Kolejny dzień właściwie niczym się nie różnił od poprzednich. Księżyc zniknął i zastąpiło go słońce. Pierwsze kwiaty zaczęły wychodzić spod lekko stopniałego już śniegu. Dało się usłyszeć pierwsze śpiewy ptaków za oknem oraz szelest gałęzi poruszanych przez zimny wiatr. Wszystko było tak samo. Czas, ziemia, przyroda.
Tylko pokój w którym się znajdowałam był jakby inny.
Nagle odcienie szarości, czerni i zieleni były jakieś żywsze, jeśli można tak to nazwać. W powietrzu unosił się inny zapach niż zapamiętałam, słodszy, orzeźwiający. Koc na którym leżałam był okropnie miękki i przyjemny w dotyku. Moje wszystkie zmysły wyostrzyły się i szalały. Przysięgam, że przez chwile wydawało mi się, że nadal śnie. Szczególnie, gdy zauważyłam blond czuprynę, leżącą na moim nagim brzuchu. Zastanawiałam się jak to możliwe, że przez sen znaleźliśmy się w takiej pozycji, gdzie ja leżałam na plecach, a on umiejscowił się między moimi nogami z głową opartą o mój brzuch mniej więcej na wysokości pępka, zaś jego dłonie, ułożone płasko na materacu, lekko stykały się po dwóch stronach z moimi bokami.
Nie chciałam go budzić, zwłaszcza, że była dopiero ósma, a dziś nie musiał iść do pracy. Ruszyłam jedynie ręką by wpleść ją w jego miękkie włosy. Nie myślałam czy będzie mu się to podobać czy nie, zwyczajnie przeczesywałam je w dłoniach rozkoszując się tą chwilą. Chyba pierwszy raz nie miałam ochoty uciec. Zapewne zmieni się to w chwili, gdy blondyn się przebudzi, ale w tym momencie nie chciałam o tym myśleć. Opanowana bezmyślnym pragnieniem zdobycia czegoś pięknego, nie pomyślałam o konsekwencjach. Przez zwykłą chciwość zniszczyłam coś, co podziwiałam. Byłam małą dziewczynką w ciele dorosłej kobiety, która oddaje się każdej zachciance i zapomina o wszystkim.
Przyglądałam mu się i nie mogłam zrozumieć, co się właściwie stało. Przypomniałam sobie minione godziny i wydawało mi się, że płynie od nich zapach jakiegoś nieznanego szczęścia. Od tego czasu oboje z nadzieją oczekiwaliśmy wspólnego snu. Można by prawie powiedzieć, że celem naszego kochania się nie była rozkosz, ale sen, który po niej przychodził. Szczególnie ja nie mogłam spać bez niego. Kiedy zostawałam czasem sama w swym domu, nie mogłam usnąć przez całą noc. W jego objęciach usypiałam natychmiast nawet, gdy byłam bardzo zdenerwowana. Opowiadał mi szeptem bajki, które dla mnie wymyślał, jakieś nonsensy, powtarzał kojące lub zabawne słowa. Te słowa przemieniały się we mnie w mgliste wizje, które prowadziły mnie w pierwszy sen. Panował całkowicie nad mym snem - usypiałam dokładnie w tej sekundzie, którą wybrał.
Drgnęłam odruchowo, gdy poczułam ugryzienie w okolicy pępka. Przechyliłam lekko głowę, spoglądając jak Draco lekko się podnosi, a następnie splata swoje ręce na moim brzuchu i opiera o nie podbródek. Mruknął z niezadowoleniem, gdy zdjęłam swoją dłoń z jego głosów, więc szybkim ruchem wziął ją i ponownie położył na swojej głowie. Wpatrywałam się w jego twarz zdecydowanie zbyt długo. Szukałam w głowie jakiegoś przymiotnika, który pozwoli mi opisać tego mężczyznę. Był piękny? Nie, piękna może być osoba kochająca, współczująca, pomocna, po prostu plaster na rany. Tymczasem on był co najwyżej solą, którą można na tą ranę posypać. Przystojny? Byłby przystojny, gdybym nie wiedziała, co się kryje za tymi lodowatymi oczami.
Malfoy był... po prostu Malfoy'em.
— Długo nie śpisz? — spytałam.
— Jakąś godzinę.
— Czemu się nie odezwałeś?
— Cóż, na początku chciałem byś oswoiła się z wydarzeniami z wczoraj, a wtedy byśmy uniknęli niezręcznej sytuacji. Potem jednak spodobało mi się twoje mizianie po głowie.
CZYTASZ
Cold Heart [D.M]
FantasyCałe jej życie jest poza nią. Widzi je całe, widzi jego kształt i powolny ruch, który przyprowadził ją aż tutaj. Niewiele można o tym powiedzieć: przegrana partia, to wszystko. Straciła pierwsze rozdanie. Chciała zagrać drugie i straciła je także...