[23]

2K 95 161
                                    

Nie musiałyśmy długo czekać, gdyż chwile później poczułam dłonie na moich spiętych ramionach.

— Miło widzieć, że dwie najważniejsze kobiety w moim życiu się dogadują ze sobą. — masował rozluźniająco moje ramiona. — Czy moja miłosna druga połówka pozwoli bym poprosił do tańca moją siostrzaną drugą połówkę?

— Lećcie! — zaśmiała się, a on w odpowiedzi puścił jej całusa w powietrzu.

Złapał za moją dłoń i przedzierał się przez tłum tańczących gości by zaprowadzić nas na kawałek pustego parkietu. Kiedy już tam dotarliśmy przyciągnął mnie jak najmocniej do siebie, oplatając ramieniem moją talie, a drugą dłoń splótł z moją.

— Tańczyliśmy kiedykolwiek ze sobą? — spytałam.

— Myśle, że nie mieliśmy zbyt wiele okazji, ale to miła odmiana. — wzruszył ramieniem. — O czym rozmawiałaś z Isobell?

— Zamieniliśmy raptem dwa zdania...

— Mam nadzieje, że nie naskoczyłaś na nią. — odrazu przeszedł do sedna.

— Z początku miałam taki zamiar. — spuściłam głowę w dół. — Will... Przepraszam, że nie potrafię cieszyć się twoim szczęściem. Naprawdę mi przykro. Ale ona...

Ciężko życzyć szczęścia, kiedy kto inny zajmuje twoje miejsce.

— Ona sprawia, że nie wstydzę się tego co robiłem.

— To przeszłość.

— W której dalej siedzisz. — stwierdził. — Nie jestem na ciebie zły. Jest mi po prostu ciebie żal.

Zwróciłam wzrok w bok napotykając stół przy którym dotychczas siedziałam. Wesele trwało już kilka godzin, więc nic dziwnego, że niektóre osoby opuściły swoje miejsca i udało się do sąsiednich stołów by porozmawiać z innymi. Na początku moją uwagę zwrócił Draco Malfoy, gdyż wstał ze swojego miejsca i ruszył przed siebie. Wydawało się, że zmierza do wyjścia z sali, ale nagle skręcił i skierował się do stolika pary młodej przy której stała Isobell z małżeństwem Zabinich. Blondyn podszedł do kobiety w białej sukni, a ta rozpromieniła się na jego widok i położyła delikatnie dłoń na jego ramieniu w przywitaniu.

Nasza rozłąka wiele zmieniła. Ja byłam cały czas taka sama, ale on... on już nie był denerwującym Ślizgonem, rzucającym obelgi na prawo i lewo tym samym przybierając status parszywego egoisty. Był mężczyzną, który przestał się zasłaniać wysoko postawionym ojcem. Dorósł, choć ciężko mi to przyznać, gdyż miałam nadzieje, że jeśli kiedykolwiek znów się spotkamy, będziemy tymi samymi zepsutymi szczeniakami. Z księcia Slytherinu przemienił się w króla własnego życia.

Mnie nie było stać na iluzje. Nie jestem niewinną, młodą księżniczką czekającą na swojego wybawcę na białym jednorożcu. Obracałam się wśród diabłów i to uczyniło mnie jednym z nich. Nigdy nie będę czysta, biała i szczęśliwa. To co zrobiłam zostanie ze mną na zawsze i nawet nie mam prawa prosić by przestało mnie to prześladować w koszmarach.

Nasza, a dokładniej moja miłość umarła. A przynajmniej do niego, gdyż to nie on był tym który miał mnie uratować. Spróbował - nie udało się i tyle. O miłości nie świadczy liczba dni jakie się z kimś spędza albo to od jak dawna się kogoś zna. I z pewnością nie świadczy o niej to czy się z kimś pierdoliło i ile razy.

— Jednego w tobie kompletnie nie rozumiem. Dla wielu mężczyzn jesteś po prostu idealna. Masz swoje pasje, jesteś piękna, jesteś bystra, dążysz do wyznaczonych sobie celów. Byłaś z kimś, kto nie spełniał twoich oczekiwań i już wszystkich "kolesi" wpuszczasz pod wspólny mianownik. Powiem Ci, jeśli sobie uporządkujesz przeszłość, to szczerze - zazdroszczę komuś, w kim się kiedyś zakochasz.

Cold Heart [D.M]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz