ROZDZIAŁ III; RUN BOY RUN

1.9K 85 32
                                    







"Tomorrow is another day

And when the night fades away

You'll be a man, boy!

But for now it's time to run, it's time to run!"

— WOODKID.





ROZDZIAŁ III; RUN BOY RUN






Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.





    — Żywiłem się tym, co udawało mi się znaleźć: karaluchami, puszkami z długą datą przydatności. Albo walczysz z tym, co narzuca na ciebie postapokaliptyczny świat, albo umierasz... Więc ja i Delores się przystosowaliśmy i udało nam się przeżyć długi czas. Z czymkolwiek się zmierzaliśmy, udawało nam się to pokonać razem.

    Violet słuchała z uwagą i wielkim szokiem to, o czym opowiadał jej brat w pokoju motelowym. Wciąż nie mogła uwierzyć w to, że świat naprawdę miał skończyć się za osiem dni. Było w tym pewne poczucie bezsilności, które Five przeniósł na siostrę niczym zarazki. I szczerze mówiąc, to trzydziestolatka myślała, iż lepiej byłoby gdyby tak naprawdę wcale się nie dowiedziała o potencjalnym dniu jej śmierci. Niestety nie mogła cofnąć czasu.
    Five opowiedział jej o tym, że gdy skoczył w przyszłość i przez przypadek w niej utkwił, bo nie mógł ponownie utworzyć portalu - znalazł swoje rodzeństwo. Wszyscy byli przygnieceni gruzami ich wcześniejszego domu, martwi.

    — Wow... — parsknęła krótko.

    Chłopak zmarszczył brwi w niezadowoleniu i irytacji.

    — Nie wierzysz mi.

    — Oczywiście, że ci wierzę. Po prostu... Jestem w szoku. W końcu nie wiem, czy wiesz, ale nie często w moim życiu po szesnastu latach nieobecności w moim domu pojawia się podróżnik w czasie i mówi mi o dacie mojej śmierci — odparła ironicznie.

    Five nie słuchał jej już po pierwszym zdaniu. Zamiast posłuchać, wyciągnął z kieszeni mundurka szkolnego... szklane oko, gdzie na odwrocie pisało "MEDICORP" i podany był numer seryjny. Kobieta już miała pytać co to, ale brat jej przerwał.

    — Znalazłem to w miejscu apokalipsy i szukam właściciela... lub właścicielkę — wyjaśnił z powagą. — Ktoś w przeciągu ośmiu dni straci to oko. Nie wiem tylko kto, ale jeżeli uda mi się tego kogoś znaleźć i zlikwidować... Mogę zatrzymać apokalipsę.
    Violet uważała, że była albo zbyt głupia, by zrozumieć, albo to, co powiedział Five było całkowicie bez sensu.

    — Nie rozumiem. Co ma wspólnego jakiś właściciel protezy oka do apokalipsy?

    — Jakoś nie jestem zaskoczony twoim pytaniem, sami debile w tej rodzinie — prychnął zirytowany. Milczał przez chwilę z kwaśną miną, po czym popatrzył z powagą na siostrę. — Pięć lat temu w moim czasie, gdy błąkałem się wraz z Delores po zniszczonym świecie pełnym ruin, ku naszym zaskoczeniu ktoś postanowił ukazać się przed nami. Co dziwne, bo myśleliśmy, że zostaliśmy sami na tej kuli śmieci. Była to kobieta, która przedstawiła się mi jako Handler i pojawiła się praktycznie znikąd. Powiedziała, że pracuje dla Komisji, czyli organizacji nadzorującej i zarządzającej kontinuum czasoprzestrzennym. Ich głównym zadaniem jest dopilnowanie, aby wszystkie zdarzenia, które miały się wydarzyć, miały miejsce. Aby to zrobić, mają agentów gotowych podróżować w czasie i wyeliminować każdego, kto zagraża ich pracy. Handler powiedziała, że w Komisji jestem w pewnym sensie celebrytą przez moje umiejętności podróży w czasie i że pojawiła się, by przekazać, że chcieliby mnie zatrudnić. Mieliśmy dojść do układu: ja będę pracował u nich przez pięć lat, a po wygaśnięciu kontraktu będę mógł przetransportować się do daty, której chcę.

    Czarnowłosa słuchała z zainteresowaniem i lekkim niedowierzaniem, a cienie dookoła lampy tańczyły tajemniczo.

    — Co dokładnie dla nich robiłeś? — zapytała.

    — Zabijałem. Robiłem dokładnie to, czym zajmowała się Komisja - eliminowałem osoby, które mogłyby zaszkodzić linii czasu. Powiedzmy... Lee Harvey Oswalda, który celował w Kennedy'ego, gdy ten jechał ze swoją żoną autem w 1963 roku — kontynuował.

    — Byłeś... asasynem? — Siostra nie mogła w to uwierzyć.

    — Tak. Niestety w robocie natykałem się na różne przypadki i czasami zmuszony byłem zabić niewinnych ludzi, którzy nic nie zawinili. To się nazywa Efekt Motyla. Chaos Deterministyczny. Każde decyzje, które podejmujemy zmieniają nasz świat i czasami to właśnie przypadkowi ludzie przyczyniają się do większych katastrof. Można na ten przykład dać dyrektora szkoły artystycznej, który nie przyjął do swojej placówki pewnego austriaka, bo malował przeciętnie. Gdyby Komisja nie chciała, aby holokaust i masowe zabijanie żydów miało miejsce, wysłaliby swoich ludzi, aby zabiło dyrektora szkoły, a nie Hitlera. Takich ludzi właśnie się pozbywałem — Westchnął głęboko i odczekał chwilę, aby kontynuować. — W każdym razie, podczas misji w '64 złamałem kontrakt z Komisją. Z wiadomych przyczyn nie chciałem, aby doszło do apokalipsy, więc użyłem walizki do transportowania się w czasie i otworzyłem portal nim minęło pięć lat. Jak to wyglądało, widziałaś na własne oczy.

    Wszystko to było skomplikowane dla tak prostej osoby jak Violet, ale spojrzeć prawdzie w oczy, rodzeństwo od zawsze doczynienia miało z magią, mówiącymi szympansami, podróżami na księżyc, matkami robotami i skokami w czasie. Jakkolwiek niemożliwie to brzmiało, musiała w to wszystko uwierzyć.

    — Jak zareagowała na to Komisja? — zadała kolejne pytanie.

   Five ukazał jej krwawiąca ranę, którą Violet zakryła plastrem.

    — Próbują mnie znaleźć i zabić, zanim powstrzymam apokalipsę. Pytałaś się, czemu mam tę krew na kołnierzu... Zanim tutaj ciebie odwiedziłem, żołnierze z Komisji napadli mnie w sklepie z donutami, gdzie poszedłem napić się kawy. Skurwysyni umieścili mi pod skórą nadajnik. Była niezła strzelanina, ale wszystkich pozabijałem. Pewnie Diego jest już na miejscu, bo przecież lubi się bawić w pobocznego detektywa.

    Numer Osiem była przytłoczona tym wszystkim, tak samo jak przerażona. Jedyna osoba, która wiedziała jak to wszystko zatrzymać była goniona przez poprzednich współpracowników.

    — Cholera... — Złapała się za włosy, a jej oczy poczerniały. Noc nie była idealnym czasem, aby się denerwowała.

    Chłopak od razu zwrócił na to uwagę, dlatego szybko postanowił prędko dodać:

    — Ale spokojnie. Naprawię to wszystko. Wystarczy, że znajdę tego, do kogo należy ta proteza i załatwione. Muszę tylko odwiedzić Medicorp i dowiedzieć się jaki klient to oko nosi. Zresztą możesz mi pomóc.

    — Pomóc? — wymamrotała Violet, ze zmęczonymi oczami wpatrując się w podłogę i próbując się uspokoić.

    Chłopak prychnął, krzyżując ramiona niezadowolony.

    — No przecież sam niczego od tych gostków z Medicorp się nie dowiem, w końcu mam ciało trzynastolatka. Myślisz, że by coś powiedzieli trzynastolatkowi?

    Mogła pomóc w powstrzymaniu apokalipsy. Oczywiście, że była bardziej niż chętna. Pomimo tego, że nie znosiła swojego życia, nie chciała, aby się skończyło tak szybko. Miała wiele rzeczy, które chciała osiągnąć. Świadomość pomocy w powstrzymaniu tego wszystkiego przed wydarzeniem się było czymś, co mogło jej pomóc zasnąć tamtejszej nocy.

    — Dobra, pomogę ci.

    — Wyśmienicie. Zobaczymy się jutro w Akademii.

    Ruszył się z fotela, jednak zanim postawił nogi na drewnianych panelach - zniknął wraz z dźwiękiem stworzonego portalu.
   Violet miała przed sobą ciężką noc. Czuła, jakby miała nigdy nie zobaczyć jutra i nigdy nie spełnić swoich marzeń, jeżeli wszystko nie potoczy się dobrze. Jeżeli tego wszystkiego nie załatwią. Wszystkich, których znała... Nawet ci, których nie znała - wszystko miało się skończyć. Wszyscy mieli umrzeć. Właśnie to sprawiało, że przejmował ją chłód.
Spojrzała na zegarek, który wskazywał północ: czas upływał, a z dnia na dzień apokalipsa była coraz bliżej.

VIOLET ━ THE UMBRELLA ACADEMY ( 1 ) ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz