ROZDZIAŁ 1

176 13 1
                                    

Will POV

Byłem pewny, że dzisiaj coś się wydarzy. Pewnie ciekawi was skąd. Otóż mój drogi mentor, nie obudził mnie bladym świtem i nie kazał przebiec się w ramach porannego rozruchu przed śniadaniem po lesie. Zamiast tego na stole w kuchni zostawił mi list, w którym napisał, że jak zwlekę się z łóżka mam zająć się pracami porządkowymi w chatce i zrobić trening. Dodał też, że w godzinach popołudniowych przyjedzie z jeszcze dwoma innymi osobami i mam coś ugotować.

Cały dzień zastanawiałem się o co chodzi. Nigdy tak nie robił, zawsze uprzedzał mnie, że gdzieś idzie. Zrobiłem co kazał. Najpierw zrobiłem krótki trening i nakarmiłem Wyrwija, potem zjadłem śniadanie, następny trening, polowanie na królika i gotowanie. Ugotowałem potrawkę z niego, ponieważ to jest ulubione danie Halta w moim wykonaniu. Gdy skończyłem, zaparzyłem kawę i oczywiście posłodziłem ją miodem, to przyszedł czas na zajęcie się raportami. Od jakiegoś czasu pomagam w tym mentorowi. Mamy bardzo podobne charaktery pisma, więc nikt się jeszcze nie zorientował. Gdy wypełniłem swoją część złożyłem wszystko na schludny stosik i chwyciłem za pelerynę i łuk z kołczanem. Stwierdziłem, że poćwiczę strzelanie podczas jazdy na Wyrwiju. To zawsze szło mi kiepsko, w sensie pewnie i tak ktoś z poza korpusu powiedziałby, że nie mam co ćwiczyć, bo i tak jestem bardzo dobry, ale mnie mój poziom nie zadowalał.

- Wyrwij, masz ochotę na przejażdżkę? – zapytałem się mojego wierzchowca.
Na co on tylko parsknął. Może tylko to sobie wyobraziłem, ale wydawało mi się jakby mówił coś w stylu „No jasne, myślisz że lubię cały dzień spędzać w stajni". Uśmiechnąłem się do niego.
- Najpierw mały patrol, a potem poćwiczę strzelanie – powiedziałem. – Co ty na to?

Popołudniem wróciłem do chatki i czekałem na Halta. Wziąłem kartkę papieru i węgielek z zamiarem napisanie listu do Horace, ale gdy zacząłem się zastanawiać co napisać moja ręka zaczęła coś rysować. Nie zwracałem na to uwagi, ponieważ usiłowałem wymyślić, jakiś powód wysłania listu. Nagle usłyszałem rżenie Wyrwija, nie oznaczało ono wroga, więc wyszedłem przed dom nie zabierając łuku. Po chwili z gęstwiny wyjechały trzy postacie, jedną z nich był Halt, drugą chyba Gilan, a z ostatnią miałem problem. Również była zwiadowcą, ale nie kojarzyłem jej. Gdy podjechali rozpoznałem ją. Była to osoba, która uratowała mi życie w Skandii.
- Witajcie! – powiedziałem. – Szczęsnego dnia pogromczyni bezbronnych świerków – powiedziałem po skandyjsku do Katniss. Miny Halta i Gilana były bezcenne.
- Szczęsnego dnia, chłopczyku – odpowiedziała mi, wprawiając w jeszcze większe osłupienie zwiadowców.
- To wy się znacie!? – zapytali jednocześnie Halt i Gilan, wywołując śmiech u mnie i mojej przyjaciółki. - Czy to ważne? – zapytałem się.
- Tak – powiedział Halt – tłumaczyć się!

Od odpowiedzi wybawiły mnie konie przyjaciół. Wykorzystałem to i poszedłem zaparzyć kawę.

Zwiadowcy w Akademii Vocanów [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz