neuf

975 71 57
                                    


Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.



            ania dramatycznie rzuciła się na łóżko gilberta, głośno wzdychając. gilbert popatrzył na swoją ukochaną z uśmieszkiem na ustach.

— wszystko dobrze?

— józia pye to najgorsza dziewczyna, jaka chodzi po tym świecie — stwierdziła ania, tak naprawdę nie odpowiadając na jego pytanie.

gilbert zaśmiał się i pokręcił głową. rudowłosa usiadła na niewielkim łóżku, wbijając wzrok w swojego sekretnego kochanka, rozczarowana marszcząc brwi.

— dlaczego ona musi wtrącać się w nieswoje sprawy?

— chodzi o to, że insynuowała nasz związek? — spytał, unosząc brew. — bo, jeśli zapomniałaś, to prawda.

ania wywróciła oczami, ale na jej twarzy nadal widniał uśmiech.

— wiem — odparła wolno i sarkastycznie. — ale musimy ukrywać to przed wszystkimi, dopóki ruby, no cóż, nie przestanie cię kochać.

westchnęła rozczarowana, gdy ponownie poczuła poczucie winy i smutek. to może nigdy się nie wydarzyć. była zakochana w gilbercie blythcie od lat. skąd mamy pewność, że nawet słowne wytłumaczenie, że on nie czuje tego samego, powstrzyma ją od tej miłości?

gilbert zauważył smutek na jej twarzy i upuścił swój długopis. odszedł od biurka, siadając na skraju łóżka obok dziewczyny. założył kosmyk jej rudych włosów za ucho, odsłaniając piegi.

— obiecuję, że wszystko się ułoży, marchewko — zapewnił ją cicho.

gilbertowi natychmiast ulżyło, gdy na jej twarzy pojawił się uśmiech. ania wywróciła oczami i delikatnie go od siebie odepchnęła.

— i oto ten uśmiech, który tak bardzo kocham! — zawołał radośnie. popatrzył na zadanie leżące na biurku i westchnął. — chyba powinniśmy wziąć się do roboty. dołączysz do mnie na podłodze?

ania uśmiechnęła się i zmieniła swoją pozycję. gilbert podał jej książki, które wzięła z szerokim uśmiechem.

— dziękuję — powiedziała szczerze.

na parterze rozległy się głośne śmiechy, które przerwały ciszę panującą w domu. sebastian i mary musieli wrócić do domu.

— ciekawe, co będzie na kolację — zastanowił się na głos gilbert. — zjesz z nami?

ania przez chwilę się zastanowiła.

— tak. — kiwnęła głową. — maryla i mateusz pewnie nie będą mieć nic przeciwko. lubią cię.

gilbert uśmiechnął się szeroko, siadając w wygodniejszej pozycji. nagle usłyszeli pukanie do jego drzwi.

— gilbert? — zawołał ciepły głos mary, która zajrzała do pokoju. jej wzrok spoczął na rudowłosej. — och, witaj aniu. nie wiedziałam, że tutaj jesteś.

ania uśmiechnęła się uroczo do kobiety.

— mieliśmy pracę domową, którą chcieliśmy zrobić razem — wytłumaczył blythe. — ania jest ode mnie lepsza w angielskim, a ja jestem lepszy w matematyce.

shirley-cuthbert posłała mu spojrzenie.

— wcale nie.

mary zaśmiała się.

— niedługo razem z bashem będziemy szykować kolację. ania z nami zje?

— tak — odparła dziewczyna z szerokim uśmiechem.

gilbert poczuł ciepło na sercu — uwielbiał to, jak dobrze mary, bash i ania się dogadywali. nowożeńcy byli jego jedyną rodziną, a w ani shirley był zakochany już od lat. patrzenie, jak razem się śmiali i rozmawiali na przeróżne tematy, było niesamowicie przyjemne.

— no cóż, bash albo ja przyjdziemy was zawołać, gołąbki.

oboje, chociaż już i tak byli parą, poczuli, jak ich twarze się nagrzewają. mary zamknęła za sobą drzwi, zostawiając zarumienioną parę na podłodze.

gilbert prychnął.

— jest taka... — zamilkł.

— cudowna — dokończyła za niego ania i uśmiechnęła się, spuszczając wzrok na swoją pracę domową.

gilbert uśmiechnął się pod nosem. nie tego słowa miał zamiar użyć. raczej myślał o szydercza.

prawą dłonią splótł ich palce. dalej pracowali nad lekcjami w ciszy, co jakiś czas zacieśniając uścisk.





            ruby gillis opadła na łóżko swojej bliskiej przyjaciółki.

— nie, ania w życiu nie zrobiłaby mi czegoś takiego — powiedziała, a jej dolna warga zaczęła drżeć na samą myśl, że rudowłosa mogłaby być taka nielojalna i skryta. — ania jest taka szczera. powiedziałaby mi, gdyby była zainteresowana gilbertem.

józia wywróciła oczami i odwróciła się twarzą do blondynki.

— ruby, posłuchaj mnie. mam przeczucie, naprawdę silne. czy moja intuicja kiedykolwiek się pomyliła? — do oczu dziewczyny napłynęły łzy, gdy pokręciła głową. to prawda, józia zawsze miała rację. — na pewno reszta wie i nam nie mówi.

ruby otworzyła oczy jeszcze szerzej.

— kto?

— z pewnością diana, jest najlepszą przyjaciółką ani.

— diana by mi powiedziała — zaoponowała gillis. — mówimy sobie wszystko, ania, diana i ja. obiecałyśmy. na mały paluszek!

józia poczuła, jak buduje się w niej wściekłość, gdy drobna dziewczyna upierała się przy swoim zdaniu. podeszła do ruby i złapała ją za ramiona.

— chcesz znać prawdę ruby? — spytała, patrząc jej prosto w oczy, na co ona kiwnęła głową. — to chodźmy do domu gilberta blythe'a. są teraz razem, jestem tego pewna.

ruby spuściła wzrok na swoje blade dłonie, które nerwowo splotła. chciała tam pójść, chciała zobaczyć, czy józia mówiła prawdę, ale czy byłaby w stanie znieść to, że ania i gilbert kłamali oraz to przed nią ukrywali? czy była gotowa stracić anię?

ruby zmarszczyła brwi.

jestem dobrą przyjaciółką — pomyślała. — nie zasługuję na kłamstwa.

jeśli ania faktycznie ją okłamywała, nigdy w życiu nie byłaby w stanie już jej zaufać, ani nadal się z nią przyjaźnić. jak mogłaby zachowywać się normalnie przy dziewczynie, która ukradła jej ukochanego?

wyprostowała się i głęboko odetchnęła. kiwnęła głową ze zdeterminowaną miną.

— okej, chodźmy, józiu.

pye uśmiechnęła się usatysfakcjonowana. ania w końcu dostanie to, na co zasługuje.

POKREWNE DUSZE ━ SHIRBERTOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz