Harry obudził się późnym rankiem następnego dnia. Wzdychając do siebie, rozpoczął długi proces przemieszczania się z posłania na wózek. Przynajmniej mógł sam wyjść z łóżka, nawet jeżeli nie był w stanie na nie później wejść. Zamienił piżamę na dres i skierował się do prowizorycznej siłowni. Zaczął swój trening, zauważając przy tym, że niektóre ćwiczenia mógł wykonywać dłużej, dopóki jego ramiona nie odmówiły mu posłuszeństwa. Całkowicie wyczerpany i okropnie spocony, Potter wrócił do swojego pokoju. Usunął zaklęciem większość brudu, ale czuł, że to wciąż za mało. Naprawdę bardzo chciało mu się miłej, relaksującej kąpieli w całkiem dużej wannie znajdującej się w łazience. Wiedział jednak, że nie jest w stanie samodzielnie wydostać się z wózka, był zbyt zmęczony wcześniejszymi ćwiczeniami. Zbierając całą swą gryfońską odwagę, zawołał Żużla. Z kolei skrzat sprowadził Snape'a, który najprawdopodobniej do tej pory chował się w swoim laboratorium.
- Co tym razem, Potter? – spytał Severus.
- Eee... Zastanawiałem się... To znaczy... - Harry nagle nie wiedział, co dokładnie ma powiedzieć.
- Wykrztuś to z siebie, nie mam całego dnia – odparł drwiącym głosem Snape.
- Chciałem się wykąpać... ale nie dam rady sam wejść do wanny – wyszeptał chłopak. Starszy czarodziej nie powiedział nawet słowa, tylko podniósł go i bezceremonialnie wsadził do pustej wanny.
- Zaczekam w twojej sypialni, żeby upewnić się, że się nie utopisz, więc nawet nie próbuj się ociągać – powiedział Severus, groźnie marszcząc brwi i wyszedł z łazienki. Harry skrzyżował ramiona na piersi, wyrażając tym swoje oburzenie impertynencją Snape'a, zanim w końcu zdecydował się zdjąć koszulkę. Mimo że nauczył się zaklęcia, które transmutowało jego ubrania, to nadal nie znał takiego, które by je usuwało. Walczył jakiś czas ze spodniami, zanim w końcu udało mu się ich pozbyć. Zadrżał, gdy skóra zetknęła się z chłodnym powietrzem. Odkręcił kran i już po chwili wanna wypełniła się gorącą wodą. Znalazł mydło, szampon i gąbkę, i zaczął dokładnie się szorować.
Po wypadku zostało mu kilka blizn, które teraz ledwo było widać – pochodziły z ran, które zagoiły się, zanim zajął się nimi uzdrowiciel. Najbardziej widoczna była ta pod lewym sutkiem, między dwoma żebrami. To tutaj wbili rurki w płuco, by umożliwić mu oddychanie. Myjąc się, poczuł kolejną dużą bliznę, tym razem na plecach. Stwierdził, że pewnie powstała przy leczeniu kręgosłupa. Reszta szram była niewielka, w zasadzie bardziej przypominały zadrapania, które z czasem zbledną.
Harry zauważył też, że był wręcz nienaturalnie chudy. Mógł bez problemu policzyć żebra, a ręce i nogi były dosłownie jak patyki. Co prawda mięśnie ramion nieco nadrabiały brak jakiejkolwiek tkanki tłuszczowej, ale nogi, których w ogóle nie używał od czasu wypadku, wydawały mu się dziwne i obce. Pamiętał, jak jeszcze rok temu miał w nich wspaniałe mięśnie, wypracowane dzięki grze w Quidditcha. Teraz te mięśnie szybko zaczęły zanikać.
- Skończyłeś wreszcie? – głos Snape'a przerwał kąpiel chłopaka.
- Jeszcze minutę! - odkrzyknął i z westchnieniem zaczął spuszczać wodę z wanny. Przywołał jeden z ogromnych, puchatych ręczników i zaczął się dokładnie wycierać. Ostrożnie owinął się nim wokół pasa, zanim pozwolił Snape'owi wejść. Zarumienił się wściekle, gdy Severus go podniósł. Zastanawiał się, co starszy czarodziej sądził o jego nieporadnym i wyraźnie wychudzonym ciele. Wydawał mu się przez to bardziej dziecięcy? Bardziej chorowity? A może maltretowany? Ciało takie, jak jego, nie mogło wzbudzać żadnych pozytywnych odczuć.
- M-mógłby mnie pan położyć na łóżku? – spytał Harry. Gdy Mistrz Eliksirów spełnił prośbę, chłopak kolejny raz oblał się rumieńcem i cicho zapytał. – Jest jakieś zaklęcie, które pomogłoby mi się rozbierać i ubierać?
- Znajdziesz je w książce – odparł profesor, zanim wyszedł z pokoju. Gryfon westchnął ciężko, decydując, ze później będzie nad tym myślał, a teraz się po prostu prześpi.
****
Powoli zaczęli popadać w rutynę. Harry nie miał już raczej problemów z tym, by po obudzeniu się wsiąść na wózek, a nawet jeśli takie się zdarzały, Snape zjawiał się, by mu pomóc, zanim chłopak zdążył go choćby zawołać. Śniadania jadali razem, potem Potter wracał do codziennych ćwiczeń. Przez pierwsze kilka dni męczyło go to tak bardzo, że jedyne, co chciał robić później, to spać. Wtedy znów Snape był przy nim, by pomóc mu wydostać się z wózka, jeśli zaszłaby taka potrzeba. Jednak nadal Gryfon musiał pić eliksiry odżywcze. Z biegiem czasu zaczęli się nawzajem coraz bardziej tolerować.
W ciągu mijających dni Snape obserwował Harry'ego i jego szacunek oraz wyrozumiałość wobec chłopaka stopniowo rosły. Krótko po przebyciu do domu Severusa, Gryfon przeprosił za incydent z myślodsiewnią i wyjaśnił, dlaczego w ogóle to zrobił. Przysięgał, że nikomu nic nie powiedział poza tą jedną kłótnią z Syriuszem i Remusem i nawet zaoferował Snape'owi możliwość sprawdzenia jego wspomnień. Sama propozycja chłopaka utwierdziła Mistrza Eliksirów w tym, że jego podopieczny mówi prawdę.
Zdarzyło im się jednak kilka dość widowiskowych kłótni. W trakcie jednej z nich poziom magii Harry'ego wzrósł do takiego poziomu, jaki Snape rzadko miał okazję odczuć. Wszelkie szkło znajdujące się w pokoju, w którym wtedy przebywali, zaczęło pękać i gdyby Severus w porę nie uspokoił chłopaka, najprawdopodobniej roztrzaskałoby się na kawałki. Ale powoli, powolutku, zaczęli coraz lepiej się dogadywać i Mistrz Eliksirów przestał patrzeć na Harry'ego jako na aroganckiego i rozpieszczonego Chłopca, Który Przeżył i syna Jamesa Pottera.
Mimo że Gryfon nie był tak bezczelny, jak sądził Snape, okazał się jednak wyjątkowo uparty. Był też niesamowicie niezależny, nie przyjmując jakiejkolwiek pomocy, zanim nie wypróbował wszystkich swoich pomysłów i całkowicie nie opadł z sił. Pewnego dnia Severus zniecierpliwiony obserwował, jak Harry przez prawie godzinę walczył ze swoim wózkiem, próbując samodzielnie z niego wysiąść. Kiedy zrobił krok do przodu, sfrustrowany stratą czasu, chłopak wyciągnął różdżkę, grożąc mu i zaczynając jedną ze wspomnianych wcześniej kłótni.
Snape z łatwością mógł stwierdzić, że jego podopieczny miał depresję. Nie mówił zbyt wiele i Severus nie widział go uśmiechniętego od... W zasadzie, to nie widział go uśmiechniętego ani razu w te wakacje. Chłopak ciężko pracował, by przywrócić sprawność mięśniom, ale starszy czarodziej miał pewność, że jak dotąd nawet nie tknął książki. Za bardzo podkreślała realność sytuacji. Snape wiedział, że w końcu będzie musiał go do tego zmusić. Dopóki całkowicie nie zaakceptuje swojego stanu, nigdy całkowicie nie wyzdrowieje.
****
Dwa tygodnie po przeprowadzce Harry'ego, Severus wszedł do pokoju chłopaka, by przypomnieć mu o lunchu i zastał go wpatrzonego w widok za oknem. Zawołał go, a gdy nie otrzymał żadnej odpowiedzi, podszedł powoli do Gryfona i położył rękę na jego ramieniu.
- Dlaczego? – spytał Harry głosem przepełnionym smutkiem. Snape domyślił się, że Potter wcześniej płakał. – Dlaczego, po tym wszystkim, co się wydarzyło, musiało mi się przytrafić jeszcze to? Czemu życie nie może zostawić mnie w spokoju? Czy ja naprawdę nie mogę być szczęśliwy? – wyszeptał chłopak, a po jego policzku spłynęła samotna łza.
- Potter... Harry, spójrz na mnie – powiedział Snape. Chłopak odwrócił twarz w stronę profesora i ten zauważył, że młodszy czarodziej był kompletnie załamany.
- Nie mogę nawet samodzielnie wejść do wanny, a oni wszyscy oczekują ode mnie, że uratuję świat, że zabiję człowieka...
- Nie próbuj wciągać mnie w swego małego doła, Potter – zadrwił Snape. – To nie koniec świata. Blizny się zagoją i może nie będziesz tak sprawny jak kiedyś, to jednak nauczysz się z tym żyć – dodał nieco milszym głosem. Harry kiwnął głową, ocierając twarz.
- Przepraszam, po prostu... To chyba jeszcze całkowicie do mnie nie dotarło – wyjaśnił chłopak, powoli obracając wózek w kierunku nauczyciela.
- Przeczytaj tę książkę, Harry, pomoże ci. Ale teraz jest pora na lunch i musisz wypić swoje eliksiry - odparł Severus i skierował się w stronę jadalni. Gryfon, dzięki treningom i powolnemu przyzwyczajaniu się do wózka, bez trudu za nim podążył. Nie zauważył nawet, że Snape zaczął zwracać się do niego po imieniu.
Po skończonym posiłku Harry zabrał znacznie już okurzoną książkę i pojechał do ogrodu, jedynego miejsca, w którym mógł się zrelaksować. Biorąc głęboki oddech, otworzył ją i zaczął czytać. Pierwsze rozdziały wyjaśniały samo zjawisko paraliżu, jego przyczyny, stopnie zaawansowania i inne tego typu rzeczy. W następnych opisane było kilka sposobów leczenia, zarówno mugolskich jak i magicznych, dzięki którym można było odzyskać władzę w sparaliżowanych częściach ciała. Ostatnie rozdziały zaś poświęcone były zaklęciom, które mogłyby okazać się przydatne dla niepełnosprawnych czarodziejów.
Skończył czytać dopiero wtedy, gdy skrzat domowy przypomniał mu o obiedzie. Wracając do domu spojrzał tęsknie na ciemniejące niebo, marząc o lataniu, ale wiedział, że najprawdopodobniej już nigdy nie wsiądzie na miotłę. Wzdychając, zostawił książkę w swoim pokoju i pojechał do jadalni.
- Profesorze? – zapytał, gdy już skończył jeść.
- Tak?
- Jak mam poruszać się po Hogwarcie? Niedługo zaczyna się szkoła, a ja wciąż mam problem z manewrowaniem. Nie wspominając już o tych wszystkich schodach i o tym, że dormitoria Gryffindoru znajdują się w wieży – spytał chłopak. Snape westchnął lekko.
- Nie mam pojęcia. Zapytam wkrótce Dumbledore'a. Jak na razie, zrobiłeś duże postępy.
- Ale wciąż jestem zdecydowanie zbyt słaby.
- Zaszedłeś znacznie dalej niż inni w podobnej sytuacji – odparł Severus. Gryfon zbył to wzruszeniem ramion i Snape ponownie westchnął.
****
Trzydziestego pierwszego lipca przenieśli się świstoklikiem do Kwatery Głównej, gdzie przygotowane było przyjęcie urodzinowe dla Harry'ego. Potter i Weasleyowie bawili się do późna, chociaż zachowanie pani Weasley nieco go irytowało. Wciąż przynosiła mu rzeczy, które z łatwością sam mógł wziąć i nalegała, by pchać jego wózek, tak jakby on sam nie był w stanie sobie z tym poradzić. Stwierdził, że jest niesamowicie wdzięczny, że to Snape został jego opiekunem.
Hermiona zachowywała się prawie normalnie, chociaż ciągle pytała, czy potrzebuje jakiejś pomocy. Ron nie bardzo wiedział, jak się zachować. Cały czas siedział zmieszany i bełkotał nieskładnie, gdy dochodził do wniosku, że coś, co powiedział, mogło obrazić Harry'ego. Najłatwiejsze było przebywanie w obecności Freda i George'a, którzy zachowywali się tak, jakby kompletnie nic się nie stało. Podrzucili nawet Potterowi do talerza jeden ze swoich produktów i mimo że dostali za to spory wykład od pani Weasley, to sam Harry doskonale się bawił.
Jednak, pomimo wszystko cieszył się, gdy wrócił w końcu do znajomej ciszy panującej w domu Snape'a. Z reakcji, jakie otrzymał na przyjęciu podejrzewał, że podobnie będzie w Hogwarcie. Jedni będą wychodzić z siebie, by mu pomóc, zaś inni nie będą wiedzieli, jak zachowywać się w jego towarzystwie, traktując go jak kogoś odmiennego. Gryfon westchnął na myśl o nadchodzącym roku szkolnym. No i Malfoy, on będzie po prostu nie do zniesienia.
****
Kiedy pewnego dnia pod koniec sierpnia Potter wjechał do jadalni na lunch, ujrzał, ku swemu zaskoczeniu, znajdujących się w niej Snape'a i Dumbledore'a pogrążonych w rozmowie.
- Witaj Harry – powiedział radośnie Dumbledore. – Wygląda na to, że świetnie sobie radzisz.
- Dziękuję, proszę pana – wymamrotał chłopak. Przynajmniej dyrektor zaliczał się do tej niewielkiej grupki ludzi, którzy traktowali go normalnie. Zjedli w ciszy, po czym cała trójka przeniosła się do salonu.
- A więc, mój chłopcze, Severus mówi, że martwisz się szkołą – rzekł Dumbledore.
- To prawda, sir.
- Niestety, nie mieliśmy wcześniej żadnego niepełnosprawnego ucznia, stąd też zamek nie jest do tego w żaden sposób przystosowany. Ale mam pewne rozwiązanie twojego problemu – stwierdził dyrektor, a iskierki w jego oczach lśniły wesoło.
- Czyli? – warknął Snape.
- Przede wszystkim, Harry, Filius zaczarował dla ciebie wózek, tworząc jego magiczną wersję. Są one powszechnie używane w Świętym Mungu – powiedział Albus, wyjmując coś z kieszeni i powiększając to. – Lata, zamiast jeździć na kółkach. Musisz mu jedynie powiedzieć, gdzie chcesz się dostać.
- Czemu nie dostałem takiego wcześniej? – spytał Gryfon. – Dlaczego musiałem używać mugolskiego wózka inwalidzkiego?
- Musiałeś przyzwyczaić się do swojej sytuacji. Radzenie sobie z tym wszystkim za pomocą jedynie mugolskich sposobów pomogło odbudować siłę twoich mięśni. Poza tym, gdybyś poruszał się wyłącznie na magicznym wózku, byłoby ci trudniej funkcjonować w świecie mugoli – wyjaśnił Dumbledore.
- Wciąż mam problemy z wsiadaniem i wysiadaniem z wózka – przyznał się chłopak.
- Na to też mam rozwiązanie. Severusie, chciałbym, aby Harry nadal z tobą mieszkał.
- Że co? – obruszył się Snape.
- Chyba nie musimy powtarzać rozmowy odbytej w Kwaterze Głównej, mam rację? – spytał dyrektor.
- Nie, Albusie. Zgodziłem się na to, bo myślałem, że to tylko na okres wakacji!
- Dlaczego tak bardzo się przeciwko temu wzbraniasz, Severusie? Nie patrzysz już na niego przez pryzmat Jamesa. Wręcz przeciwnie, wygląda na to, że całkiem nieźle się dogadujecie. Więc dlaczego odmawiasz? – zapytał Dumbledore. Snape doskonale wiedział, dlaczego – po prostu nie chciał zajmować się Potterem. Opiekowanie się kimś było niczym innym, jak słabością.
- Dlaczego właśnie ja, Albusie?
- Harry wydaje się być z tobą bezpieczny i znasz jego potrzeby. Twoje kwatery są najbliżej Wielkiej Sali i większości klas, w których będzie miał zajęcia. Poza tym, będziesz mógł nauczyć go wszystkiego, co może okazać się przydatne w obliczu trwającej wojny. Co ty na to, Harry?
- Nadal będę miał normalne lekcje? – spytał Gryfon.
- Oczywiście, mój chłopcze, oczywiście – odparł dyrektor.
- Cóż, to... to chyba nie byłoby aż takie okropne – stwierdził chłopak. On i Snape kłócili się od czasu do czasu i Mistrz Eliksirów dokładnie znał wszystkie jego czułe punkty, ale też nie użalał się nad nim. Poza tym, przyzwyczaił się już do tego, że Snape go nosi i pomaga przy innych wstydliwych rzeczach. Dumbledore odwrócił się do Severusa wyczekująco.
- Niech będzie, nie ma sensu się z tobą kłócić – zgodził się w końcu Mistrz Eliksirów.
- Cudownie, cudownie. W takim razie, widzimy się w Hogwarcie dwudziestego ósmego sierpnia – powiedział Dumbledore – Ach, i jeszcze coś.
- Tak? – spytał Potter.
- Proces Dursleyów jest za jakiś tydzień. Jak dotąd to ja rozmawiałem z prawnikami, ale oczekują od ciebie, że zjawisz się na procesie i złożysz zeznania – wyjaśnił poważnie dyrektor.
- C-co? – zapytał Harry.
- Musisz tylko opowiedzieć szczegółowo o okolicznościach wypadku i o tym, jak byłeś traktowany jako dziecko. Nie martw się, Harry, ja i Severus będziemy tam, by cię wspierać, i ktokolwiek jeszcze, kogo sobie zażyczysz. Możliwe też, że Severus zostanie poproszony o poinformowanie sędziego o tym, co zaobserwował jako twój opiekun.
- Nie, nie chcę, by był tam ktoś jeszcze – bąknął Gryfon. – Ja tylko... nie chcę, żeby wszyscy o tym wiedzieli.
- Oczywiście, Harry, oczywiście. Jeśli nie masz już więcej pytań, będę się już zbierał. Do widzenia – pożegnał się Dumbledore, opuszczając pokój za pomocą sieci Fiuu.
- Dwudziestego ósmego? – zapytał po chwili Potter.
- Profesorowie przybywają do szkoły kilka dni wcześniej, by przygotować się do zajęć. Jak sobie radzisz z zaklęciami? – spytał Snape, zmieniając temat.
- Całkiem nieźle. Mógłbym wypróbować ten nowy wózek?
- Skoro chcesz – powiedział Snape, przenosząc chłopaka. Gryfon natychmiast zauważył, że magiczna wersja wózka była znacznie wygodniejsza od mugolskiej, chociaż były nieco podobne – obydwie miały czarne obicia. Oparcie bardziej przypominało fotel niż wózek inwalidzki, chociaż podpórka na dolne partie ciała była taka sama, zamontowana głównie po to, by zabezpieczyć nogi przed ciągnięciem się po ziemi. Wózek miał też nogi zamiast kółek. - Nie myśl sobie nawet, że możesz skończyć ćwiczyć – ostrzegł Severus.
- Jakże bym śmiał! – odparł bezczelnie Harry
- Bachor – powiedział Snape i przez krótką chwilę Gryfonowi wydawało się, że słyszy w jego głosie sympatię, zanim profesor znów przybrał swą bezuczuciową maskę. – Muszę wrócić do laboratorium, ale jeśli chcesz, możesz zobaczyć resztę domu. Nie zniszcz tylko niczego i trzymaj się z dala od piwnicy. – Harry wiedział, że cała piwnica to jedno wielkie laboratorium i jakoś nie chciał wzbudzać gniewu Snape'a, psując tam cokolwiek. Dlatego też zdecydował, że najpierw obejrzy sobie parter, a potem wyższe piętra.
Kiedy dopiero zaczynał przyzwyczajać się do wózka, jego możliwość poruszania się była dość ograniczona i nie widział zbyt dużo. Nie miał zielonego pojęcia, jak wielki może być ten dom i nie miał zbytniej ochoty się w nim gubić. Nie, żeby teraz zgubienie się było jakimś lepszym pomysłem, ale przynajmniej nie będą go bolały ramiona. I jeżeli dobrze zrozumiał, mógł poinformować wózek, gdzie konkretnie chce się dostać.
Latanie nad ziemią, poruszanie się bez używania rąk, wydawało mu się dziwne. Co chwilę łapał się na tym, że sięga na dół, by poruszać kołami tylko po to, by napotkać samo powietrze. Zdziwił się, jak bardzo manewrowanie wózkiem weszło mu w nawyk, od kiedy się tu wprowadził.
Podczas zwiedzania domu Snape'a, Harry powoli przyzwyczajał się do nowego pojazdu. Wszystko szło dobrze, dopóki nie postanowił zjechać ze schodów. Wózek przechylił się niebezpiecznie do przodu i, nie mogąc wspomóc się nogami, chłopak zsunął się z niego, zanim zdążył się czegokolwiek chwycić. Krzyknął, gdy zaczął staczać się w dół wzdłuż wyjątkowo długich schodów, lądując z trzaskiem u ich szczytu. Jęknął, a potem wzrok zasłoniła mu ciemność.
CZYTASZ
Uszkodzony
FanfictionHarry ulega wypadkowi samochodowemu. Według Dumbledore'a tylko Snape jest na tyle kompetentny, aby się nim zaopiekować .