sept

1.1K 66 73
                                    


Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.



            ania obudziła się rano, by usłyszeć cudowne wieści o tym, że dzisiejsze lekcje zostały odwołane. było jej przykro, że nie może iść do szkoły, jednak była również wdzięczna, że nie będzie musiała widzieć się z ruby — wystarczająco ciężko było jej w niedzielę, gdy spotkała się ze swoimi przyjaciółmi w szałasie, a ruby przez bite dwie godziny ciągle płakała przez jedynego w swoim rodzaju gilberta blythe'a. kiedy blondynka wróciła do domu, ania natychmiast podzieliła się wszystkimi rzeczami, których żałowała z dwójką swoich najlepszych przyjaciół.

ania wystawiła głowę przez okno i uśmiechnęła się na widok zamarzniętej gałęzi jabłoni, która rosła naprzeciwko jej pokoju. wychyliła się jeszcze bardziej, wyciągając rękę, by móc jej dotknąć. robiła to delikatnie, by przypadkiem jej nie złamać. mruknęła zachwycona, gdy lód zaczął topić się pod wpływem ciepła jej dłoni i zamieniać w wodę spływającą po jej palcach. uśmiechnęła się, spoglądając na avonlea oświetlone zimowym słońcem, które w końcu odsłoniły chmury.

— aniu? — zawołał ktoś pod nią. spuściła wzrok, by zobaczyć jerry'ego ze zmarszczonymi brwiami. — co ty wyprawiasz?

— dotykam lodu na gałęziach — wytłumaczyła. jerry uniósł brew, jednak dość szybko postanowił dać sobie spokój i wszedł do domu cuthbertów. przecież to ania. czego mógł się spodziewać?

ania wróciła do pokoju i zamknęła okno. natychmiast otuliło ją ciepło zielonego wzgórza. gdy uśmiechała się uradowana, jej telefon leżący na szafce nocnej zawibrował. ruszyła w jego kierunku i odczytała wiadomość.

nieznany numer: ania shirley-cuthbert?

zmarszczyła brwi.

ania: kto to?

nieznany numer: och, wybacz. tu gilbert blythe.

westchnęła z ulgą, a na jej piegowatej twarzy powoli pojawił się uśmiech.

ania: cześć gilbert. potrzebujesz czegoś?

gilbert: zastanawiałem się, czy chciałabyś dzisiaj pójść ze mną na randkę.

ania: naprawdę?

gilbert: tak, naprawdę. spotkajmy się w charlottetown o 15.

uniosła kąciki ust i ponownie poczuła motylki w brzuchu. idę na moją pierwszą randkę z gilbertem blythem! — pomyślała radośnie. — ale w co mam się ubrać?

ania shirley ruszyła w stronę swojej szafy i otworzyła ją, przeglądając wszystkie swoje koszulki, sukienki oraz kombinezony. po kilku minutach przeszukiwania ubrań zdecydowała się na żółtą koszulkę z długim rękawem, która miała napis ❝ ratujmy pszczoły! ❞ oraz duży nadruk trzmiela, ciemnoniebieskie dżinsy i trampki. szybko rozczesała włosy i wzruszyła ramionami, przeglądając się w lusterku, a następnie pobiegła do łazienki.

POKREWNE DUSZE ━ SHIRBERTOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz