Rozdział 7

5.3K 271 83
                                    


Pierwszą rzeczą, jaką Harry poczuł po obudzeniu się, był niesamowity ból głowy, który dodatkowo pogorszył się, gdy chłopak otworzył oczy. Syknął cicho, kiedy oślepiła wszechobecna w Skrzydle Szpitalnym biel i natychmiast znów je zamknął. Nawet nie próbował otwierać ich ponownie, dopóki nie usłyszał odgłosów dochodzących z sąsiedniego łóżka.

- Severus? – spytał Potter.

- Nie, Wielka Stopa – odwarknął Snape, najwyraźniej równie obolały, co Potter.

- Udało się?

- Sam zobacz. – Snape uśmiechnął się, naprawdę się uśmiechnął, pokazując Harry'emu przedramię, na którym nie było już żadnego znaku.

- Dokonaliśmy tego – powiedział, nadal lekko zszokowany Potter.

- Ty tego dokonałeś, Harry – odparł Severus. Gryfon chciał zaprotestować, ale przeszkodziła mu w tym pani Pomfrey, która akurat w tym momencie weszła do sali.

- Tak mi się właśnie zdawało, że słyszę jakieś głosy. Wypijcie to – powiedziała pielęgniarka, podając dwójce swoich pacjentów kilka eliksirów. Harry i Severus równocześnie westchnęli z ulgą, gdy dzięki miksturom ból w końcu ustąpił.

- Jak długo już tu jesteśmy? – zapytał Gryfon.

- Jest niedziela, trzeci września. Jutro zaczynają się lekcje. Pan Weasley i Panna Granger byli dość zmartwieni pańskim stanem, panie Potter – odparła pani Pomfrey. Po rutynowym badaniu i wykładzie, co im wolno robić, a czego nie w przeciągu najbliższych dwudziestu czterech godzin, w końcu pozwoliła Harry'emu i Severusowi opuścić Skrzydło Szpitalne. Gryfon nie bardzo wiedział, co potem zrobić – zobaczyć się z Ronem i Hermioną, czy może jednak zaszyć się w zaciszu kwater jego i Snape'a.

- Idź zobaczyć się z przyjaciółmi – zadecydował za niego Mistrz Eliksirów.

- Tak myślisz? No dobrze – powiedział Harry, kierując się w stronę dormitoriów Gryfonów. Wciąż nieco obawiał się schodów i gdy już jakieś pokonywał, zachowywał przy tym wręcz przesadną ostrożność. Zanim dotarł do wieży, spotkał idących z niej Rona i Hermionę, którzy najprawdopodobniej właśnie wybierali się, by odwiedzić go w Skrzydle Szpitalnym.

- Harry! – wykrzyknęła dziewczyna, biegnąc w kierunku chłopaka.

- Cześć, Hermiono – odparł Potter.

- Co się stało z twoim wózkiem? – spytała.

- To jest jego magiczna wersja. Dał mi go Dumbledore, żeby mi ułatwić poruszanie się po szkole.

- Och, proszę, proszę, co my tutaj mamy? Wiewiór, Szlama... A to kto? Kaleka? – odezwał się charakterystyczny, przeciągający sylaby głos, którego nie dało się pomylić z żadnym innym.

- Odwal się, Malfoy – warknął Ron.

- A niby dlaczego? Spójrz, Crabbe, jak nisko upadają wielcy tego świata – zakpił Draco. Zanim ktokolwiek zdążył zareagować, Harry wyciągnął różdżkę i rzucił pierwsze zaklęcie, jakie przyszło mu do głowy. Malfoy przeleciał przez cały korytarz, uderzając o ścianę z donośnym hukiem.

- Może to cię czegoś nauczy – powiedział spokojnie Potter, odjeżdżając w przeciwnym kierunku.

- Harry, gdzie będziesz spał? W dormitorium nie ma twoich rzeczy – spytał Ron.

- Dumbledore zadecydował, że nie będę już dłużej tam sypiał. Czasami wciąż potrzebuję pomocy z wsiadaniem i wysiadaniem z wózka, a poza tym, jakiś czas temu spadłem ze schodów – odparł Harry.

UszkodzonyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz