"O czym myślisz?"

33.9K 2K 1.4K
                                    

– Naprawdę, bardzo przepraszam – mówiłam, wycierając krew z tapicerki auta Nathaniela.

Szorowałam już brudną chusteczką, dobre pięć minut, zaschniętą krew, która jak na złość, nie chciała zejść. Niestety podczas jazdy autem z nosa, zaczęła lecieć mi krew i w taki oto sposób, pobrudziłam tapicerkę oraz inne rzeczy w samochodzie nastolatka.

– Zostaw to, Ruby. I tak w najbliższym czasie, miałem tutaj posprzątać – odparł chłopak, wcale nie przejmując się plamami na tapicerce oraz wycieraczce.

– Uwierz, że nawet jak będę w grobie, to będę miała wyrzuty sumienia, że pobrudziłam Ci auto krwią – westchnęłam, wyciągając następną chusteczkę, próbując wyszorować nią plamy z siedzenia.

Chłopaka spiorunował mnie wzrokiem na moje słowa i głośno westchnął.

– Naprawdę nic nie szkodzi, zostaw to – zerknął na mnie.

Wydałam z siebie zduszony okrzyk i opadłam na siedzenie, poddając się w wycieraniu szkarłatnej cieczy.

– Tym razem gdzie jedziemy? – zapytałam, unosząc jedną brew.

Kiedy dzisiaj wsiadłam do jego auta, obiecał mi, że codziennie będzie mnie gdzieś zabierał.

– Zobaczysz – mruknął, zerkając w lusterko.

– Serio, powtórka z wczoraj? – się żachnęłam.

Nathaniel nic nie odpowiedział, a jedynie się uśmiechnął.

– Jeszcze się nie domyśliłaś, Sherlocku? – rzucił z przekąsem tak jak ja wczoraj do niego na boisku.

Przygryzłam wargę, patrząc się za szybę. Po chwili zastanowienia stwierdziłam, że droga nie jest mi obca, musiałam już kiedyś tędy jechać. Nagle się zorientowałam, gdzie jedziemy i triumfalnie się uśmiechnęłam.

Czyżby to droga, prowadząca do wesołego miasteczka?

Mój uśmiech jednak znikł, gdy znów zerknęłam na plamy od krwi na tapicerce i na wycieraczce. Zirytowana chciałam krzyczeć z bezsilności, ale zamiast tego zaszkliły mi się tylko oczy. To już któreś krwawienie w ciągu kilku godzin. Z dnia na dzień, czuję się coraz gorzej, a mimo że staram się to ukrywać, to czasami po prostu nie daję rady. Ciężko było mi dzisiaj wstać z łóżka, a co dopiero jutro?

O ile wstanę...

Przekręciłam głowę w bok, w stronę szyby, po czym zamknęłam oczy. Zaczęłam myśleć o wszystkich sytuacjach, które niedawno mi się przydarzyły.

 ~

– Wesołe miasteczko? – zapytałam z uśmiechem, udając, że wciąż się nie domyśliłam. Nie chciałam mu psuć niespodzianki.

– Tutaj właściwie było nasze dłuższe spotkanie. Bardziej się poznaliśmy i przekonaliśmy do siebie – odparł, łapiąc mnie za dłoń.

Nathaniel kupił nam bilety (gdzie na marginesie, zdążyliśmy się posprzeczać, bo nie chciałam, by za mnie płacił. Ten zdenerwowany, wcisnął kasjerowi do dłoni swoje pieniądze, mówiąc, by mnie nie słuchał, bo nie wiem, co mówię. Kasjer spojrzał się na mnie, jakbym urwała się z wariatkowa. Oh.) i po chwili już byliśmy na obszarze wesołego miasteczka. Wszędzie grała muzyka i było słychać wesołe śmiechy dzieci i nastolatków.

Chłopak zaprowadził mnie w stronę jednego ze stanowisk. Stanęliśmy przed drewnianą budką, pomalowaną na różowo.

– Jedna gra – poprosił Nathaniel sprzedawczynię, wręczając jej żeton.

Cześć, jestem Ruby i umieramOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz