Harry miał się wkrótce przekonać, że pomimo ich związku, Snape nie miał zamiaru przestać być wyjątkowo wymagającym opiekunem. Jeszcze tego samego popołudnia, gdy tylko Potter się przebudził, Severus zagonił go do ćwiczeń. Były one bardzo podobne do tych, które miały pomóc Gryfonowi we wzmocnieniu mięśni ramion, z tą jednak różnicą, że tym razem niezbędna była pomoc Mistrza Eliksirów, który na wszelkie możliwe sposoby rozciągał mięśnie nóg Harry'ego. Chłopak nie miał zielonego pojęcia, co konkretnie robi z nim Severus, ale cokolwiek by to nie było, było niesamowicie męczące.
Przez kilka pierwszych dni nogi bolały go praktycznie przez cały czas, ale i tak był niezmiernie wdzięczny całemu światu za to, że może w ogóle ten ból poczuć. A szczególnie w te noce, kiedy udawało mu się przekonać Snape'a, żeby jednak zostawał z nim na noc. Te szczególne uczucie, gdy budził się rano, czując drugiego mężczyznę całym sobą było po prostu nie do opisania. Jednak mimo to Mistrz Eliksirów wciąż nalegał, by większość nocy, poza tamtymi kilkoma wyjątkami, spędzali w oddzielnych sypialniach, tak na wszelki wypadek.
Nie zauważyli nawet, kiedy przyszła Gwiazdka. Z żalem żegnał się z Ronem i Hermioną, przekazując też przy okazji życzenia dla całej rodziny Weasleyów i rodziców Hermiony. Tego roku bardzo niewielu uczniów pozostało w Hogwarcie na święta. Jako że powrót Voldemorta stał się już powszechnie znanym faktem, większość rodziców wolała ściągnąć swoje dzieci do domu, uważając, że tak będzie dla nich najlepiej. Potter w głębi duszy uważał, że to idiotyczny pomysł, bo przecież to Hogwart był najbezpieczniejszym miejscem w Anglii, a nie odosobnione domy, w których łatwo można paść ofiarą ataku.
Pomimo tego zarówno Harry, jak i sam Snape, cieszył się z przerwy świątecznej, przede wszystkim dlatego, że mieli teraz dla siebie znacznie więcej czasu. Poza tym Severus był obecnie w znacznie lepszym humorze, nie musząc spędzać każdego dnia z bandą dzieciaków, które w każdej chwili mogą wysadzić w powietrze wszystkie kociołki znajdujące się w sali od eliksirów.
Magii świąt dopełniały wszechobecne dekoracje, które, ku całkowitemu zgorszeniu i irytacji Snape'a, jakimś cudem dotarły nawet do lochów. Nie, żeby w ogóle nie lubił Bożego Narodzenia — nie znosił jedynie jego komercyjnej części. Na domiar złego gust dyrektora, jeśli chodzi o wygląd rzeczonych dekoracji, był całkowicie niezrozumiały dla jego poczucia smaku i jakiegokolwiek zdolności akceptacji.
W Wielkiej Sali cztery stoły ponownie zastąpiono jednym wspólnym, przy którym jadali wspólnie uczniowie i nauczyciele. W każdym rogu pomieszczenia stała ogromna choinka, każda przystrojona w barwy innego domu. Harry stwierdził, że drzewko Ślizgonów było po prostu piękne — srebrne ozdoby odbijały się od ciemnej zieleni igieł. Po zastanowieniu jednak doszedł do wniosku, że gryfońska, przybrana w złoto i czerwień, również prezentowała się nie najgorzej.
****
Pierwszego dnia świąt Snape obudził się jako pierwszy. Wieczór wcześniej, korzystając z tego, że była Wigilia, Harry'emu udało się go przekonać, by w tę wyjątkową noc spali razem. Mistrz Eliksirów zgodził się, lecz z pewnymi oporami, uważał bowiem, że nie powinni się śpieszyć z rozwojem ich relacji, tym bardziej, że był to pierwszy prawdziwy związek Harry'ego, jeśli nie liczyć tej porażki z Cho.
Severus pokręcił głowa, widząc, że Harry jeszcze śpi. I to on miał czelność narzekać, że Snape nie znosi wcześnie wstawać. Potter dosłownie wgniatał Mistrza Eliksirów w materac, leżąc wygodnie na jego klatce piersiowej. Chłopak uwielbiał spać w takiej pozycji, a Snape'a, mimo czasu, jaki razem spędzili, nadal niepomiernie dziwiło to, jak bardzo Harry lgnął do najlżejszego dotyku czy pieszczoty.
— Wesołych świąt, Sev — mruknął cicho Gryfon, otwierając oczy. Otarł się policzkiem o drugiego mężczyznę, jakby chciał się jeszcze bardziej w niego wtulić. — Zimno — jęknął, przykrywając się szczelniej kołdrą. To był jeden z minusów mieszkania w lochach — nigdy nie było w nich tak naprawdę ciepło, czasami jednak można było uznać to za zaletę — nawet w czasie najgorętszych letnich miesięcy panował w nich lekki chłód.
— Wesołych świąt, Harry — odparł Snape.
— Wykąpiesz się ze mną?
— Mam wziąć kąpiel... z tobą?
— Tak. Zgódź się, będzie fajnie, zobaczysz. Och, proszę, Sev...
— Może i się zgodzę, pod warunkiem, że przestaniesz mnie nazywać „Sevem".
— Ojej, ktoś tu nie lubi zdrobnienia swojego imienia? — zapytał złośliwie Potter.
— Skoro ty je tak lubisz, to może ja zacznę mówić do ciebie „Har"? — odparł spokojnie Severus, nie reagując nawet na paniczny strach w oczach Gryfona.
— Dobrze, zrozumiałem, co masz na myśli — wyjąkał Potter. — W takim razie czas na kąpiel — dodał, ściągając kołdrę z nich obu. Mistrz Eliksirów przewrócił oczami i wstał z łóżka, kompletnie ignorując Harry'ego. Nawet na niego nie spojrzał, tylko od razu poszedł do łazienki.
— Idziesz? — zapytał jeszcze, zanim zamknął za sobą drzwi.
— Gnojek — mruknął pod nosem Potter, powoli przesiadając się na wózek. Gdy w końcu po jakimś czasie dotarł do łazienki, Snape już siedział w wannie pełnej gorącej wody.
— Wredny gnojek — powtórzył Gryfon, machnięciem różdżki usuwając swoje ubrania. Wszedł do wanny w taki sposób, by jak najbardziej ochlapać przy tym wszystko wokół siebie, a Mistrza Eliksirów przede wszystkim.
— Bachor — warknął Severus, a Harry wybuchnął śmiechem, widząc jego minę, po czym zaczął się do niego ostrożnie przysuwać. Udało mu się usiąść mniej więcej na jego kolanach, po czym sięgnął po szampon i zaczął delikatnie wsmarowywać go we włosy drugiego mężczyzny. Starał się robić to na tyle dokładnie, by pozbyć się całego brudu, jaki mogły zostawić na nich opary eliksirów, mając cichą nadzieję, że dzięki temu po wysuszeniu będą wyglądały odrobinę mniej tłusto.
Po chwili spłukał szampon i rozprowadził po czarnych włosach odżywkę regeneracyjną. Snape lekko zmrużył oczy z przyjemności, opierając czoło o ramię chłopaka, dając mu w ten sposób milczącą zgodę na kontynuowanie delikatnych, masujących ruchów. Wyglądało na to, że nie tylko Harry uwielbiał, gdy ktoś bawił się jego włosami.
— Wiesz, czasami miewasz dobre pomysły — mruknął Severus, na co Potter zachichotał i ponownie spłukał pianę z jego głowy.
— Umyjesz mi plecy? — zapytał po chwili Harry, odsuwając się nieco od Mistrza Eliksirów. — Tak w zasadzie to moglibyśmy mieć basen. O wiele łatwiej jest mi się poruszać w wodzie.
— Pomyślę nad tym, gdy już dopracuję eliksir, który przywróci ci władzę w nogach. Masz rację, że w wodzie byłoby ci o wiele łatwiej, może nawet mogłoby ci to pomóc szybciej odzyskać sprawność? Tak zwane wodne treningi są często wykorzystywane w rehabilitacjach osób, które z różnych przyczyn przez jakiś czas nie mogły chodzić.
— Brzmi całkiem nieźle — mruknął Harry, wyginając plecy w lekki łuk, gdy Snape zaczął je szorować. Widząc to, Severus zaśmiał się cicho i przyciągnął go do siebie bliżej, obejmując w pasie i całując delikatnie w szyję.
— Niedługo będzie lunch, na którym mimo wszystko powinniśmy się pojawić. Nie daj Merlinie, McGonagall zaczęłaby podejrzewać mnie o to, że otrułem cię jakimiś składnikami do eliksirów. — Harry, słysząc to, wybuchnął śmiechem, po czym na chwilę zanurkował pod wodę, by dokładnie spłukać z włosów resztki piany. Jednak pomimo swoich wcześniejszych słów, Snape nie ruszył się nawet o milimetr, by wyjść z wanny. Co więcej, kilka minut później jego ręce, które dotychczas spokojnie spoczywały na talii chłopaka, powędrowały w dół, a ciszę panującą dotychczas w łazience wypełniły ciche jęki przyjemności.
W końcu jednak, zmuszeni pędzącym nieubłaganie czasem, wyszli z łazienki, ubrali się i udali do Wielkiej Sali, przy czym Harry modlił się w duchu, by w końcu zniknął zdradziecki rumieniec, który kilkanaście minut temu wpłynął na jego policzki. Kiedy mijali się z Dumbledore'em, ten spojrzał na nich w sposób, który dał Potterowi jasno do zrozumienia, że dyrektor wie o tym, co dokładnie łączyło Harry'ego i Severusa. Z tego powodu przez cały czas Gryfon czuł się wyjątkowo niezręcznie i jadł, nie podnosząc wzroku znad talerza, a kiedy tylko nadarzyła się okazja, podziękował za posiłek i uciekł do lochów.
— Myślisz, że Dumbledore o nas wie? — zapytał nieco zdenerwowany Potter, gdy Snape wszedł zaraz po nim do ich komnat.
— On wie o wszystkim, co się dzieje w tym zamku. Jeśli kiedykolwiek zapyta nas o to otwarcie, powiemy mu prawdę. Poza tym, skoro do tej pory nic nie powiedział, to widocznie nie ma nic przeciwko. Nie martw się tym, dopóki jeszcze nie musisz, zamiast tego powinieneś się zająć tą górą prezentów, która na ciebie czeka — odparł spokojnie Mistrz Eliksirów.
— Nie wszystkie są moje — powiedział Harry, uśmiechając się i podjeżdżając ostrożnie do choinki, która pojawiła się w nocy w pokoju, kompletnie zaskakując tym Pottera i Snape'a. — W zasadzie to powinieneś otworzyć swój jako pierwszy — dodał, podając jedną z paczek starszemu czarodziejowi. Severus wziął ją, siadając na fotelu między choinką a kominkiem. Obydwaj szybko przejrzeli prezenty od przyjaciół i znajomych, na koniec zostawiając te, które mieli wręczyć sobie nawzajem.
Harry był lekko zdenerwowany, gdy podawał Snape'owi średniej wielkości paczkę — nie miał pojęcia, czy jej zawartość na pewno spodoba się drugiemu mężczyźnie. Ten zaś delikatnie zdjął papier, po czym wyjął rękawiczki i szalik. Pod nimi schowane było niewielkie pudełeczko, w którym znajdował się naszyjnik. Severus otworzył je ostrożnie, uważnie i z podziwem przyglądając się naszyjnikowi.
— Moja babka ze strony matki była Celtką. To Drzewo Życia, prawda? — zapytał cicho Mistrz Eliksirów.
— Tak. Ponadto rzucono na niego kilka zaklęć ochronnych — wyjaśnił Gryfon, wyjmując naszyjnik z pudełka, po czym założył go Severusowi na szyję.
— Dziękuję.
— Nie byłem pewien, czy ci się spodoba — mruknął Harry.
— Bardzo mi się podoba. Poza tym przypomina mi o babce, która była dla mnie kimś ważnym. Za rękawiczki też bardzo dziękuję, potrzebowałem nowej pary — powiedział Mistrz Eliksirów, po czym podał Harry'emu prezent od siebie. Ten zaczął go powoli i nieco nieśmiało otwierać, chcąc przy tym dokładnie zapamiętać tę chwilę. W środku znalazł piękny, elegancki, czarny wełniany płaszcz z czerwonym podszyciem wykonanym z wyjątkowo delikatnego materiału.
— Uznaj ten płaszcz za obietnicę większych zakupów w przyszłości. Powinieneś się wstydzić tego, jak wyglądają twoje mugolskie ubrania. Nie kupowałeś ich osobiście, prawda?
— Nie, wszystkie były noszone wcześniej przez mojego kuzyna.
— W takim razie wybierz dzień, jaki ci odpowiada, i zabiorę cię do Londynu — powiedział Snape, próbując za wszelką cenę nie skrzywić się na wzmiankę o Dursleyach.
****
Trzy dni później Harry i Severus wybrali się na wielkie zakupy. Pottera wręcz rozpierała energia —już sam fakt, że po raz pierwszy w życiu mógł samodzielnie wybrać sobie ubranie sprawiał, że nie mógł usiedzieć na miejscu. Po nieco dłuższych poszukiwaniach kupił kilka par jeansów — przymierzanie spodni okazało się nieco trudne, biorąc pod uwagę paraliż chłopaka, dlatego też Snape po prostu rzucił zaklęcie, które dopasowało spodnie do rozmiaru Gryfona. Do tego Harry wybrał kilka koszulek z nadrukami ulubionych zespołów i kilka jednolitych w ciemnych kolorach — głównie zielonym, granatowym i czerwonym, parę koszul w tych samych barwach i dodatkowo jedną czarną i jedną białą, dresy, dwa paski i buty.
Przy kasie kłócili się przez kilkanaście minut o to, kto będzie płacił — Snape upierał się przy tym, że skoro to jego prezent gwiazdkowy, to on powinien pokryć wszystkie koszty, Harry zaś twierdził, że to za dużo i powinien oddać Severusowi przynajmniej część pieniędzy. W końcu Mistrz Eliksirów poddał się i pozwolił Gryfonowi zapłacić za niewielką część zakupów.
— Dlaczego tak właściwie nigdy sam nie kupowałeś sobie ubrań? Przecież masz pieniądze — zapytał w pewnym momencie Snape, gdy już wyszli ze sklepu.
— Nie chciałem, żeby Dursleyowie wiedzieli o tym, że mam jakikolwiek majątek. Wątpię, że ich strach przed magią okazałby się silniejszy, gdyby w grę wchodziło zagarnięcie jakichkolwiek pieniędzy.
— Jestem pod wrażeniem. Samodzielnie wymyśliłeś coś mądrego... — zadrwił Severus.
— Och tak, oczywiście, nabijaj się z biednego dziecka na wózku, ależ proszę bardzo — odciął się Harry, patrząc na drugiego mężczyznę z ukosa.
****
Kilka dni później Harry bawił się na błoniach w bitwę na śnieżki z grupką młodszych dzieciaków, które również zostały na święta w Hogwarcie. Co prawda owa zabawa polegała głównie na tym, że on obrywał praktycznie bez przerwy, od czasu do czasu odrzucając złapaną kulkę ze śniegu, ale nie przeszkadzało mu to zupełnie — cieszył się, że dzieciaki dobrze się bawią i to mu w zasadzie wystarczało. Płaszcz od Severusa okazał się wyjątkowo przydatny — mimo że było na nim pełno śniegu, Potterowi nadal było w nim ciepło i nie przemókł ani odrobinę. Po pewnym czasie jednak ukradkiem wycofał się z pola bitwy i skierował się nad jezioro, gdzie było znacznie spokojniej. Spojrzał w górę i uśmiechnął się na widok delikatnych płatków śniegu, który właśnie zaczął padać.
— Ojej, nasz Potty jest tutaj całkiem sam? — zapytał zjadliwy głos. Harry odwrócił się i zobaczył za sobą Draco wraz z Crabe'em i Goyle'em.
— Odwal się, Malfoy — warknął Gryfon.
— Och nie, niby dlaczego? Swoją droga mogę się założyć, że bez tego swojego wózka jesteś całkowicie bezbronny, mam rację? — zapytał blondyn, obchodząc Harry'ego dookoła.
— A ty jesteś bezbronny bez swojego tatusia za plecami, który podpowiadałby ci co masz robić, prawda, Malfoy? — odciął się Potter, uderzając najwyraźniej w czuły punkt Ślizgona, gdyż szyderczy uśmieszek na jego twarzy zamienił się we wściekły grymas.
— Crabbe, Goyle — warknął Draco, kiwając na nich głową. Chłopcy natychmiast podeszli do Harry'ego i z łatwością wyrzucili go z wózka.
— Puśćcie mnie! — krzyknął Gryfon, sięgając po różdżkę. Malfoy jednak okazał się szybszy i jednym sprawnym zaklęciem rozbroił Pottera.
— Słyszałem, że dziś w nocy ma być burza śnieżna. Mam nadzieję, że zamarzniesz na śmierć, zanim zdążą cię znaleźć, Potter — powiedział zjadliwie Draco, po czym rzucił na Harry'ego Drętwotę i odszedł, nie oglądając się za siebie.
![](https://img.wattpad.com/cover/229468324-288-k258062.jpg)
CZYTASZ
Uszkodzony
FanfictionHarry ulega wypadkowi samochodowemu. Według Dumbledore'a tylko Snape jest na tyle kompetentny, aby się nim zaopiekować .