10. Obiad

655 51 5
                                    

*jakiś czas później*

    - Ugh jestem wymęczona tymi łyżwami.

    - Ja też, chodźmy do maka!

    - Do Mc donalda? Nieee, proszę wszędzie tylko nie na fastfooda! Na samą myśl chce mi się wymiotować - na mojej twarzy od dłuższego czasu widniał grymas.

    - Hm, no to nie wiem... kuchnia grecka?

     - Grecka? - po dłuższym zastanowieniu odpowiedziałam: - hm... no dobra niech będzie. Tylko oddam łyżwy i możemy iść.

     Gdy oddałam nasze pary, skierowaliśmy się  w stronę najbliższej greckiej restauracji. Pomiędzy nami panowała cisza ale nie przeszkadzało mi to. Szłam wpatrzona w Josha jak w najpiękniejszy i najweselszy na świecie obrazek gdy w pewnym momencie moją głowę zaczęła zagmatwywać jedna myśl.

     - Josh? A tak właściwie to skąd wiedziałeś że mam Polski odpowiednik imienia? I skąd wiesz jak on brzmi?

     - Widzisz, moja prababcia przeprowadziła się do Melbourne w ucieczce przed wojną. Teoretycznie jestem Polakiem i znam trochę polski.

     - Wow. Moi rodzice przeprowadzili się tu bo Tata awansował i dostał oddział sklepów w Australii, teraz znowu dostał Awans i jest szefem wszystkich szefów więc może pracować w dowolnym miejscu na ziemi, więc wybrał ojczyznę.

     - A ty tu zostajesz? - Joshi zapytał otwierając mi drzwi od restauracji

     - Tylko do końca liceum, potem wracam do Polski. Z jednej strony nie chce mi się a z drugiej... tęsknię za tym cieniem nadziei na białe święta.

      - Nawet w święta nie wracasz do Polski?

      -  A po co? Święta i tak wyglądają tak samo. - odpowiedziałam a po chwili dodałam siedząc już przy stoliku - tak samo od 5 lat.

     - od 5 lat spędzasz święta sama? - ja tylko pokiwałam głową a Joshi złapał moją rękę - moje ty biedactwo. Wiesz co mam pomysł, przyjdziesz do mnie na wigilię!

     - Ale, święta to czas który powinno się spędzać z rodziną. Będę wam przeszkadzać! Pozatym, ja nie wiem jakie prezenty wam kupić, ani ilu osobom.

     - przyjdziesz jako niespodziewany gość! Co bierzesz?

    - sałatkę Cezara. Napewno nie będę przeszkadzać?

    - tylko sałatkę? Nie będziesz głodna? Uwierz że nie przeszkadzasz, w końcu gość w dom Bóg w dom.

    - Masz rację. Przyjdę do ciebie.

    - Co podać? - kelnerka podeszła do stolika a Josh złożył zamuwienie

    - Sałatkę Cezara i pitę z gyrosem, z kurczakiem. - po tych słowach zaczął się na mnie patrzeć jagbym była jego porą z gyrosem z kurczaka.

    - Czemu się tak na mnie gapisz?

    -  Po prostu cieszę się że mam taką ładną przyjaciółkę.

    -  Tak, ja też się cieszę że mam takiego fajnego, przyjaciela - powiedziałam lekko zasmucona i zaczęłam jeść sałatkę którą przyniósł kelner.

     Po zjedzeniu obiadu Josh w milczeniu odprowadził mnie do domu a pod klatką zapytał:

      - Sophia, między nami wszystko w porządku? - ja tylko pokiwałam głową. - przepraszam że nazwałem cię moją przyjaciółką ale nie byłabyś szczęśliwa gdybyśmy byli razem - po tych słowach wtuliłam się w niego próbując ukryć łzy które zaczęły gromadzić się w moich oczach. - Zawsze będę cię kochać, choć odrobinę może kiedyś pokocham cię całym sercem. Narazie chciałem być najlepszym z twoich crushów bo cię kocham. Kocham bardziej niż najlepszą przyjaciółkę, chociaż to wciąż za mało jak na dziewczynę, ale trzymaj się w wierze że kiedyś poproszę cię o chodzenie bo moja miłość do ciebie codziennie jest coraz większą. Poczekasz na moją miłość prawda? Poczekasz?

      Na te słowa uniosłam głowę i powiedziałam:

       - Josh, ale ja cię kocham, ja cię tak strasznie mocno kocham, co z tego że to pewnie tylko nastoletnie zauroczenie, ja cię kocham - i znowu wtuliłam się w jego klatkę piersiową.

*_* *_* *_* *_* *_* *_*

Tak wiem jestem mistrzynią romantyzmu, to było takie aww i wgl. Przepraszam że ta scenka jest denna ale ja nie umiem pisać romantycznych nie dennych scenek. Trzymajcie się ciepło :*

PS właśnie zauważyłam że moje opowiadanie jest jak #typoweff bo dziewczyna nie ma okresu ale ciiiii

kumpel z wfOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz