Rozdział 14

2.4K 133 18
                                    

Stałem w pokoju Sary, wpatrując się w ruderę naprzeciw, która kupiłem tydzień temu. Tylko tak mogłem być nieco bliżej i patrzeć na mojego syna i na nią. Czekałem aż moja Gwiazdeczka się obudzi. Miałem jej sporo do wyjaśnienia. Wiedziałem, że zjebałem to wszystko na całej lini. Jestem tego świadom, ale mam nadzieję, że da mi to wszystko wytłumaczyć.
Kiedy zobaczyłem ją wczoraj taką pewną siebie i złą, wiedziałem że jest kobietą przy której naprawdę chce spędzić resztę życia. Od teraz nic ani nikt nie jest w stanie tego wszystkiego zepsuć. Zdaje sobie sprawę, że ciężko będzie mi ją przekonać, by ponownie mi zaufała.
Sara przebudziła się, rozglądając niepewnie po pokoju. Odwróciłem się w jej stronę.
- Co Ty do cholery robisz? - zapytała bardzo wkurwiona, podnosząc się na łóżku.
- Wypierdalaj stąd! - Krzyknęła.
Przyłożyłem palec do swoich ust, dając jej do zrozumienia, by nieco przystopowała. Wiem, ma prawo być zła, ale nie chce, by o godzinie szóstej obudziła wszystkich domowników. Zwłaszcza, że Eva wraz z Leo śpią w pokoju obok.
Mama Sary jest tak uprzejmą kobietą, że zaproponowała mojej matce by została na noc.
- Na co czekasz? Leć do tych swoich dziwek! - Nie dawała za wygraną.
Podszedłem powoli do łóżka i usiadłem koło niej.
- Możesz wrzeszczeć, możesz przeklinać, bić mnie, wściekać się, cokolwiek, ale nie wyjdę stąd dopóki mnie nie wysłuchasz. - złożyłem ręce czekając na jej reakcje.
Zaśmiała mi się w twarz. Miała prawo by nie chcieć ze mną rozmawiać.
- Nie mam ochoty! - wstała, otwierając drzwi od swojego pokoju i wskazując bym się ulotnił.
Spokojnym krokiem zbliżyłem się do niej, zamykając drzwi. Przekręciłem klucz i odłożyłem na komodę obok.
- Pięć minut, pięć pierdolonych minut mi daj. - poprosiłem.
- Pięć minut i wynosisz się z mojego życia raz na zawsze. - odeszła do okna.
- Wtedy, gdy przyjechaliśmy do willi, Paolo oznajmił mi, że znalazł mojego braciszka i jest w miejscu do którego zazwyczaj zawoziłem ludzi, by się z nimi rozprawić. Pojechałem, byłem żądny zemsty za to wszystko co Tobie zrobił. Za to co nam zrobił.
Moja rozmowa z nim była krótka. Powiedział mi, że to wszystko przeze mnie. To moja wina. Bo choć jestem adoptowany i to jemu powinien należeć się cały majątek Civello to odziedziczył go taki podrzutek jak ja. Jego słowa cholernie mnie zabolały, ale musiałem to usłyszeć z jej ust. Dlatego wkurwiony wparowałem do domu. - tłumaczyłem się.
- Wróciłem do domu, by dowiedzieć się czy to wszystko, co ten gnój powiedział to prawda. Musiałem zostać sam i przetworzyć to wszystko. Było mi z tym cholernie ciężko. Biłem się z myślami co w tej sytuacji mam zrobić. Pojechałem do baru, by się napić. Kilka godzin później Paolo przyjechał po mnie i zawiózł do swojego mieszkania. Tylko on widział mnie wtedy w takim stanie. Zrozum dowiedzieć się po tylu latach, że ktoś kto Cię urodził nie chcę się Tobą zajmować, to bolesne. - w tej chwili spojrzała na mnie. Nie przerywała, słuchała dalej.
- Jestem wdzięczny rodzinie Civello, że adoptując mnie chcieli uchronić moją osobę przed najgorszym złem tego świata. Wyciągnęli do mnie rękę bym miał lepsze życie. Nie wiem co nimi kierowało, dlaczego akurat ja zostałem wybrany. Miałem setki pytań w głowie na które nie mogłem wtedy znaleźć żadnej odpowiedzi. Udzielić mi ich mogła jedynie Eva.
Kiedy przebudziłem się rano z bólem głowy, spoglądając na telefon dostrzegłem nieodebranych kilkanaście połączeń i wiadomości. Jedna z nich było miejsce i godzina spotkania od nieznanego nadawcy. Odświeżyłem się i poszedłem w to miejsce. Kiedy czekałem dłuższą chwilę i nikt się nie zjawiał, miałem już ochotę odejść, ale podszedł do mnie jakiś dzieciak z koperta.
Jej zawartość trafiła w moje serce, kiedy zobaczyłem zdjęcia Twoje, Leo, całej Twojej i mojej rodziny widziałem, że to nie są przelewki. Adam, prawdziwy syn Civello, to on to wszystko ukartował. - złapałem oddech. Wtedy mi przerwała.
- Twoje pięć minut już minęło. Żegnam. - stała ze skrzyżowanymi rękami na piersi.
- Proszę Cię wysłuchaj mnie do końca! - podniosłem nieco głos.
- Wynoś się kurwa! Czego nie rozumiesz? Ja Cię nie pamiętam. Nie wiem co tak naprawdę łączyło nas przed moim wypadkiem. Może nie było tak kolorowo jak mi opowiadałeś. Może już wtedy wszystko się psuło a mój wyjazd przypieczętował tylko koniec naszego związku. - wściekła się.
- Poproszę po raz kolejny. Przez wzgląd na naszego syna, daj mi szanse dokończyć. - chwyciłem jej dłonie.
- Leo to nie jest Twój syn! Powiedziałam Ci to chyba dość wyraźnie. - poszła w stronę drzwi, chwytając klucz i chcąc je otworzyć. Przyparłem ją do nich napawając się jej zapachem. Głaskałem rękę wierzchem dłoni.
- Proszę. - wyszeptałem.
- Nie. Wyjdź. - to było jej ostatnie zdanie, przekręciła zamek w drzwiach. Zabrałem marynarkę i wyszedłem.
- Nie zdradziłem Cię, żadna kobieta Tobie nie dorównuje. - spojrzałem na nią, ale ona miała twarz odwrócona w stronę ściany.
Ulotniłem się tak jak prosiła. Wiedziałem, że może być ciężko, nie spodziewałem się że aż tak bardzo.
Jej mama siedziała już w kuchni popijając kawę.
- Pan już wychodzi? - uśmiechnęła się delikatnie. - Przejdzie jej. Jest charakterna po mnie, dajcie sobie czas. - powiedziała.
- Ucałowałem jej dłoń i wyszedłem.
Wsiadłem do samochodu i pojechałem do hotelu w którym się zatrzymałem wraz moimi niedoszłymi kontrahentami. Musiałem odbudować swoje imperium, dlatego postanowiłem powchodzić w kilka spółek. Mój pseudo, przyrodni braciszek wycisnął ze mnie całą kasę, w zamian za życie mojej żony, syna i całej reszty.
Pamiętam do dziś jego słowa, które siedzą w mojej głowie.
Oddasz cały majątek mojego ojca i to na czym się wzbogaciłeś a ja nie tknę Twojej kobiety, bękarta i rodzinki.
Tak, to o to w tym wszystkim chodziło, ale Sara nie chciała do końca mnie wysłuchać. Jej życie było dla mnie najważniejsze niż pieniądze i majątek, który i tak po jakimś czasie przećpał Adam. Odsunąłem ją od siebie tylko dlatego, by nikt nie zrobił jej krzywdy. Tylko w ten sposób mogłem ją chronić. Paolo zapewnił jej najlepsza ochronę. Kiedy dowiedział się o wszystkim, uruchomił swoje kontakty i wiedziałem, że pomoże mi. Nie zostawił mnie, był ze mną cały ten czas. Potrzebowałem kilka tygodni by z dna ponownie wspiąć się na sam szczyt. Musiałem opracować plan, by gnój mnie nie wykiwał. Nie chciałem zawierać z nim słownej umowy. Bo i tak gówno, by znaczyła. Nie interesowało go nic poza własną dupa. Poszukałem osób, z którymi współpracował przez ten okres. Zabiłem ich. Z zimną krwią zabiłem ich. Wspinałem się po szczeblach, by kolejny raz go dorwać. Górował nade mną tylko chwilę. Był tak głupi, że nie spodziewał się gdy chciałem zaatakować. Jednak nie zrobiłem tego, Eva mnie o to poprosiła. Zrobiłem to dla niej. Mimo wszystko kocham ją i jest moja matka, nie biologiczna ale wychowała mnie najlepiej jak potrafiła. Pieniądze zgubiły Adama. Zaćpał się na jednej z imprez, która urządził w klubie. Nie przyłożyłem do tego nawet palca.
Wiem tylko, że Evie jest ciężko. Chociaż nie pokazuje tego, ale serce rozsypało się na kilka kawałków. Jej rodzony syn.
Teraz powoli chcę odzyskać to co straciłem. Moich najbliższych. I choć wiem, że Leo to mój syn a Sara kłamie by mnie od siebie odsunąć, to zrobię wszystko co tylko jest możliwe by do mnie wróciła. Choćbym miał błagać na kolanach, zrobię to.

Gra. Ponowne rozdanie  cz 2 ✔️|| ZAKOŃCZONE! ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz