Rozdział 5

5.7K 299 19
                                    


Severus był właśnie w trakcie warzenia mikstury, gdy w jego laboratorium rozległ się alarm. Natychmiast rozpoznał w nim zaklęcie monitorujące, które rzucił na Harry'ego. Ustabilizował eliksir i wybiegł z pokoju. Alarm aktywował się tylko wtedy, kiedy Gryfon był ranny lub w niebezpieczeństwie i Snape poczuł lekkie ukłucie strachu.
Westchnął cicho, gdy znalazł Pottera leżącego u stóp głównych schodów. Złamana kość w lewym ramieniu chłopaka przebiła skórę, przez co wszędzie było pełno krwi. Z łatwością domyślił się, co się stało, spoglądając na porzucony wózek. Bez wahania podniósł Harry'ego i zaniósł do jego pokoju, zabierając po drodze kilka eliksirów.
Kładąc Gryfona na łóżku, Severus z ulgą zauważył, że chłopak nadal był nieprzytomny. Nastawianie kości byłoby niewyobrażalnie bolesne, mimo że mężczyzna uporał się z tym dość szybko. Podstawy uzdrawiania były częścią jego szkolenia na Mistrza Eliksirów. Owinął ramię ciasno bandażem, unieruchamiając je przy tym, by kość szybciej się zrosła. Następnie obudził Harry'ego, by sprawdzić, czy nie ma żadnego wstrząsu mózgu.
- Severus? – spytał chłopak zbolałym głosem, rozglądając się nieprzytomnie po otoczeniu. Snape musiał dosłownie siłą oderwać wzrok od tych przepełnionych bólem zielonych oczu. Nie był nawet w stanie zganić Pottera za to, że nazwał go po imieniu. Od kiedy czyjeś cierpienie miało na niego aż taki wpływ? Pomógł Gryfonowi usiąść, podsuwając mu pierwszy eliksir do ust.
- Zmniejszy ból – dodał, widząc wahanie chłopaka. Harry wypił miksturę, krzywiąc się przy tym. – Druga zlikwiduje efekty ewentualnego wstrząśnienia mózgu – powiedział Snape, sięgając po następne fiolki. – A ta pomoże w zrastaniu się kości. Nie ruszaj ręką częściej, niż jest to absolutnie konieczne, była dość paskudnie złamana. Głupi dzieciak – stwierdził Severus, chociaż jego ton był znaczniej mniej złośliwy niż zazwyczaj.
- Dziękuję – powiedział Harry.
- Zachowujesz się tak, jakbyś był co najmniej umierający – odparł Mistrz Eliksirów.
- Nikt nigdy nie przejmował się moimi ranami, gdy byłem mały – wyznał Potter.
- Co? – niedowierzał Snape. Ci mugole nawet nie opatrywali jego ran!
- Powiedziano ci przecież, że Dursleyowie zaniedbywali swoje obowiązki wobec mnie – powiedział cicho Potter, odwracając ze wstydem wzrok. Severus delikatnie dotknął jego podbródka, denerwując się, gdy chłopak się wzdrygnął. Odwrócił jego twarz i spojrzał na swojego podopiecznego.
- Nie masz się czego wstydzić – stwierdził spokojnie. – Harry, czy oni kiedykolwiek znęcali się nad tobą fizycznie albo słownie? Na pewno tyko cię zaniedbywali? – dociekał. – Lepiej żebyś powiedział to teraz, zanim jeszcze staniesz przed sądem. – Potter próbował odwrócić głowę, ale Snape przytrzymywał mocno, choć zarazem delikatnie, jego podbródek.
- Słownie – wyszeptał Harry. – Mówili, że jestem dziwakiem, że jestem bezużyteczny - wyznał i przestraszył się, czując nadchodzące łzy.
- Bili cię?
- Nie, tak w zasadzie to nie. Czasami, gdy wuj wrzucał mnie do komórki, kończyło się to siniakiem lub dwoma, ale nic poza tym.
- Komórki? – spytał Snape.
- To... To by mój pokój, dopóki nie skończyłem jedenastu lat. Potem przenieśli mnie do drugiej sypialni Dudleya, bo bali się, że ktoś ich obserwuje – powiedział cicho Potter. Zdziwiło go to, że jakoś nie przeszkadza mu wyznanie tego wszystkiego Snape'owi. Przez te ostatnie tygodnie ich stosunki znacznie się poprawiły. Severus wziął głęboki oddech, zanim zdecydował się zadać kolejne pytanie.
- Czy ktokolwiek z nich wykorzystywał cię seksualnie?
- NIE! Nie.. . wręcz przeciwnie, starali się mnie w ogóle nie dotykać – odrzekł Harry i Mistrz Eliksirów westchnął z ulgą. Gwałtowna reakcja chłopaka utwierdziła go w przekonaniu, że mówi prawdę, a poza tym Potter kompletnie nie umiał kłamać.
- Masz może coś na siniaki? – zapytał po chwili Gryfon. – Strasznie bolą mnie plecy.
- Najpierw muszę sprawdzić, czy masz jakieś uszkodzenia wewnętrzne. – Harry pokiwał głową na znak, że się zgadza i Snape zaczął przesuwać różdżkę wzdłuż ciała chłopaka, mrucząc przy tym coś po łacinie.
- Stłuczone żebra – wymamrotał Severus bardziej do siebie, niż do chłopaka, po czym już głośniej dodał: - Masz dość mocno posiniaczone plecy i klatkę piersiową, pozbycie się tych siniaków może zająć kilka dni – powiedział, sięgając po słoiczek z gęstą maścią. Potter ostrożnie zdjął koszulkę, lekko się przy tym krzywiąc. Syknął, gdy poczuł odrobinę zimnej maści na klatce piersiowej. Wzdrygnął się, kiedy Snape zaczął wcierać ją w skórę, która zdążyła już nabrać pięknego, fioletowawego odcienia. Kiedy większość maści wchłonęła się w skórę i ból praktycznie zanikł, Harry stwierdził, że to naprawdę miłe uczucie, gdy ktoś dotyka cię, by cię uzdrowić lub pocieszyć. Dursleyowie dotykali go tylko wtedy, gdy było to absolutnie konieczne.
- Musisz przewrócić się na brzuch – powiedział Mistrz Eliksirów. Z niewielką pomocą starszego czarodzieja Harry wykonał polecenie, dzięki czemu Snape mógł zająć się stłuczeniami na plecach. – Masz szczęście, że nie skręciłeś sobie karku, głupi Gryfonie – stwierdził Severus, chociaż w jego głosie można było wyczuć sympatię. Chłopak uśmiechnął się sennie, czując jak te zaskakująco delikatne dłonie nie przestały masować jego obolałych pleców, nawet wtedy, gdy maść całkowicie wchłonęła się w jego skórę. Chwilę później spał już wyjątkowo głębokim snem.

 ****

Robiło się już dość późno, więc Snape postanowił wrócić do siebie, chociaż sen był ostatnią rzeczą, na jaką miał w tej chwili ochotę. Zamiast tego jego głowę zaprzątał problem, który całkowicie zdezorganizował mu życie, zwany Harrym Potterem. Od kiedy chłopak się tu zjawił, Mistrzowi Eliksirów coraz trudniej było odnaleźć tamtą nienawiść, którą kiedyś do niego żywił. Gdy zobaczył Gryfona leżącego u stóp schodów, nie był już w stanie porównać go do Jamesa Pottera. Fakt, że Harry był przykuty do wózka, sprawił, iż nagle dotarło do niego, że ten chłopak, którym się teraz opiekował, nie był tym samym aroganckim dzieciakiem, za jakiego niegdyś go uważał. Te dwa wyobrażenia po prostu do siebie nie pasowały. Zastanawiał się, czy Harry zawsze był właśnie taki? I czy to jego głupie animozje do jego ojca sprawiły, że nigdy tego nie zauważył? Niby był szpiegiem, a jednak wszystkie nabyte przez to umiejętności zawodziły, jeżeli chodziło o Potterów.
Przez te ostatnie tygodnie nauczył się zauważać Harry'ego, nie jako syna Jamesa Pottera czy Harry'ego Pottera, Chłopca Który Przeżył. Po prostu Harry'ego. A potem dowiedział się całej prawdy o swoim podopiecznym. Chłopak był zaniedbywany, odrzucany, podczas gdy Severus żył w przekonaniu, że wszyscy wokół go rozpieszczają. Odebrano mu wszystko to, czego potrzebuje każde dorastające dziecko, jak choćby miłość czy czułość, a mimo to Potter był najbardziej otwartą na innych ludzi osobą, jaką Severus kiedykolwiek spotkał. Było w tym chłopaku coś, co sprawiało, że Snape chciał dać z siebie wszystko, by móc go chronić.

 ****

Harry'emu zdawało się, że czas leci zdecydowanie zbyt szybko, tym bardziej, że dzień procesu zbliżał się nieubłaganie. Jako główny poszkodowany, musiał być obecny na całej rozprawie. Gdy nadszedł w końcu ten dzień, znów wsiadł na mugolską wersję wózka i ku swemu zdumieniu zauważył, że Snape przez cały czas szedł obok niego.
Kiedy wjechał na salę sądową, kilka osób spojrzało na niego ze współczuciem. Gdy opowiadał o swoim życiu u Dursleyów i o tym, ile przez niech wycierpiał, część kobiet obecnych na sali zaczęło płakać. Inni westchnęli oburzeni, kiedy wyszło na jaw, że paraliż Harry'ego jest winą Vernona.
W końcu, po długim i wyczerpującym procesie, został ogłoszony wyrok. Dursleyowie byli winni wszystkich zarzucanych im czynów. Gdy tylko Vernon usłyszał, ile czasu przyjdzie mu spędzić w więzieniu (jednym z zarzutów było morderstwo), wpadł w szał.
- TY MAŁY, BEZUŻYTECZNY, NIEWDZIĘCZNY DZIWAKU! – wrzasnął, pędząc w stronę Harry'ego, który był kompletnie sparaliżowany ze strachu i szoku. Obecni na sali policjanci natychmiast zareagowali, próbując zatrzymać Dursleya, ale ten zdołał ich odepchnąć. – Zobacz, co narobiłeś! Powinienem był się ciebie pozbyć tej samej nocy, której podrzucili cię na próg naszego domu. – Vernon dostał się do chłopaka i podniósł go z krzesła, ściskając za gardło. Harry chwycił ręce wuja, próbując je oderwać, ale wszystkie jego wysiłki spełzły na niczym.
Już po chwili obok nich pojawił się ubrany na czarno mężczyzna. Severus - zauważył z ulgą Harry. – Zaraz, moment, od kiedy niby słowo Severus ma cokolwiek wspólnego z bezpieczeństwem? – spytał sam siebie w myślach. Usłyszał odgłos pęknięcia i chwilę później osunął się na podłogę. Vernon leżał na posadzce, trzymając się za nos, a z palców zaczęła mu ściekać krew. Snape musiał go uderzyć i, biorąc pod uwagę to, jak wyglądał Dursley, prawdopodobnie też przekląć.
- Nie próbuj już nigdy więcej dotknąć Harry'ego – warknął Severus, zanim odwrócił się i przykucnął obok Gryfona. Potter o mały włos nie dostał hiperwentylacji, gdy próbował dostarczyć powietrze do pustych płuc tak szybko, jak to tylko było możliwe. – Wszystko w porządku? – spytał Mistrz Eliksirów, próbując mówić na tyle głośno, by chłopak mógł go usłyszeć pomimo zgiełku, jaki zapanował na sali. Vernona skuli kajdankami i wyprowadzili na korytarz, mimo że nadal nie przestawał kopać i wrzeszczeć, Petunia dostała ataku histerii, zaś sędziowie i obserwatorzy zaczęli panikować.
- T-tak – wyjąkał ochrypłym głosem Harry, nie przestając gwałtownie oddychać. Snape usiadł na podłodze obok Pottera, próbując go uspokoić. Kiedy nic nie pomagało, Severus, przypominając sobie, co w takiej sytuacji robiła jego matka, nieco niezręcznie przytulił chłopaka. Gryfon zesztywniał, ale kiedy Snape zaczął delikatnie głaskać go po plecach, Harry powoli zaczął się uspokajać.
- Oddychaj głęboko, bo inaczej twój stan może się pogorszyć – powiedział Snape do, wciąż nieco przestraszonego, podopiecznego. Potter kiwnął głową i oparł ją na ramieniu starszego czarodzieja, zastanawiając się przy tym, dlaczego Severus był dla niego taki miły. Z kolei Mistrz Eliksirów myślał nad tym, co takiego jest w Gryfonie, że czuje tak ogromną potrzebę porzucenia swej codziennej oschłości i zaopiekowania się nim.
W końcu udało się zapanować nad zamieszaniem, które wybuchło po ataku Vernona na Harry'ego. Widownia się uspokoiła, Dursleyów wyprowadzono z sali, a proces uznano za rozstrzygnięty. Snape delikatnie podniósł Gryfona z podłogi i posadził na wózku. Chwilę później podszedł do nich dyrektor.
- Gotowi, by wrócić do domu, chłopcy? – spytał Dumbledore. Jeszcze tego samego wieczora Mistrz Eliksirów musiał udać się do Hogwartu, ponieważ kilka dni później miał się zacząć rok szkolny. Obydwaj czarodzieje kiwnęli głowami, po czym Albus wprowadził ich do niewielkiego pomieszczenia niedaleko sali sądowej, wyciągając w ich stronę świstoklik.
- Pozwoliłem sobie wprowadzić nieco zmian w twoich kwaterach, Severusie, i umieścić tam również twoje rzeczy, Harry. Zostawię was teraz samych, byście mogli się zadomowić – oznajmił Dumbledore, gdy tylko wylądowali w Wielkiej Sali. Snape spojrzał wilkiem na dyrektora, zastanawiając się, kto dał mu prawo, by mógł wprowadzać jakiekolwiek zmiany w jego prywatnych pokojach. Posadził Pottera z powrotem na magiczny wózek i poprowadził labiryntem korytarzy w lochach, aż stanęli przed drzwiami wykonanymi z hebanu.
- Bariery na drzwiach zostały zmienione tak, żebyś mógł swobodnie wchodzić i wychodzić. Jednakże regularnie zmieniam hasło, przynajmniej raz w miesiącu, więc dla własnego dobra staraj się je zapamiętywać. Musisz jedynie je wypowiedzieć, równocześnie kładąc rękę na klamce – wyjaśnił Severus, otwierając drzwi i wchodząc do środka. Z ulgą zauważył, że jedyne zmiany dokonane w salonie to dodatkowe drzwi i sofa podobna do jego ulubionego fotela.
- Dlaczego zamiast drzwi nie masz portretu, jak większość profesorów? – spytał Harry, wciąż jeszcze szorstkim głosem.
- Portrety można przekupić dokładnie tak samo, jak ludzi. Drzwi to zaledwie kawał drewna – odparł Mistrz Eliksirów. – Wydaje mi się, że te po lewej prowadzą do twojego pokoju. – Harry otworzył je machnięciem różdżki i wjechał do środka. Okazało się, że był podobny do jego sypialni w domu Snape'a. Ściany były z kamienia, jak przystało na lochy, ale na podłodze leżał gruby dywan, który sprawiał, że pomieszczenie było znacznie bardziej przytulne. Pod jedną ze ścian stało biurko, a obok niego biblioteczka. Po prawej stronie od wejścia znajdował się kominek, szafa i drzwi do łazienki. Na środku pokoju zaś stało duże łóżko z kolumienkami, grubą, miękką kołdrą i ogromnymi poduszkami.
- Zarówno moja, jak i twoja sypialnia są połączone z tą łazienką, więc jak już skończysz z niej korzystać, upewnij się, że dobrze zamknąłeś drzwi – powiedział Snape. Harry kiwnął głową na znak, że zrozumiał. Był już w stanie samodzielnie korzystać z toalety, pomagając sobie jedynie uchwytami na ścianach. Zaglądając do pomieszczenia zauważył, że było urządzone dokładnie tak samo, jak jego łazienka w domu Mistrza Eliksirów, wystarczająco duża, by mógł spokojnie wjechać tam na wózku, a uchwyty były rozmieszczone tak, by swobodnie mógł wejść do wanny czy skorzystać z sedesu.
- Masz siniaki na gardle – stwierdził Severus, stając przed Gryfonem. Przechylił głowę chłopaka nieco w bok, by móc się lepiej przyjrzeć. Sińce przybierały wyraźny kształt dłoni. Snape po raz kolejny poczuł, jak zalewa go fala gniewu.
- Wszystko w porządku – odparł Harry, choć jego głos zdradzał, że nie mówi prawdy.
- Wolałbym jednak, żeby obejrzała cię pani Pomfrey – powiedział stanowczo Snape. Potter, chcąc nie chcąc, zgodził się i Mistrz Eliksirów zaprowadził go do skrzydła szpitalnego. Mimo że Severus znał się na uzdrawianiu, to jednak zdawał sobie sprawę, że Pomfrey była znacznie bardziej doświadczona od niego.
- Już tutaj, panie Potter? – zaszczebiotała pielęgniarka. – Rok szkolny jeszcze nawet się nie zaczął!
- Jego wuj zaatakował go podczas procesu. Chciałbym, żebyś sprawdziła, czy z jego gardłem jest wszystko w porządku – poinformował wyjątkowo poważnym głosem Snape.
- Nigdy nie lubiłam tych mugoli. Zawsze, gdy wracałeś do szkoły, ważyłeś mniej, niż gdy z niej wyjeżdżałeś – powiedziała pani Pomfrey, w tym samym czasie badając różdżką szyję Gryfona. Podeszła do szafki i wyjęła z niej fiolkę jasnoniebieskiego eliksiru.
- Wypij – nakazała, podtykając ją Harry'emu pod nos. –Nie mam już maści na siniaki, więc będziesz musiał mi zrobić nową, Severusie. No cóż, przynajmniej skończą się pańskie obrażenia związanie z quidditchem, panie Potter. To powinno skrócić twój czas spędzony w skrzydle szpitalnym o połowę. Ten quidditch to okropny sport. Miałbyś coś przeciwko, żebym sprawdziła twój kręgosłup? – spytała. Harry poczuł lekkie ukłucie żalu, słysząc słowa pani Pomfrey, ale szybko się otrząsnął.
- Nie ma problemu – odparł. Jego głos znacznie się poprawił dzięki wypitej miksturze.
- Skoro tak, to prosiłabym cię, Severusie, byś położył go na brzuchu na łóżku – poinstruowała pielęgniarka. Harry cieszył się, że zachowywała się normalnie w jego obecności, chociaż tłumaczył to sobie tym, że skoro była pielęgniarką, to pewnie przyzwyczaiła się już do niepełnosprawnych pacjentów. Snape z łatwością przeniósł Gryfona na łóżko wskazane przez panią Pomfrey, która uniosła jego koszulkę i przesunęła różdżką wzdłuż kręgosłupa, sprawiając, że Harry dostał delikatnych dreszczy.
- Ach, uzdrowiciel wykonał kawał dobrej roboty. Udało mu się nawet zlikwidować wszelkie ślady po mugolskim leczeniu! Cudownie. Szkoda tylko, że naprawa nerwów jest tak trudna. Jestem jednak pewna, że profesor Snape ma maść, dzięki której mógłby pan pozbyć się tej blizny na plecach, panie Potter. Byłoby też dobrze, gdybyś znalazł dla chłopaka coś na te sińce, Severusie. Ale tak poza tym, to jesteście wolni. Och, zapomniałabym, potrzebuję też eliksiru pieprzowego – dodała pielęgniarka, zanim poszła sprawdzić ilość pozostałych mikstur. Harry z powrotem naciągnął koszulkę i z wysiłkiem odwrócił się na plecy. Snape podstawił pod łóżko wózek i Gryfon wsiadł na niego, zadowolony, że Mistrz Eliksirów pozwolił mu to zrobić samodzielnie.
Wrócili do lochów i Potter siedział spokojnie, gdy Snape wmasowywał dość już znajomą chłopakowi maść w skórę na gardle. Mimo że starszy czarodziej starał się robić delikatnie, to i tak Harry krzywił się za każdym razem, gdy palce Severusa dotykały któregokolwiek z siniaków.
- Powinny zniknąć jakoś na początku września – powiedział Mistrz Eliksirów.
- Dziękuję – odparł Harry. – Za powstrzymanie mojego wuja. Ja... nie sądzę, że by się opanował – wyszeptał i, ku swemu zażenowaniu, poczuł wilgoć zbierającą się w kącikach oczu. Severus położył mu dłoń na ramieniu, chcąc w ten sposób pocieszyć swego podopiecznego.
- Nie miałem zamiaru siedzieć i patrzeć, jak ten oszalały nosorożec próbuje cię skrzywdzić – powiedział. Gryfon uśmiechnął się, słysząc to porównanie.
- Jeśli nie masz nic przeciwko, poszedłbym już spać – stwierdził Harry.
- W porządku. Potrzebujesz mojej pomocy?
- Chcę najpierw sam spróbować – powiedział Potter i wjechał do swojej sypialni. Snape czekał na zewnątrz, dając czas chłopakowi na przebranie się. Po chwili usłyszał, jak Gryfon krzyczy do niego, że nie potrzebuje żadnej pomocy. Na twarzy Mistrza Eliksirów można było dostrzec ślad dumy, gdy usiadł przed kominkiem z ulubioną książką w dłoniach.


UszkodzonyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz