzyć się coś złego. Klaustrofobiczna atmosfera wnętrza samochodu zupełnie nie pomagała odgonić tych myśli. Po chwili zorientowała się, że założył czarne rękawiczki. Nie rozumiała, w jakim celu…

  – Chcesz coś jeszcze powiedzieć? – zapytał lodowato, jakby jej życie miało się zaraz skończyć. Niczym kat do skazańca na chwilę przed egzekucją.

  – Co się dzieje?

  – Zaraz się przekonasz – powiedział złowieszczo i szybkim ruchem oburącz złapał ją za głowę.

  Próbowała otworzyć drzwi, ale twardy opór dał znać, że były zablokowane. Całe życie w jednej chwili przebiegło jej przed oczami. Widziała doskonale jego oczy, jednak nie mogła w nich zobaczyć żadnych uczuć. Były zimne i puste, zupełnie bez emocji… Wyglądał niczym ludzki robot; android, który wszystko sobie dokładnie i doskonale zaplanował. Zwłaszcza jego ręce zdawały się być morderczo i precyzyjnie skuteczne, coraz bardziej osaczając jej głowę. Nie rozumiała dlaczego to robi. Szczególnie, że w dzień było im ze sobą tak dobrze...

  – Proszę, przestań! – zaczęła się szarpać, ale wielkość samochodu nie dawała jej dużego pola do popisu.

  Szarpnęła jego ręką i na chwilę uścisk zelżał, lecz zaraz potem powtórnie złapał za jej kark ze zdwojoną siłą, nieuchronnie zmierzającą do tragicznego finału.

  – Możesz się pożegnać z życiem – wyszeptał z nieznaną jej dotąd koszmarną barwą, niczym mroczny upiór z najgorszego koszmaru.

  Nic z tego nie rozumiała. Błyskawicznie wykonał jeden szybki ruch rękami. W samochodzie dało się słyszeć jedno głośne chrupnięcie. To nadwyrężony kark oznajmił, że w tej jednej sekundzie życie z niej nieodwracalnie uleciało, niczym słaba woń perfum na silnym wietrze. Nie zdążyła nawet poczuć bólu. Nagle wszystko się skończyło.

  Jej oprawca tylko się uśmiechnął, po czym wysiadł z samochodu. Wyciągnął ją na chodnik, podniósł i zarzucił na siebie tak, że zwisała mu przez ramię w dół nienaturalnie skręconą głową. Zaniósł zwłoki pod duży krzak i rzucił niemal z obrzydzeniem. Jakby zawsze nic dla niego nie znaczyła.

  Bo tak właśnie było. Żadna z nich nic dla niego nie znaczyła. Były przypadkowymi kobietami, które wybrał spośród tłumu. Ich jedyna wartość sprowadzała się do roli ponurych trofeów, które miały ozdobić kunszt jego zbrodni. Zbrodni, za które nigdy miał nie odpowiedzieć…

  Niemy Park Szczęśliwicki po raz kolejny był świadkiem, jak spokojnie odjechał. Wrócił bezpiecznie do domu. Wrócił do swojego życia. Jakby nic nadzwyczajnego się nie stało.

Przedawnienie [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz