Rozdział 13: 22 lutego 2020 roku

27 5 0
                                    

  Ewa wyjechała spod komendy zupełnie skonsternowana. Nie miała pojęcia, co przyniesie zaplanowana akcja. Bardzo prawdopodobne było, że jubiler, który wykonał bransoletki, mógł już zwyczajnie nie żyć… Co wtedy? Będą dalej błądzić po omacku, aż w końcu sprawa się przedawni i będzie po wszystkim. Bezowocnie. Jechała teraz w bardzo dobrze jej znane miejsce w stolicy. Tam, gdzie dorastała – na warszawski Mokotów. Przypomniała sobie dom rodziców, w którym się wychowała, dom w którym żyła jej matka... Szybko potrząsnęła głową, jakby chciała w ten sposób odpędzić od siebie te nostalgiczne myśli. Właśnie w tej dzielnicy znajdowało się siedem zakładów jubilerskich, które zamierzała tego dnia odwiedzić.

  Przed wejściem do trzeciego budynku spojrzała do swojego notatnika. Dwie poprzednie próby zupełnie trafiły w całkowitą próżnię. Nawet już o nich nie pamiętała. Liczyło się tu i teraz. Uważała to wszystko za ostatnią szansę i bardzo nie chciała się zawieść. Sama na sobie. Weszła do środka i przywitała się cichym „Dzień dobry”. Po chwili dostała odpowiedź:

  – Witam. W czym mogę pomóc? – zapytała młoda kobieta, może koło trzydziestki.

– Jestem z policji. – powiedziała pokazując swoją odznakę. – Sierżant Ewa Biel.

  Na twarzy kobiety momentalnie ukazał się grymas przerażenia. Kiedy przez dłuższą chwilę nic nie była w stanie powiedzieć, Ewa, której uwadze nie uszła jej zagadkowa reakcja, postanowiła kontynuować.

  – Czy mogłabym porozmawiać z właścicielem?

  Milcząca nadal dziewczyna wyszła na zaplecze, wracając po chwili wraz ze starszym mężczyzną. Zapewne ojcem, albo wujem. W tym czasie ona zastanawiała się, dlaczego w pierwszym odruchu policja budzi w ludziach przerażenie, zamiast poczucia bezpieczeństwa. Czyżby każdy miał coś poważnego na sumieniu?

  – Co panią do mnie sprowadza? – przerwał jej rozterki mężczyzna.

  Ewa podeszła do lady i rozłożyła na niej zdjęcia przedmiotów. Właściciel zakładu przyjrzał im się uważnie, po czym podniósł wzrok na nią.

  – Rozpoznaje pan którąś? Proszę się dobrze zastanowić, pańska opinia może być bardzo istotna i kluczowa. – powiedziała sztywno Ewa, niemniej z lekką nutą nadziei w głosie.

  – Hhmm… To na pewno nie moja praca, ale gdybym zobaczył je z bliska, być może mógłbym dać parę wskazówek… Odnośnie określenia grona potencjalnych twórców.

  Ewa machinalnie dotknęła kieszeni i wyczuła w niej pudełko, które jeszcze dziś rano przekazał jej Piasecki. Na całe szczęście, zabrała je ze sobą.

  – Proszę zerknąć. Będę bardzo wdzięczna.

  Podała mu mały kwadratowy kształt, a mężczyzna w tym czasie sięgnął po coś co wyglądem i budową przypominało małą, częściowo przeszkloną tubkę. Od razu przyszło jej na myśl skojarzenie z lupą zegarmistrzowską. Obserwowała uważnie, jak przez chwilę obraca przedmiot w dłoniach i badawczo wpatruje się w niego uzbrojonym w powiększacz okiem. Po chwili miał już na twarzy lekki uśmiech, wyraz ewidentnego triumfu.

  – Widzi pani tę małą literkę „M”, tuż obok próby złota?

  Ewa pomogła sobie poręcznym urządzeniem i rzeczywiście zobaczyła. Skinęła głową potwierdzająco.

  – To minuskuła mistrza, który ją wykonał. Coś w rodzaju autorskiej puncy. Jestem raczej pewien, że może pani skupić się na poszukiwaniu mojego kolegi po fachu o nazwisku zaczynającym się właśnie na ową literę. W naszym fachu to bardzo powszechnie stosowany sposób znakowania własnych wyrobów.

  Ewa szybko mu podziękowała, odebrała od niego pudełko i wróciła do samochodu. Właśnie takiej informacji potrzebowała. To, co usłyszała, było naprawdę istotne. W końcu jakaś wyrazista szansa na progres w śledztwie, niemal na samym finiszu. Wzięła długopis ze schowka i zaczęła odpowiednio modyfikować listę nazwisk i zakładów. Po wszystkim zostało ich zaledwie 35 w całej Warszawie. Poinformowała dyżurnego żeby przekazał wszystkim patrol odpowiednie wytyczne. Jeden z pozostałych w wykazie rzemieślników prowadził działalność tutaj, na Mokotowie. Należało się teraz udać właśnie do niego.

  W duchu rosło przekonanie, że mieli obecnie o wiele łatwiejsze zadanie. Nie musieli już błądzić prawie po omacku. „Że też sami na to nie wpadliśmy” – pomyślała. Zastanawiała się, czy po drodze nie zadzwonić do Edwarda, ale uznała, że nie będzie mu przeszkadzać w toku spraw związanych ze szpitalnym wypisem. Jechała więc do celu, słuchając ulubionej składanki, od czasu do czasu bębniąc w kierownicę do rytmu.

  Zgaszony silnik zamilkł. Wzrok zatrzymał się następnie na starej kamienicy, z której tylko jedna część się wyróżniała. Ta parterowa. Miała złoty szyld, piękne białe drzwi z okazałymi zdobieniami, a na wystawie obok błyszczała jasno i skrzyła się migotliwie różnej maści biżuteria. „Pewnie jest warta fortunę”, zgadywała wewnętrznie. Wiedziała, że to miejsce, którego szuka. Wejściu do środka towarzyszył krótki, lecz melodyjny dźwięk trąconego dzwonka. Sygnał dla właściciela, że oto w progach ma potencjalnego klienta. Albo kogoś zupełnie innego. W środku również wszystko wspaniale się prezentowało, układ gablot z błyskotkami był bardzo przemyślany. W tej samej chwili naprzeciw wyszedł ku niej z zaplecza młody mężczyzna. Nie potrafiła precyzyjniej określić wieku, ponieważ twarz miał skrytą pod bujnym, wręcz brodatym zarostem. Przedstawiła się, po czym opowiedziała zwięźle o celu swojej wizyty. Wszystko wedle wyćwiczonego, utartego schematu na początek wizyty.

  – Prowadzę ten zakład od niedawna i szczerze mówiąc, nie mam pojęcia czy aby na pewno wykonał to mój ojciec… – przyznał lekko zafrasowany mężczyzna, wzruszając ramionami.

  – Mógłby go pan o to zapytać? A najlepiej poprosić o możliwość rozmowy ze mną. – zaproponowała bez wahania Ewa.

  – Mój ojciec nie żyje od dwóch lat.

  Odpowiedź była tak niespodziewana, że na moment całkowicie wybiła ją z rytmu. Po szybkim ochłonięciu przeprosiła grzecznie za całą sytuację i pośpiesznie opuściła budynek. Kiedy już zapinała pasy, żeby odjechać i wrócić na komendę, usłyszała wywołanie w radiu.

– Trzy zera do 005, zgłoś się . – usłyszała znajomy głos dyżurnego.

– 005 do 000, zgłaszam się – odpowiedziała odpalając silnik.

  – Mam dla ciebie ważną informację. Twój jubiler został właśnie odnaleziony.

  Ewa zamarła. Nie spodziewała się, że nastąpi to tak szybko. Zdawało jej się, że poszukiwanie mimo wszystko zabierze funkcjonariuszom przynajmniej dwie doby, a tu proszę... Niespodzianka. „Dobrze, im szybciej tym lepiej, czas przecież naglił”. Tym sposobem ucieszyła się, że jest bliżej rozwiązania niż kiedykolwiek.

  – 005, jesteś tam?

  – Tak, jestem. Przepraszam, zamyśliłam się.

  – Jedź jak najszybciej na Dereniową 2, to na Wilanowie. Tam czeka już na ciebie patrol, który go odnalazł. Zdadzą ci relację co i jak.

  Ewa wykonała polecenie. Nie wytrzymała jednak wewnętrznego napięcia i wybrała numer Edwarda. Miała nadzieję, że odbierze, ale po czwartym sygnale nagle ją straciła. Po chwili od rozłączenia dostrzegła, że komisarz oddzwania.

  – Ewa, coś się stało? Dzwoniłaś. – Edward sprawiał wrażenie naprawdę przerażonego. Jakby się o nią martwił. Może to coś w rodzaju syndromu pobytu w szpitalu…

– Oj stało się i to dużo. Edward...– zrobiła krótką pauzę – chyba go mamy. Znaleźliśmy tego jubilera. Właśnie do niego jadę.

  – Daj mi adres, zaraz tam będę.

  – Nie ma mowy, ty zdaje się masz teraz odpoczywać w domu, z bliskimi. Ja to załatwię, potem dam ci znać, jak się sprawa aktualnie przedstawia.

  – W porządku. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że ci się udało. – w głosie rozmówcy słyszała mieszankę podekscytowania z uznaniem.

  – Poprawka: nam się udało. – zganiła go z uśmiechem na ustach.

  – Ja przez większość czasu byłem niedysponowany…

  – Bez twojego duchowego wsparcia nic bym nie zrobiła. A zresztą nie ma co się tak podpalać. Równie dobrze ten mężczyzna może nie pamiętać niczego, a propos ich sprzedaży. – nie wiedzieć czemu, sama zgasiła swój własny optymizm.

  – Zazwyczaj mają jakąś dokumentację, na wypadek reklamacji czy czegoś podobnego. Spokojnie.

  Rzeczywiście. Tylko jakiś niepoważny człowiek parający się takim zajęciem nie potrafiłby udowodnić czy odnotować swoich transakcji w stosownych rejestrach. Aplikacja komputerowa, czy opasły tom z rubrykami – nieważne, coś w tym stylu musiał z pewnością posiadać. Dalszą jazdę urozmaiciła sobie włączonym radiem, po części chciała jakoś zagłuszyć swoje pesymistyczne myśli. Dosłownie kwadrans później opuszczała już samochód pod wskazanym adresem. Tak jak zapowiadał dyżurny, dwójka młodych policjantów już na nią czekała przed lokalem. Na pierwszy rzut oka dało się zauważyć, że prawie pękają z rozpierającej ich dumy. Podeszła do nich i przywitała się z każdym krótkim uściskiem ręki.

  – Jak się przedstawia sprawa? – zapytała z lekkim niepokojem.

  – Wejdźmy do środka, pani sierżant. – zaproponował jeden z nich i przepuścił ją pierwszą przez uchylone drzwi.

  Za ladą stał widocznie zestresowany całym zajściem mężczyzna, na oko koło sześćdziesiątki. Spoglądał na nich zagubiony, z błądzącym po pomieszczeniu wzrokiem.

  – Dzień dobry. Sierżant Ewa Biel. A zatem to pan jest tym mistrzem, którego szukamy? – zaczęła, żeby trochę rozładować napięcie.

  – Yyy… Tak, na to w sumie wygląda. – odpowiedział zmieszany mężczyzna, poprawiając niedbale okulary.

  – Rozpoznał pan swoje dzieło bez problemu?

  – Wykonałem dziesięć takich bransoletek, z których aż cztery sztuki kupił jeden mężczyzna. Takich kontrahentów rzadko się zapomina.

  – Cztery? Jest pan pewny, że to nie były trzy?

  – Absolutnie, z pewnością kupił cztery; zresztą w odpowiednich papierach zapisałem nazwisko i ilość sztuk.

  – Ma pan te dokumenty gdzieś tutaj? – zrobiła to z nadzieją, że jej rozmówca gładko i bezproblemowo ułatwi im zadanie.

  – Tutaj niestety nie. Wszystkie dokumenty sprzed lat trzymam w sejfie, poza zakładem. Rozumie pani sierżant, względy bezpieczeństwa… Po wizycie panów policjantów uprzedziłem już córkę; przeszuka dokumenty i kiedy tylko znajdzie właściwe dane oddzwoni do mnie i niezwłocznie przekażę je państwu.

  – Dobrze, na tą chwilę nie będziemy już panu przeszkadzać. Nasza obecność może odstraszyć potencjalnych klientów. Bardzo nam pan pomógł, dziękuję w imieniu swoim i kolegów.

  Ewa odwróciła się do funkcjonariuszy stojących za nią.

  – Spisaliście pana dane?

  Kiwnęli głowami. Zadowolona z siebie ruszyła ku wyjściu. Czuła, że jest coraz bliżej rozwiązania całej zagadki, wydawało się że jest w stanie niemal go namacalnie dotknąć. Równocześnie ta czwarta bransoletka nie dawała jej spokoju… Czyżby chodziło o kolejną, ostatnią ofiarę tego psychopaty? Coś jej wewnętrznie podpowiadało, że kiedyś widziała prawie identyczny element biżuterii, ale nie była pewna gdzie… Pustka w pamięci. Na świeżym powietrzu dopadła ją do tego istna paranoja: zwrot „właściwe dane” w ustach tego jubilera… A co, jeśli jest w zmowie ze sprawcą i teraz wystawią im zwykłego figuranta, zupełnie niewinnego człowieka? To wróżyło tylko jedno: dalszą „zabawę w kotka i myszkę”, aż do zasranego przedawnienia… Nie, to nie może pójść w tym kierunku… Za bardzo misterne i wyimaginowane, za bar… 
  Nagłe olśnienie, jak grzmot z jasnego nieba: „Mama miała kiedyś podobną”. Niekoniecznie taką samą, ale na pewno łudząco zbliżoną wyglądem… Poczuła dziwnie męczącą, nieodpartą potrzebę odnalezienia tego matczynego suweniru, wokół którego nagle zaczął kręcić się cały jej świat – nie tylko ten służbowy...

Od Autorki:
Cześć, wracam do was z nowym rozdziałem po dość długiej przerwie, jednak mam nadzieję, że nie znudziło wam się czekanie. Do końca książki zostały jeszcze dwa, góra trzy rozdziały, więc będzie się działo :)

Przedawnienie [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz