douze

1.4K 101 41
                                    



            minęły już trzy miesiące, odkąd ruby ostatnio rozmawiała z anią. serce rudowłosej było złamane po stracie jej przyjaciółki, jednak z czasem się z tym pogodziła.

teraz siedziała na łóżku diany razem z colem, obserwując, jak barry pokazuje im wszystkie nowe ubrania, które kupił jej ojciec. diana zakręciła się wokół własnej osi, mając na sobie brązową, sztruksową spódnicę i białą bluzkę.

— co sądzicie? — zapytała swoich przyjaciół.

— ładne — ogłosił cole, podnosząc wzrok znad swojego telefonu.

— zgadzam się — skomentowała ania. — wyglądasz cudownie, di. powinnaś założyć to na twoją kolejną randkę z karolem.

policzki diany zrobiły się całe czerwone.

— zawsze możesz pożyczyć mi coś, co zakładasz na twoje randki z gilbertem — dokuczyła rudowłosej, która jedynie uśmiechnęła się i pokręciła głową. nie wstydziła się już chłopaka ani nie zaprzeczała swoim uczuciom. po miesiącu odkąd wyznali sobie miłość, ania nauczyła się ignorować opinie innych i po prostu być szczęśliwa.

— dzięki, diano. może tak zrobię.

obie dziewczyny posłały sobie uśmiechy, będąc naprawdę szczęśliwe. pomimo tego, że ciężko im było żyć bez ruby, to zaczynały się przyzwyczajać. cole ciągle powtarzał, że to strasznie stereotypowe, że diana i ania, najlepsze przyjaciółki, wylądowały w związkach z karolem i gilbertem, najlepszymi przyjaciółmi. diana zaś twierdziła, że to stereotypowe, iż taki chłopak jak cole, zdołowany artysta, wylądował z kimś takim jak moody, który nie potrafi nic zrobić dobrze.

— w przyszłym tygodniu jest słodka szesnastka ruby — zaczął niepewnie cole, spoglądając na dziewczyny. — idziemy, prawda?

ania poczuła ból w sercu. oczywiście, nie zostali bezpośrednio zaproszeni, ale wszyscy mogli przyjść. poza tym ruby mówiła o ich przyjściu jeszcze przed tym całym dramatem. może nadal chciała, by się tam pojawili?

— musimy. nadal jest naszą przyjaciółką. — zgodziła się diana. — jest jakiś motyw?

cole wzruszył ramionami.

— kto wie? po prostu ubierzmy się ładnie i zobaczmy, jak to się potoczy.

zanim ania się zorientowała, nadszedł dzień przyjęcia urodzinowego ruby. gilbert, ania, diana, karol, cole i moody postanowili pójść na nie całą grupą. gilbert miał na sobie białą koszulę z długim rękawem oraz beżowe bojówki i szedł za rękę z anią, która założyła zwykłą żółtą, długą sukienkę. im bliżej domu gillis byli, tym szybciej biło serce ani. gilbert to zauważył i pocieszająco ścisnął jej dłoń, posyłając uśmiech. ania go odwzajemniła.

diana ubrana w jasnofioletową sukienkę odwróciła się do chłopaków i ani.

— kto zapuka?

karol sloane, który miał na sobie podobne ubranie, co gilbert, szybko pokręcił głową.

blythe prychnął i podszedł bliżej drzwi.

— ja — powiedział, a po sekundzie trzy razy zastukał w drzwi.

grupa par z niecierpliwością czekała przez wydawałoby się wieczność, lecz tak naprawdę drzwi otworzyły się mniej niż minutę później.

przed nimi nie stał nikt inny jak sama solenizantka, ruby gillis, ubrana w różową, aksamitną bluzkę wpuszczoną w białą spódnicę. uśmiech szesnastolatki zniknął, gdy tylko zobaczyła gości, a szczególnie dianę i anię. odwróciła od nich wzrok i uniosła kąciki na widok chłopaków.

— cześć gilbert — powitała chłopaka, który podobał jej się od naprawdę dawna. — wejdźcie.

gilbert wyciągnął rękę do ani i splótł ich palce, następnie wchodząc do domu gillis. widok nie tylko gilberta i ani, którzy byli razem, ale również wszystkich pozostałych szczęśliwie zakochanych par wywołał ból i zazdrość u ruby. dlaczego ona tego nie mogła mieć? dlaczego nikt nie chciał jej tak pokochać? powoli odetchnęła, po czym poczuła, jak ktoś stuka ją w ramię. odwróciła się, zamykając drzwi i ujrzała zdenerwowaną anię.

— wszystkiego najlepszego! — powiedziała i posłała jej uśmiech. wyciągnęła do niej rękę, w której trzymała jasnoróżowe pudełko z białą kokardą. — to jest, uch, ode mnie i jerry'ego. nie mógł przyjść przez jakiś nagły wypadek w rodzinie, ale prosił, bym przekazała, że naprawdę chciałby tu być.

ruby uśmiechnęła się blado. wyciągnęła rękę, by przyjąć prezent, a w jej sercu pojawiło się podekscytowanie. zanim zdążyła go wziąć, u jej boku pojawiła się józia pye.

— co, do cholery, ty i ci twoi przyjaciele sobie myślicie, przychodząc tutaj? — warknęła do rudowłosej. — chcesz umrzeć?

ania zmarszczyła brwi, będąc jednocześnie skołowana i zła.

— przyszliśmy świętować szesnaste urodziny przyjaciółki.

józia prychnęła.

— wiadomość z ostatniej chwili: ruby gillis już nie jest waszą przyjaciółką. przestała nią być, gdy wbiłaś jej nóż w plecy na imprezie. — popatrzyła na prezent z obrzydzeniem. — i dla twojej wiadomości, nie przyjmujemy prezentów od obleśnych dziwek.

gilbert i reszta przyjaciół ani zszokowana odwróciła się w ich stronę, kiedy tylko to usłyszeli. józia wyrwała prezent urodzinowy z rąk rudowłosej, usatysfakcjonowana obserwując, jak upada na podłogę z łamiącym serce trzaskiem.

— józiu! — skarciła ją diana. w tamtym momencie już wszyscy obecni na nich patrzyli.

ania spuściła wzrok na prezent, który już z pewnością został zniszczony, jej dolna warga zaczęła drżeć, a ona musiała walczyć z łzami napływającymi do oczu. gilbert szybko do niej podszedł, ale ona przepchnęła się przez józię i ruby, wybiegając z domu. gilbert, diana i reszta przyjaciół szybko podążyli za nią, po drodze posyłając wściekłe spojrzenie józi oraz kręcąc głową z rozczarowaniem do ruby.

kiedy ta szóstka opuściła budynek, ruby uklękła przy prezencie i powoli odwiązała kokardkę. poczuła silny zapach i nagle uświadomiła sobie, co to był za prezent, a do jej oczu napłynęły łzy. w środku były jej ulubione perfumy, które się stłukły i zalały pozostałe rzeczy. znajdowała się tam również paletka cieni, gdyż ruby bardzo interesowała się makijażem, jednak połamała się od upadku.

— wszyscy na ciebie patrzą, ruby — powiedziała cicho józia. — przestań być dziwna i wstawaj. pani gillis, mogłaby pani to zamieść?

w tym samym czasie ania biegła w stronę swojego domu, ocierając łzy ze swoich piegowatych policzków. ta okrutna józia nie wiedziała, ile pracy wymagało zaoszczędzenie pieniędzy na ten prezent — jej ulubione perfumy zdecydowanie nie były tanie. jerry pracował po godzinach, a ania sprzedała niektóre swoje najbardziej wartościowe rzeczy.

gilbert i cole w końcu ją dogonili, będąc kilka kroków przed resztą przyjaciół. cole mackenzie objął ją ramieniem i przytrzymał w miejscu.

— józia pye to okropna dziewucha — powiedział. — nie słuchaj jej.



— • —


ogólnie to strasznie spadła aktywność w tej książce i nie wiem, czym jest to spowodowane. z 50 komentarzy przeszliśmy do 5 i to też nie zawsze :( a szkoda, bo naprawdę uwielbiam je czytać!

oficjalnie jesteśmy na bieżąco z oryginałem, ale nie był on aktualizowany już od ponad roku, więc nie wiem kiedy dodam następny rozdział :(

w międzyczasie zapraszam na moje pozostałe fanfiki o awae (a jest ich naprawdę sporo).

kocham was,
victoria alexandra cornelia

POKREWNE DUSZE ━ SHIRBERTOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz