Dix-sept

478 28 26
                                    

Po cichu weszłam do domu, ściągając swoje czarne szpilki. Nie udało mi się złapać taksówki, więc z mieszkania Sky musiałam ale i też chciałam wrócić pieszo. Po naszej poważniejszej rozmowie, aż kręciło mi się w głowie. Słowa były niczym echo, które jak zawsze nie dawały mi spokoju.
Z kuchni dobiegały ciche odgłosy klasycznej muzyki, a zapach pieczonego mięsa, sprawiał, że mój brzuch od razu dał o sobie znać. Liam gotował, uśmiechając się pod nosem i właśnie wkładał szpatułkę do szuflady, kiedy natrafił na moj wzrok.

- Cześć. - uśmiechnął się szeroko i przywołał mnie do siebie gestem ręki. Zrobiłam to, gryząc środek swojego policzka, a jego usta dotknęły mojej skroni - Obiecałem ci, że później spędzimy trochę czasu razem, prawda? Obrobiłem się z poprawkami kontraktu wcześniej i voila, ugotowałem ci kolację.

- To kochane. - uśmiechnęłam się, patrząc na niego, po czym przeniosłam swój wzrok na to, co ugotował Liam. Wszystko wyglądało perfekcyjnie i bardzo smakowicie. Każda rzecz, którą robił Liam musiała być dopieszczona do końca.

- Staram się dla ciebie - ucałował moją dłoń, pocierając ją palcem po czym zmarszczył swój nos - Dlaczego nie masz pierścionka?

Pospiesznie spojrzałam na swoją prawą dłoń, która była pozbawiona pierścionka zaręczynowego.

- Oh tak, musiałam go zdjąć. Pomagałam Sky przesadzać kwiaty i nie chciałam babrać go w ziemi - machnęłam ręka, kłamiąc, co raczej mi nie wyszło. Liam patrzył na mnie uważnie i zauważył ten grymas, który mi wyszedł zamiast uśmiechu.

- Dziś rano przy kawie również go nie miałaś - czułam na sobie jego uważny wzrok, jednak nie miałam odwagi na niego spojrzeć. Czułam się, jakby moje kłamstwa miały zacząć wychodzić na jaw - Coś jest nie tak?

Nie wiedziałam czy zaprzeczyć, udając przed sobą, czy jednak powiedzieć wszystko co o tym myślę. Wiem, że zasługiwał na szczerość, jednak nie chciałam psuć mu kolacji. Jego wzrok łamał moje serce. Złapał moją dłoń, a jego oczy wyrażały jedynie troskę i zmartwienie. W tym momencie moje wyrzuty sumienia sięgały zenitu.

- Nie potrafię powiedzieć, że wszystko jest okej, Li. - zaczęłam - Od pewnego czasu czuję, że coś jest nie tak. Nie będę samolubna zrzucając winę na ciebie i twoją pracę. Być może ja także się do tego przyczyniłam, dając od siebie za mało - patrzyłam na niego, widząc jak iskierki w jego oczach z każdym moim słowem gasną.

- Rozumiem - kiwnął głową, jednak po jego głosie mogłam usłyszeć, że poczuł się żałośnie. - Za mało poświęcałem ci uwagi. Nie czułaś się kochana. Jako kobieta, powinnaś dostawać największe dawki miłości, a ja ci tego nie zapewniłem.

- Nie, Liam, nie - szepnęłam, kręcąc głową, on jednak mówił dokładnie to, co siedziało w środku mnie. Dokładnie się tak czułam, jednak to, że obwiniał o to wyłącznie siebie, bolało. On nie był złym człowiekiem, który mnie zaniedbywał. - Oboje zawiniliśmy.

- Być może zbyt się pospieszyliśmy z tym ślubem? Cholera, Vivian. Wybraliśmy zły moment. Byłem taki w euforii, że wreszcie w firmie zaczyna się układać, dostałem awans, w końcu dostaje poważne zlecenia, a nie zaniesienie karmelowej latte - westchnął głośno, jednak uśmiechnął się blado - Sądziłem, że to idealny czas na ślub, jednak tak nie jest. Przez moją pracę nie mam dla ciebie czasu.

- Liam - powiedziałam i odwróciłam się do niego, biorąc jego dłonie w swoje - Uwierz mi, jesteś naprawdę wartościowym facetem. Próbujesz mi zapewnić wszystko, dlatego wiecznie siedzisz w biurze. Dla mnie sięgnąłbyś gwiazdki z nieba. Jesteś idealny. Wiem to od czasów liceum, ale cokolwiek stało by się z naszym związkiem, nie obwiniaj się. Zawsze byłeś dla mnie dobrym przyjacielem, nie zapominaj o tym. Nie mam do ciebie żalu, robisz to co kochasz - przechyliłam głowę w bok wpatrując się w jego brązowe oczy - Wszystko co się dzieje, ma znaczenie. Nawet jeżeli przeżywamy kryzys, może tak miało być?

The Bridesman | z.mOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz