Rozdział 8

6.5K 290 25
                                        


Jak to zazwyczaj bywa w trakcie semestru, dni powoli zaczęły zmieniać się w rutynę. Harry stopniowo coraz bardziej przyzwyczajał się do poruszania na wózku, a reszta studentów przyzwyczaiła się już do przebywania w towarzystwie osoby niepełnosprawnej. Wkrótce nikt już nawet nie wspominał, że mógłby go popchnąć albo dopomóc mu w czymś dziecinnie łatwym - wszyscy wiedzieli, że Potter nienawidził, gdy ktoś sugerował mu, że potrzebuje niani. Gryfon zaś zaczął podglądać treningi Quidditcha, chowając się w rogu boiska. Latanie było jedną z niewielu rzeczy, za którymi tak bardzo tęsknił.
Harry zaczął też zdawać sobie sprawę z tego, że to, co czuje do Severusa, to coś więcej niż tylko przyjaźń. Po raz pierwszy zrozumiał istotę własnych uczuć dopiero wtedy, gdy usuwał Mroczny Znak. Od tamtej pory emocje te tylko się pogłębiały, ale mimo to Potter bał się do nich przyznać, powiedzieć o nich Snape'owi w obawie, że ten go odrzuci. Wolałby mieć go tylko za przyjaciela i kochać go skrycie niż wcale nie mieć go przy sobie. Nie wiedział nawet, czy Mistrz Eliksirów był gejem, nie mówiąc już o tym, że mógłby mu się podobać ktoś taki jak Potter. Gryfon i do tego zdążył już się przyzwyczaić. Po tamtym... czymś z Cho w nikim się nie zakochał. Po jakimś czasie stwierdził też, że jakoś niezbyt trudno przyszło mu pogodzić się z faktem, że nie podobają mu się dziewczyny.
Poza tym, zmieniły się też lekcje. Nauczyciele byli znacznie bardziej wymagający i zadawali o wiele więcej pracy domowej, tłumacząc to tym, że skoro są na poziomie OWUTEMów, to muszą też bardziej przykładać się do nauki. Na dodatek Snape w nieco inny sposób prowadził swoje zajęcia. Zaczął troszeczkę lepiej traktować Gryfonów, a Ślizgonów tak, jak resztę uczniów (czyli z wyrafinowanym okrucieństwem). To wywołało spore zamieszanie w całym Hogwarcie, a plotki na ten temat rozprzestrzeniały się wręcz z prędkością światła. Po pewnym czasie Harry stwierdził, że jednak zdecydowanie bardziej woli spokój panujący w lochach niż harmider panujący w pozostałych częściach zamku.
Swoistym zwyczajem stało się też to, że Złote Trio codziennie spędzało razem godzinę czy dwie w pokoju wspólnym Gryffindoru albo w bibliotece. Hermiona i Ron nadal w pewnym stopniu traktowali Pottera inaczej niż przed wypadkiem, ale mimo to Harry wiedział, że chcą dla niego jak najlepiej. Pod tym względem najgorsi byli chyba inni Gryfoni, no, może poza Ślizgonami, dla których Harry był idealnym obiektem kpin.

 ****


Czas leciał tak szybko, że zanim ktokolwiek to zauważył, było już Halloween. Poranek tego dnia był wyjątkowo ponury, a ciemne chmury na niebie zwiastowały deszcz. Harry już od momentu, gdy się obudził, wiedział, że coś będzie nie tak. Przez całą noc bolała go blizna, przez co nie mógł usnąć i rano miał ogromne worki pod oczami. Głośno ziewając, nałożył sobie jak zwykle niewielką porcję jedzenia na talerz.
Nigdy nie zwracał uwagi na poranną pocztę, głównie dlatego, że on sam rzadko dostawał jakiekolwiek listy. Kiedy jednak reszta uczniów zaczęła szeptać między sobą i pokazywać coś palcami, spojrzał na wlatujące do Wielkiej Sali sowy. Ogromny czarny ptak, wyróżniający się spośród reszty, leciał wprost na niego, po czym rzucił przed zdziwionym Potterem małą paczuszkę. Harry wpatrywał się w nią podejrzliwie, nie chcąc jej otwierać w obawie, że coś może być z nią nie tak
- Od kogo to? – zapytał Neville.
- Nie wiem. Lepiej tego nie dotykaj, może być w tym jakaś klątwa czy coś – powiedział Harry. Kątem oka zauważył, że Dumbledore, McGonagall i Snape idą w kierunku stołu Gryffindoru. Zanim jednak zdążyli odejść kilka kroków od swoich miejsc, paczuszka eksplodowała, zmieniając się w chmurę dymu. Coś, co albo było krwią, albo bardzo ją przypominało, rozbryzgało się na wszystkich wokół Pottera. Całą salę wypełnił straszny, zimny i syczący głos – głos Voldemorta. Pozostali uczniowie zaczęli wrzeszczeć, panikować i wpadać na siebie nawzajem, próbując wydostać się z zadymionego pomieszczenia.
- Wesołego Halloween, Potter – syknął głos i Harry poczuł, jak znajomy już ból zaczyna krążyć w jego żyłach. Dym zmienił kolor na zielony, po czym uformował się w ogromny Mroczny Znak. Potter stracił w końcu panowanie nad swoim ciałem i zaczął krzyczeć z bólu, trzęsąc się tak gwałtownie, że aż spadł z wózka. Snape jako pierwszy dobiegł do niego i wyszeptał Finite Incantatum, przerywając klątwę. Mistrz Eliksirów wziął Gryfona na ręce i spróbował postawić go do pionu. Obrzucił go szybkim, badawczym spojrzeniem w poszukiwaniu obrażeń, ale na szczęście cała krew, którą ubrudzony był Potter, nie należała do niego.
- Co się stało? – spytała drżącym głosem Hermiona, także ubrudzona krwią.
- Wygląda na to, że Czarny Pan znalazł sposób, by przesyłać klątwy pocztą – odparł Severus, wychodząc z Wielkiej Sali i kierując się bezpośrednio do lochów. Za sobą słyszał echo słów Dumbleodre'a, który prosił uczniów o zachowanie spokoju, nauczycieli o odprowadzenie podopiecznych do dormitoriów oraz ogłaszał, że wszystkie lekcje tego dnia są odwołane.
Snape położył Harry'ego na łóżku w pokoju chłopaka, zostawiając go na chwilę samego, po czym poszedł do laboratorium po potrzebne mu eliksiry. Zabrał Pottera od razu do lochów, gdzie mógł pomóc mu równie skutecznie, co pani Pomfrey. Poza tym Severus doszedł do wniosku, że pielęgniarka na pewno będzie zajęta innymi uczniami – niektórzy tak zaczęli panikować, słysząc głos Voldemorta, że rzucali klątwami na prawo i lewo.
- Wypij to, zniweluje ból – powiedział Mistrz Eliksirów, wracając do pokoju chłopaka i podchodząc do jego łóżka. Sam wymyślił ten eliksir właśnie po to, by załagodzić wszelkie efekty Cruciatusa. Kiedy jeszcze szpiegował dla Czarnego Pana, bywały takie momenty, że darzył tę miksturę uwielbieniem. Rzucił też kilka zaklęć czyszczących i pozbył się plam na szacie Harry'ego. Snape zacisnął mocniej palce na różdżce, gdy tylko usłyszał pukanie do drzwi. Ostrożnie je otworzył i wyjrzał, by sprawdzić, kto za nimi stoi.
- Ach, to ty, Albusie. Wejdź – powiedział Mistrz Eliksirów, opuszczając różdżkę.
- Sprawdziłem wszystkie osłony na zamku i dodałem kilka nowych. Tylko ta paczka przedostała się do środka. Co z Harrym? – zapytał Dumbledore.
- Odpoczywa. Dałem mu eliksir, który złagodzi efekty klątwy.
- To dobrze. W takim razie zostawiam go pod twoją opieką. Na wszelki wypadek zabroniłem reszcie uczniów opuszczać ich dormitoria. Tutaj jest wózek Harry'ego. Ja i kilku członków Zakonu na wszelki wypadek jeszcze raz przeszukujemy Hogwart w poszukiwaniu czegoś, co mogliby podrzucić śmierciożercy, ale wolałbym, żebyś ty został z chłopcem. Ja zajmę się Ślizgonami – powiedział dyrektor.
- Niech będzie, Albusie – odrzekł Snape. Dumbledore skinął mu na pożegnanie, po czym wyszedł z pokoju. Severus rzucił kilka dodatkowych zaklęć na kwatery i na drzwi, mimo że już wcześniej jego osłony należały do jednych z najsilniejszych w całym zamku. Lepiej dmuchać na zimne. Po chwili wrócił do pokoju Pottera, by upewnić się, że eliksir działa – do tej pory testował go tylko na sobie.
- Kto to był? – spytał Harry.
- Dyrektor. On i parę innych osób sprawdzają właśnie zamek, czy Voldemort nie podrzucił czegoś jeszcze. Reszta uczniów ma zakaz opuszczania dormitoriów, a ty masz zostać tutaj.
- To dobrze. Nie zniósłbym Gryfonów skaczących wokół mnie i co pięć minut pytających, jak sie czuję – powiedział Potter. Snape obrzucił podopiecznego krytycznym spojrzeniem. Był nieco blady i miał ogromne worki pod oczami. Na dodatek wciąż był przeraźliwie chudy, mimo że jego mięśnie zwiększyły się odrobinę.
- Wyspałeś się, Harry? – zapytał Severus. Cruciatus nie powodował takich worków pod oczami, tego akurat był pewien.
- Ostatniej nocy bolała mnie blizna, a jak tylko udawało mi się zasnąć, miałem koszmary - odparł chłopak.
- Często miewasz koszmary?
- Praktycznie każdej nocy, ale nie zawsze są aż tak straszne.
- Mogę wiedzieć, o czym są?
- O Cedriku, Syriuszu... Voldemorcie – powiedział cicho Harry. Mistrz Eliksirów westchnął ciężko i usiadł obok Pottera na łóżku. Gryfon oparł głowę o ramię starszego czarodzieja. – Widzę... Widzę, jak umierają, widzę, jak Voldemort się odradza. Widzę zebrania, ale to przynajmniej nie boli w żaden sposób – wyszeptał chłopak. Snape podświadomie przeczesał palcami włosy młodszego czarodzieja, próbując go w ten sposób uspokoić, na co ten odwrócił się i schował twarz w zagłębieniu między klatką piersiową a ramieniem Severusa.
- Jeśli chcesz, mógłbym dać ci od czasu do czasu Eliksir Bezsennego Snu. Nie możesz jednak przyjmować go co noc, po pierwsze dlatego, że uzależnia, a po drugie dlatego, że w większych dawkach jest szkodliwy dla organizmu.
- Byłoby miło – odparł Harry, kiwając głową. Po chwili ziewnął – adrenalina, która do tej pory krążyła w jego ciele, zaczęła ustępować.
- Może chcesz go teraz? Bardzo możliwe, że Czarny Pan planuje coś większego. Nie zdziwiłbym się, gdyby znów nawiedziła cię jedna z wizji.
- To nic nie da. Ten eliksir nie działa na wizje.
- Naprawdę? W zasadzie... to ma sens. Wizje powstają zupełnie inaczej niż sny – powiedział do siebie Severus, myśląc na głos. – Może jednak mimo wszystko powinieneś go wziąć? Mógłbyś się w końcu wyspać.
- Nigdy nie sądziłem, że dożyję dnia, w którym Severus Snape będzie się zachowywał jak nadopiekuńcza matka – zadrwił Potter.
- Wygląda na to, że jesteś już tak zmęczony, że masz omamy – zripostował Snape, przyzywając fiolkę z eliksirem. Nie chciał teraz zostawiać chłopaka samego.
- Mógłbyś... Zostaniesz ze mną dopóki nie zasnę? – spytał cicho Harry.
- Jak chcesz – powiedział Mistrz Eliksirów. – A teraz do dna.
- Masz pojęcie, jak obrzydliwe są te twoje mikstury? – zapytał Gryfon, krzywiąc się, i oddał pustą buteleczkę Snape'owi.
- To są leki, nie muszą być smaczne – odparł Severus, kładąc Pottera na łóżku.
- Dziękuję – wymruczał chłopak, po czym natychmiast zapadł w sen. Snape delikatnie przeczesał włosy chłopaka, po czym wyszedł z jego pokoju. Poszedł prosto do swojego laboratorium z zamiarem stworzenia nowego eliksiru – takiego, który blokowałby wizje. Zebrał kilka książek i przepisów i rozłożył je na stole.
Laboratorium Snape'a było urządzone zupełnie inaczej niż jego pracownia. Wzdłuż ścian ciągnęły się półki, a na nich stały przeróżnie mikstury, składniki, księgi czy przepisy. Na środku stały trzy stoły, a każdy z nich był wielkości dwóch szkolnych ławek. Jednego z nich używał do warzenia eliksirów niezbędnych w Skrzydle Szpitalnym czy na jego lekcjach. Z drugiego korzystał w tej chwili. Natomiast na trzecim porozrzucane były różnego rodzaju papiery i notatki. Znajdowały się na nim również dwa kociołki, w których były się dwie wersje eksperymentalnego eliksiru, który przygotowywał dla Harry'ego, od kiedy tylko ten z nim zamieszkał. Miał nadzieję, że dzięki niemu chłopak odzyska czucie, a może nawet władzę w nogach. Nie powiedział jednak o tym Potterowi, bo nie chciał robić mu złudnych nadziei.
Gryfon już od jakiegoś czasu stał się wręcz dominującą częścią życia Severusa, ale nie przeszkadzało mu to zbytnio. Do tej pory sądził, że woli żyć w samotności, ale teraz mimo wszystko musiał przyznać, że znacznie lepiej jest, gdy ma się kogoś przy sobie. Być może właśnie to Dumbledore planował od samego początku.

 ****

Harry obudził się, czując się bardziej wypoczętym niż kiedykolwiek dotychczas. Mruknął z zadowoleniem i z powrotem zakopał się w pościel, korzystając z rzadkich chwil odpoczynku. Otworzył gwałtownie oczy, gdy usłyszał śmiech dobiegający z drugiego końca pokoju.
- Ty się śmiałeś – powiedział zszokowany Potter.
- To aż takie dziwne? – spytał Snape.
- Ron pewnie dostałby zawału. Chociaż... Jak się ciebie lepiej pozna, nie wydaje się to aż tak zaskakujące.
- Wygląda na to, że czujesz się dobrze i nic cię raczej nie boli. Nie miałeś też żadnych wizji, mam rację?
- Ani jednej. Czuję się lepiej niż kiedykolwiek.
- Nigdy się porządnie nie wysypiałeś?
- No, może podczas pierwszych lat w Hogwarcie – wyjaśnił Potter, a Snape już więcej nie drążył tego tematu.
- Próbowałem stworzyć eliksir, który powstrzymałby twoje wizje, ale nie mogę zagwarantować, że przyniesie jakieś efekty – powiedział Severus. Nie bał się mówić chłopakowi o tej miksturze, nawet gdyby okazała się niewypałem. Co innego tamten drugi... Nogi Gryfona wciąż były drażliwym tematem i Mistrz Eliksirów nie chciał dawać mu złudnych nadziei.
- Nie musisz tego dla mnie robić – odparł Harry. Snape westchnął i przystawił sobie krzesło. Najwyższy czas zająć się niską samooceną Pottera.
- Chcę to zrobić – zaczął. – Powinieneś przestać myśleć, że nie jesteś wart czyjejś troski i uwagi. Jesteś wart bardzo, bardzo wiele i to wcale nie z powodu twojej sławy. Rozumiesz?
- Chyba tak – mruknął chłopak. – Nie chcę po prostu, żebyś dodawał sobie przeze mnie pracy. Stworzenie nowego, działającego eliksiru musi być niewyobrażalnie trudne. Ja ledwo umiem uwarzyć taki, który w ogóle istnieje.
- Jest trudne, ale uwielbiam wyzwania. W końcu jestem Mistrzem Eliksirów, Harry. Dla ciebie eliksiry mogą być zmorą, ale dla mnie to najbardziej interesująca rzecz na świecie.
- Ach tak. A gdzie jest mój wózek? – zapytał Harry, zmieniając temat.
- W sąsiednim pokoju. Wszystkie zajęcia są odwołane, a ty masz siedzieć w swoim pokoju.
- Nie mogę zobaczyć się z Ronem i Hermioną?
- Musisz poczekać do jutra.
- Aha. A uczta też jest odwołana?
- Dumbledore stwierdził, że lepiej nie ryzykować.
- Pewnie ma rację.

 ****

Reszta dnia przebiegła spokojnie. W Hogwarcie nie pojawił się żaden śmierciożerca, chociaż Voldemort postanowił zaatakować dwie małe wioski, w których żyli zarówno mugole, jak i czarodzieje. Czarny Pan rósł w siłę i robił się coraz zuchwalszy. Harry, niestety, dokładnie widział ten atak w kolejnej wizji. Severus siedział przy jego łóżku i próbował uspokoić trzęsącego się i krzyczącego chłopaka. W pewnym momencie Gryfon opadł bezwładnie na poduszkę i przez kilka chwil nieco przerażony Snape zaczął szukać pulsu. Odetchnął z ulgą, gdy go odnalazł, po czym wyszedł z pokoju, by przynieść parę eliksirów, których mógłby potrzebować chłopak.
Kiedy Harry wreszcie się obudził, nie miał pojęcia, gdzie się znajduje ani co się z nim dzieje. Severus przez kilka minut musiał go uspokajać, zapewniając, że jest bezpieczny w Hogwarcie i że nikt go nie skrzywdzi. Wreszcie Potter rozpoznał pokój łóżko, w którym leżał, po czym wybuchnął płaczem. Mistrz Eliksirów przytulił chłopaka, próbując go jakoś pocieszyć, gdy ten próbował odreagować śmierć i zniszczenie, których był świadkiem. W końcu Harry uspokoił się na tyle, żeby wypić eliksiry przyniesione przez Sanpe'a.
Severus nie mógł dać Gryfonowi Eliksiru Bezsennego Snu, bo chłopak pił go już rano, więc tym razem będzie musiał spróbować zasnąć normalnie. Potter po raz kolejny cichym, prawie łamiącym się głosem poprosił starszego czarodzieja, żeby został z nim, dopóki nie uśnie, a ten nie mógł mu odmówić. Przeczesywał delikatnie palcami włosy chłopaka, pozwalając swoim myślom błądzić bez celu. Nie zauważył nawet, kiedy Gryfon zasnął. Severus posiedział przy nim jeszcze przez chwilę, dziwiąc się, jak niewinnie i spokojnie wyglądał Harry, gdy śpi. W końcu, gdy poczuł się nieco niezręcznie, poszedł do własnego łóżka.

 ****

Następnego dnia Snape uważnie przyglądał się swojemu podopiecznemu. Potter zachowywał się normalnie, śmiał się z przyjaciółmi i tak dalej, ale był w pewien sposób nieco przygaszony. Na wszelkie pytania o to, jak sie czuje, odpowiadał „wszystko w porządku", po czym zmieniał temat. Severusowi udało się zauważyć jakąś widoczną odmianę dopiero pod koniec eliksirów. Oczy chłopaka stały się nieco puste, smutne, zmęczone.
Snape przyglądał się tym oczom do końca lekcji. Nie pasowały do twarzy nastolatka. Nie pasowały nawet do twarzy dorosłego człowieka. To były oczy kogoś znudzonego życiem, widzącego jedynie śmierć, tortury , chaos i zniszczenie; oczy starca. Wszystkie te określenia pasowały do Harry'ego poza tym ostatnim. Ale z takimi oczami nie mógł już być nazywany dzieckiem.
Po obiedzie, kiedy Potter warz z Ronem i Hermioną przesiadywał w pokoju wspólnym, Severus nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Musiał na spokojnie pomyśleć, a nawet warzenie eliksirów mu w tym już nie pomagało. Nagle wpadł na genialny pomysł. Podszedł do szafy i zaczął w niej szperać, aż w końcu na samym jej dnie znalazł swoją starą, ale w wyjątkowo dobrym stanie, miotłę. Nie latał już od lat, ale kiedyś pomagało mu to pozbierać myśli. Nie interesowały go te wszystkie karkołomne wygłupy, które tak uwielbiał Harry, ale uwielbiał po prostu lecieć w powietrzu, patrząc na ziemię pod jego stopami i mając wrażenie, jakby zupełnie nic nie ważył. Dlatego też poszedł prosto na boisko do Qudditcha. Właśnie opuszczała je drużyna Gryffindoru. Ostrożnie ominął uczniów, korzystając z tego, że robiło się już dość ciemno i widoczność nie była zbyt dobra.
Dokładnie w momencie, gdy Snape odbił się nogami od ziemi, chmury rozstąpiły się i na niebie ukazał się ogromny księżyc. Tej nocy była pełnia i Severus zadrżał lekko, myśląc o wilkołakach. Jednak widok rozpościerający się pod nim był po prostu niesamowity – Hogwart i Zakazany Las widziane z lotu ptaka były przepiękne, a światło księżyca dopełniało uroku krajobrazu. Snape powoli krążył wokół boiska nie zauważając samotnego chłopca skrytego w rogu boiska.

 ****

Harry przemierzał właśnie ciche i opustoszałe już korytarze zamku. Ron poszedł na trening, a w międzyczasie on i Hermiona dokończyli całą pracę domową. Potter pożegnał się z przyjaciółką, mówiąc, że wraca już do lochów, ale w połowie drogi zmienił zdanie. Zamiast do swojego pokoju, pojechał na boisko do Quidditcha.
Skryty gdzieś w cieniu trybun obserwował drużynę trenującą przy zachodzącym słońcu. Ginny okazała się być jego godnym następcą, jej umiejętności znacznie się poprawiły w czasie wakacji. Harry westchnął cicho, zastanawiając się, czemu torturuje sam siebie, podglądając, jak jego przyjaciele robili coś, za co mógłby wręcz oddać życie. Mimo wszystko nadal tam siedział, marząc o tym, by móc choć na pięć minut wzbić się w powietrze. Jednakże teraz, bez władzy w nogach, nie byłby w stanie utrzymać się na miotle. Spadłby, zanim wzniósłby się jakieś dwie stopy nad ziemię.
Słońce schowało się za horyzont, a drużyna Gryfonów skończyła trening i skierowała się do szatni. Harry już miał wracać do zamku, gdy nagle na niebie ukazał się księżyc, oświetlając samotną postać stojącą na boisku, która natychmiast odbiła się od ziemi i wzbiła wysoko w powietrze. Mimo że ten ktoś latał spokojnie, bez żadnych popisowych wyczynów, to i tak Potter miał wrażenie, że jest świadkiem czegoś cudownego. Kiedy ten człowiek zwrócił się w jego stronę, chłopak aż zaniemówił ze zdziwienia. To był Severus, który zauważył go dosłownie w tym samym momencie. Podleciał do Harry'ego i, nie zsiadając z miotły, zatrzymał się tuż przed nim.
- Tęsknisz za lataniem, prawda? – zapytał w końcu Snape, przerywając ciszę.
- Bardziej niż za czymkolwiek innym – odpowiedział Potter.
- Więc czemu ranisz samego siebie, przychodząc tutaj?
- Zadaję sobie dokładnie to samo pytanie... - Na chwilę znów zamilkli, po czym nagle Severus podjął pewną decyzję i zsiadł z miotły.
- Wyciągnij ręce – powiedział Snape.
- Po co?
- Zaufaj mi – odparł Mistrz Eliksirów. Harry skinął głową i wyciągnął ręce w stronę starszego czarodzieja, który oplótł je wokół swojej szyi. Potem ostrożnie wyjął chłopaka z wózka, trzymając go mocno w pasie. Przywołał do siebie miotłę, bo czym ostrożnie posadził na niej Gryfona.
- Co ty robisz? – zapytał Harry.
- Po prostu mi zaufaj – powtórzył Snape i nie puszczając talii Pottera, usiadł za nim na miotle.
- Trzymaj się mocno, będziesz sterować – powiedział Snape.
- Naprawdę? – spytał zachwycony Harry.
- Trzymaj się mocno i nie marudź – odrzekł Severus i odbił się od ziemi. Gdy tylko pęd wiatru zmierzwił mu włosy, poczuł się jak w siódmym niebie. Skierował miotłę ku górze, latając zygzakiem po boisku. Krzyknął radośnie i przyspieszył – wiedział, że Severus trzyma go tak mocno, że na pewno nie spadnie. Był pewien, iż w tych ramionach jest całkowicie bezpieczny.
- Potter, zatrzymaj się, bo nas zabijesz! – krzyknął Snape, gdy Harry zaczął ostro pikować w dół, ale ten zlekceważył Mistrza Eliksirów, zbyt oszołomiony ogarniającymi go emocjami. Zatrzymał się, gdy byli jakąś stopę od ziemi, i dopiero wtedy Gryfon zauważył, że Snape wręcz kurczowo go do siebie przyciska.
- Nie waż się tego nigdy więcej powtarzać – warknął Severus prosto do ucha chłopaka.
- Pozwolisz mi jeszcze kiedyś polatać? – zapytał radośnie Harry.
- Jeśli obiecasz, że nie będziesz próbował nas zabić – odparł starszy czarodziej. Harry jedynie uśmiechnął się szeroko w odpowiedzi i podleciał powoli do miejsca, w którym stał jego wózek. Snape ostrożnie zsadził chłopaka z miotły, ani na chwilę go przy tym nie puszczając. Potter oplótł rękoma szyję Severusa, kiedy ten sadzał go an wózek.
- Dziękuję ci. Bardzo ci dziękuję. Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy – powiedział cicho Gryfon.
- To nic takiego – odparł Snape. Ramiona chłopaka wciąż przytrzymywały Mistrza Eliksirów, który pochylił się nad nim delikatnie, a ich twarze dzieliły dosłownie centymetry. Zanim Potter zdążył się powstrzymać, przysunął się nieco w stronę drugiego mężczyzny, po czym jego wargi zetknęły się z wargami Severusa – miękkimi, delikatnymi, po prostu idealnymi. Gdzieś w podświadomości Mistrza Eliksirów jakiś głos wrzeszczał „To jest złe!", ale jakoś go to nie obchodziło. Pocałunek jednak zakończył się zdecydowanie zbyt szybko. Mimo że nie było to praktycznie nic więcej poza delikatnym muśnięciem ust, to jednak dla Harry'ego była to najbardziej intymna pieszczota, jakiej kiedykolwiek doświadczył.
- Harry... - powiedział powoli Snape.
- Nie, proszę. Nie mów mi, że mnie nie chcesz albo że nie możemy być razem. Przepraszam. Nie chciałem wszystkiego zepsuć.
- Ja... – Severus zawahał się na moment. – Chcę cię... ale... czy ty też...?
- Tak – odparł bez wahania Harry.
- Musielibyśmy być bardzo ostrożni.
- Więc moglibyśmy być razem? – zapytał Potter.
- Nic tego w gruncie rzeczy nie zabrania, ale nie jest to też dobrze widziane. Jesteśmy czarodziejami, Harry. Niewielka dawka Veritaserum wystarczy, by dowiedzieć się, czy do czegokolwiek cię zmuszałem. Dlatego też nie możemy niczego na siłę przyspieszać. I musimy być ostrożni. Ludziom nie bardzo może spodobać się to, że ich Wybraniec jest w związku z dwa razy od niego starszym mężczyzną, który na dodatek jest byłym śmierciożercą – odparł Snape nieco zdenerwowanym głosem.
- Nie obchodzi mnie to, co powiedzą ludzie. Byłem ich marionetką przez całe życie i nie pozwolę, by wtrącili się też w to. Poza tym, to tylko dwadzieścia lat różnicy. Biorąc pod uwagę to fakt, jak długo żyją czarodzieje, to nie wydaje się być aż tak dużo.
- Ale nie możesz zapominać o tym, że nie jestem zbyt lubianą osobą.
- Rozumiem, Severusie, i jeśli chcesz, byśmy zachowali to w sekrecie, to ja nie będę tego kwestionował. Poza tym, jakoś nie uśmiecha mi się wizja kolejnego zdjęcia na okładkach wszystkich gazet – powiedział Harry, na co Snape uśmiechnął się odrobinę.
- Co ty na to, żebyśmy wrócili teraz do naszego pokoju i porozmawiali nieco na ten temat? – powiedział Mistrz Eliksirów.
- Jestem jak najbardziej za – odparł radośnie Potter.

UszkodzonyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz