1. "heart made of glass"

5.7K 189 139
                                    

~*~

Isn't it lovely? All alone
Heart made of glass, my mind of stone*

~*~

Słonce nieśmiało oświetliło swymi promieniami pewne niewielkie mieszkanie na obrzeżach Londynu. Była połowa września i taka pogoda mogła tylko cieszyć mieszkańców Anglii. Przyzwyczajeni do kapryśnej aury, która ostatnimi dniami ostro dała się im we znaki, skwapliwie chłonęli energię płynącą ze świetlistych promieni.

W mieszkaniu, do którego na moment zajrzało słońce, panował względny porządek. Jego właścicielka musiała wykonać kilka szybkich i precyzyjnych ruchów, by przygotować go na wizytę przyjaciół. Ich zapowiedziane w ostatniej chwili odwiedziny z jednej strony powodowały radość, z drugiej wprawiły w pewne zakłopotanie.

Przyjaźń połączyła ich w czasach szkolnych. Pierwszego września tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego pierwszego roku wsiedli do pociągu, nieświadomi przyszłości, pełni ekscytacji, dziecięcej ciekawości. I szczypty niepokoju czy oczekiwania nie okażą się tylko pięknymi, ale pękającymi za szybko bańkami mydlanymi.

Trafili do jednego domu w Hogwarcie i można powiedzieć, że byli na siebie skazani. Razem siedzieli przy stole podczas posiłków, razem chodzili na zajęcia, razem uczyli się do egzaminów. Przyjaźń z każdym dniem zdawała się być coraz silniejsza, aż nadszedł ten przełomowy moment. Gdy skrywana tajemnica spowodowała brutalny rozłam.

Czas nauki w Hogwarcie dobiegł końca, każde z nich ruszyło we własnym kierunku, choć ciągle łączyły ich nie tylko naderwane więzy przyjaźni.

Cały ich świat coraz ciaśniej oplatało zło, któremu próbowali się przeciwstawić.

Rose Turner, która kontrolnie sprawdziła jeszcze czy nic w mieszkaniu nie zdradzi oznak jej przygnębienia, swoją przyszłość po opuszczeniu murów Hogwartu widziała zupełnie inaczej. Ta, z którą mierzyła się na co dzień wydawała się wypłowiała i ciągle deszczowa. Monotonna, pozbawiona tego słonecznego promyku nadziei, że coś się odmieni.

To dlatego, że ciągle kogoś traciła. Ludzie, których kochała nagle rozpływali się w powietrzu, zły wiatr zdmuchiwał ich z powierzchni ziemi. Czasy były niespokojne, niepewne, a Rose ciągle na nowo próbowała odnaleźć się w tym, znaleźć jakiś powód, by doszczętnie nie zatracić się w przyduszającym zwątpieniu.

Powitała swoich gości z szeroko rozłożonymi ramionami, ale i lekko wymuszonym uśmiechem, który zatuszować miał pełne obaw spojrzenie. Rudowłosa Lily, która zdawała się go nie zauważać, od razu rzuciła się w ramiona przyjaciółki. Stojący tuż za nią James, też nie wyczuwał pewnego napięcia z jakim powitała ich Rose.

— Rozgośćcie się — rzuciła, wskazując im drzwi do salonu, a sama na moment zniknęła w kuchni. Odetchnęła głęboko, wyjmując ciasto i szybko krojąc je na kawałki. Do salonu wróciła już uspokojona, a przed nią lewitowała taca ze szklankami, butelkami kremowego piwa i babką cytrynową. Taca wylądowała na stole z cichym stuknięciem, a Rose usiadła na bujanym fotelu, mając przed sobą twarze przyjaciół.

— Wybaczcie, że tak skromnie — mruknęła, zachęcając ich gestem, żeby się częstowali — Ale nie daliście mi zbyt wiele czasu na przygotowania — dodała jakby lekko oskarżycielskim tonem.

James zaśmiał się szczerze.

— Bez przesady Rose... Miałaś całe trzy minuty...

— Co u ciebie? — spytała Lily, częstując się ciastem. James wziął jedną z butelek i nalał kremowego piwa do szklanki. Rose głośno przełknęła ślinę.

Czarna Róża • Regulus Black • Syriusz BlackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz