dwadzieścia osiem

1.9K 54 31
                                    

Enjoy💜
___________________

Nancy

Z dnia na dzień miałam wrażenie, że wszystko się zmieniło. Moje wystarczająco popieprzone życie, postanowiło popieprzyć się jeszcze bardziej. Najwyraźniej ktoś tam u góry, miał dla mnie zaplanowaną podróż, która nie należała do łatwiejszych. Nauczyłam się już, że zawsze jest okres, kiedy jest dobrze i spokojnie. Jednak po nim za każdym razem coś musi się zniszczyć. Nie wiedziałam czy to nastąpi dziś, jutro, czy za pół roku. Gdzieś w głębi serca, miałam nadzieję, że to już koniec tych złych sytuacji w moim życiu.

Wracając ze sklepu, zaczęłam podziwiać drogę. Lemoore nie należało do najbrzydszych miejscowości. Nie było ono za duże, przez co sprawiało wrażenie przytulnego miasta. Kiedy byłam małym dzieckiem, uwielbiałam te ulice. Każda mi się z czymś kojarzyła. Uwielbiałam po nich biegać z Alison i bawić się w berka czy podchody. Lemoore wydawało się byś wtedy najbezpieczniejszym miejscem na świecie. Jednak im starsza byłam, tym bardziej zaczęłam zauważać jego mroczną aurę. Morderstwa, zniknięcia, porwania. Było tego ogromnie dużo. A potem sprawa Willa została nagłośniona. Lemoore straciło otoczkę przytulności. Jednak gdzieś w sercu, ciągle było dla mnie bezpieczne.

Minęłam dom Luke'a, który nieszczęśliwie stawał mi na trasie między domem a sklepem. Westchnęłam, patrząc na pusty podjazd. Nie wiedziałam, czy chłopak faktycznie wyjechał, czy spowodowałam w nim niepokojące myśli. W jednej sekundzie wpadło mi do głowy, żeby skręcić i zadzwonić do drzwi, chcąc upewnić się, że nic mu nie jest. Jednak w tej samej chwili, poczułam jak czyjeś drobne ciało, zetknęło się z moim.

Zakupy jakie miałam, automatycznie upadły na ziemię. Od razu kucnęłam, przepraszając osobę przede mną. Uniosłam wzrok, dopiero kiedy kobieta ukucnęła i swoimi drobnymi dłońmi, pomogła mi posprzątać zakupy.

— Przepraszam, to moja wina. Zapatrzyłam się w telefon — tłumaczyła, nerwowo zbierając artykuły. Miała na głowie czarną czapkę, która pasowała do jej brązowych włosów. Zauważyłam, że poprawiła okulary na nosie, na którym dostrzegłam dziurkę po przekłuciu. Zagryzła wnętrze policzka, a kiedy podniosłam reklamówkę, znów zaczęła przepraszać.

— Spokojnie, nic się nie stało. To też trochę moja wina. Myśli mnie pochłonęły — uśmiechnęłam się pocieszająco, na co dziewczyna to odwzajemniła zdychając i ściskając mocniej swój telefon.

— Nie chciałam, żeby tak wyszło. Mój kolega miał ogromny kłopot i nie mogłam oderwać się od konwersacji. Ah, ta technologia. Najmocniej przepraszam. — Miała przyjemny i delikatny głos. Nie należała do wysokich. Na oko mogła mieć metr sześćdziesiąt, ewentualnie odrobinkę mniej.

— Nic nie szkodzi, naprawdę. To tylko zakupy, na szczęście nie miałam nic szklanego.

— Jeśli coś by się rozwaliło to mogę oddać ci za to pieniądze. Od zawsze byłam okropną niezdarą.

— Hej, spokojnie. To nic takiego. Tak w ogóle to jak ci na imię?

— Jestem Alyssa.

— Tak więc, Alyssa, wyluzuj. Nic się nie stało, nie ma tragedii. Muszę już niestety iść, ale miło było cię poznać.

— Ze wzajemnością... — Tu dziewczyna przerwała, czekając na moje imię.

— Nancy — uśmiechnęłam się serdecznie.

— Ze wzajemnością, Nancy — odwzajemniła uśmiech. Następnie odwróciłam się i skierowałam do domu.

To nawet dobrze, ze wpadłam na Alyssę. Przynajmniej wybiła mi z głowy pomysł zobaczenia się z Lukiem. Wiedziałam, że chłopak potrzebuje przestrzeni i to było zrozumiałe. Czasem trochę za nim tęskniłam, jednak musiałam się pogodzić z jego chwilową nieobecnością. Bałam się jak zareaguje na powrót Williama do mojego życia. Jednak Luke był dla mnie okropnie ważny i naprawdę nie chciałam go tracić.

WHITE MUSTANG [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz