Rozdział 7

5.9K 246 11
                                    

Słowa doktora Schneidera dały mi sporo do myślenia. Musiałam się dowiedzieć kim był ten blondyn i dlaczego wywołuje we mnie takie emocje. Należałam jednak do osób które jeśli tylko widzą zagrożenie na horyzoncie, z podkulonym ogonem uciekają gdzie pieprz rośnie. Musiałam się nieźle zawziąć aby i tym razem nie zwiać.

Dzisiejszy dzień w całości chciałam poświęcić Austinowi. Strasznie go zaniedbałam przez te wszystkie wydarzenia które działy się w ostatnich tygodniach. Kiedyś byliśmy jednością, nie potrafiłam wytrzymać sekundy bez trzymania go w swoich ramionach a teraz? Teraz za bardzo zaczęłam przejmować się swoimi sprawami i coraz mniej czasu spędzać z moim słoneczkiem. Praca samotnej matki nie jest jakaś prestiżowa i wymaga całkowitego poświęcenia 24/7. Miałam zamiar wszystko nadrobić i sprawić aby Austin znowu uśmiechał się przy mnie jak dawniej.

Chłopiec jak zwykle biegał  po całym domu z nową zabawką którą dostał od babci a jego blond loczki opadały na dość blade czoło. Uśmiechał się od ucha i dopiero teraz zauważyłam że jego twarz cała umorusana jest czekoladą. Był to dość zabawny widok.

-Austin powiedz mamusi co jadłeś?- ciepłym głosem zwróciłam się do synka który uniósł do góry swoje rączki wypuszczając czerwony samochodzik i wybuchając śmiechem.

-Ciatka, ciatka-krzyknął jeszcze szerzej się uśmiechając. Ja także nie mogłam się powstrzymać wiec wybuchłam śmiechem. Urwałam kawałek ręcznika papierowego chcąc oczyścić twarz syna z ciemnej czekolady lecz ten chyba nie był zbyt zadowolony z mojego pomysłu. Od razu uciekł do swojego pokoju męcząc się chwilę z otworzeniem drzwi. Przypatrywałam się mu z zaciekawieniem a kiedy już drzwi z powrotem się zamknęły wróciłam do zmywania naczyń których po wczorajszym dniu jakby przybyło. Mama pojechała dzisiaj do domu aby sprawdzić co ogólnie tam się dzieję a Tristan cały dzień siedzi w tej swojej pracy która jak dla mnie tylko go wykorzystuje płacąc przy tym marne grosze. Dlatego cały dzisiejszy dzień spędzę sam na sam z Austinem. W jego pokoju było nazbyt cicho co nie jest w stylu mojego syna. Zazwyczaj słychać z niego jakieś dziwne odgłosy które w niczym nie przypominają że mieszka tam dwulatek. Zaniepokojona postanowiłam szybko to sprawdzić aby nie doszło do jakiegoś nieszczęścia. Otwierając cicho drzwi zauważyłam chłopca skulonego na swoim łóżko przytulając mocno swojego pluszaka.

-Skarbie co się stało-udało mi się zwrócić jego uwagę bo już po chwili podniósł swoją głowę i spojrzał na mnie zapłakanymi, brązowymi oczami. To dziwne jak u tak małych dzieci szybko zmienia się nastrój. Podeszłam bliżej jego łóżka siadając na nim i biorąc zapłakanego chłopca w ramiona jak to robiłam kiedyś.

-Mamo gdzie jest tatuś?-tego pytania obawiałam się najbardziej. Co prawda już wcześniej o to pytał ale był wtedy zbyt mały aby cokolwiek zrozumieć. Co ja gadam on nadal jest zbyt mały aby zrozumieć. Widziałam ból w jego oczach za każdym razem kiedy na placu zabaw widział bawiących się ojców ze swoimi dziećmi. W takich chwilach to zawsze Tristan brał go do siebie i pytał urażonym lecz przy tym bardzo zabawnym głosem czy on juz mu nie wystarcza. Obydwoje wtedy wybuchali śmiechem lecz dzisiaj jestem sama i musze się z tym zmierzyć sama.

-Słonko już ci kiedyś mówiłam. Twój tato odszedł i juz nigdy nie wróci. Ale pamiętaj ze zawsze masz mnie, Trisa, babcie. My ciebie zawsze będziemy kochać- odpowiedziałam a w mych oczach pojawiły się od razu łzy.

-Czy odsedł dlatego ze mnie nie kocha?-jego kolejne pytanie sprawiło że rozkleiłam się doszczętnie. Jak można powiedzieć najsłodszemu dziecku na świecie że nawet nie wiem kto jest jego ojcem i że to najgorszy gnojek na świecie. Nie potrafiłam na to odpowiedzieć. Kolejny raz poddaję się. Przytuliłam go jeszcze mocniej do siebie lekko szepcząc do ucha.

-Ciebie nie da się nie kochać aniołku. Co powiesz na mały spacerek na plac zabaw?-mój pomysł chyba bardzo spodobał się Austinowi bo od razu zapomniał o naszej rozmowie. Uradowany zeskoczył z moich kolan i pobiegł zakładać buty. Otarłam szybko łzy które spływały po policzkach i dołączyłam do syna.

***

Plac zabaw jak zwykle roił się od dzieci i zabieganych rodziców którzy próbowali nadążyć za swoimi pociechami. Krzyki i śmiechy to były charakterystyczne cechy tego miejsca. Austin od razu pobiegł w stronę grupki dzieci z którymi od razu zaczął się bawić a ja usiadłam na ławce i pogrążyłam się w lekturze. Tak dawno nie trzymałam książki w dłoniach że zastanawiałam się czy pamiętam jeszcze jak się czyta. Mijały godziny a chłopiec wcale nie wyglądał na zmęczonego bieganiem w kółko po drewnianym zamku z coraz to nowymi dziećmi. W sumie mi to nie przeszkadzało. Potrzebował odreagowania tak samo mocno jak ja. Uwielbiałam patrzeć jak się uśmiecha. Książka znudziła mnie po pierwszych paru stronach wiec obserwowanie bawiącego się chłopca było moim jedynym zajęciem. Kiedy zbliżała się godzina 18 wręcz siłą musiałam wyciągać syna z placu tłumacząc że musimy przygotować Tristanowi kolacje bo wróci na pewno bardzo głodny z pracy. W końcu uległ gdy obiecałam mu paczkę jego czekoladowych ciasteczek. Szliśmy, śmiejąc się głośno, przez park który był dość blisko naszego domu. Ciepłe, czerwcowe powietrze było przyjemne i nie przeszkadzał nawet lekki wiaterek który czasami zawiał.

-Witaj laleczko-donośny męski głos odezwał się za moimi plecami a moja ciekawość podpowiadała mi abym się odwróciła. Spojrzałam przez ramię na tego samego mężczyznę na którego parę tygodni temu wpadłam kiedy wychodziłam od doktora. Jego włosy w kolorze piasku znowu przykrywała czapka a oczy zasłonięte były czarnymi okularami. Czego on ode mnie chciał przecież nawet go nie znałam. I właśnie w tej chwili poczułam ten obrzydliwy zapach który, chociaż bardzo chciałam, nie mogłam wybić sobie z głowy. Ten odór od razu przypomina wszystko. Ścisnęłam mocniej rękę Austina który patrzył to na mnie to na mężczyznę przed nami.

-Przepraszam ale się śpieszę-wycedziłam przez zaciśnięte zęby po czym odwróciłam się na pięcie i ruszyłam jak najszybciej w stronę domu. Przeszłości już nigdy nie da mi spokoju.

****

Kolejna powtórka z rozrywki. Naprawdę myślałam ze potrafię już nad tym panować lecz jak zwykle się myliłam. To wszystko wraca jak bumerang tyle że ze zdwojoną siłą. Pytania Austina, ten gościu który od razu przypomina mi tamtą noc. Wszystko nie daje mi spokoju. Po raz kolejny skulona na środku pokoju nie mogłam powstrzymać się od płaczu i przeraźliwego krzyku. To przerosło mnie. Myślałam że będzie dobrze lecz mi nie jest pisane szczęście. Krzyk przeszywał mnie całą o łzy nie pozwalały oglądać świata normalnie. I po raz kolejny poczułam silne ramię obejmujące mnie w pasie i podnoszące do góry. Po raz kolejny siadałam na czyiś kolanach wypłakując się w jego ramię. Po raz kolejny byłam tak bezradna i potrzebowałam pomocy. Przetarłam zapłakane oczy aby spojrzeć na mojego pocieszyciela. Blond włosy perfekcyjnie ułożone, duże niebieskie oczy. Jake, tylko co on robi w moim domu i przy mnie? Nie chciałam dłużej nad tym myśleć wiec bez zastanowienia złączyłam nasze usta w pocałunku niestety z jego strony był on nieodwzajemniony. Odsunęłam się tak aby spojrzeć na jego twarz. Byłam idiotką. To wcale nie był Jack tylko Tristan który wyglądał teraz na nieźle zszokowanego. Ja tak samo. Co ja najlepszego zrobiłam?!

-Ja...przepraszam. Tristan proszę wybacz mi...-uciszył mnie szybko i przytulił mocniej do swojej piersi a łzy znowu zaczęły spływać po mych policzkach.

_________________________________________

Muszę się pochwalić że dzisiaj mija 2 miesiące odkąd zaczęłam pisać "Skażona". Jestem naprawdę wdzięczna tym osobą które czytają, gwiazdkują oraz komentują rozdziały. Bez was na pewno nie było by mi tak łatwo pisać nowe rozdziały. "Skażona" ma już 1,2K wyświetleń z czego też się bardzo cieszę. Dziękuję wam jeszcze raz. Pamiętajcie że każdy kom albo gwiazdka do rozdziału to dodatkowa motywacja. Kocham was :*

SkażonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz