Rozdział 23

1.5K 80 38
                                    

Sara zamknęła się w pokoju Leo. Próbowałem się dobijać ale bezskutecznie. W końcu odpuściłem. Postanowiłem dać jej swobodę i chciałem, by sobie przemyślała. Wiem, kolejny raz zjebałem wszystko. Ale kurwa! Nie potrafię od tak zrezygnować z imperium, które mój ojciec i głowa rodziny Civello budował tyle czasu. Jestem cholernym egoistą w tym momencie i zdaje sobie sprawę z tego, że porwanie mojego syna jest przeze mnie. Dlatego stanę na rzęsach, odnowie kontakty wszędzie gdzie się da, byle tylko Go odnaleźć. O niczym innym teraz bardziej nie marzę jak o odnalezieniu mojego pierworodnego. Ułożyłem się na łóżku i spojrzałem w sufit, kiedy to mój telefon zawibrował. 
- A ta czego? - Pomyślałem. - Hanna, dziwka, z którą ostatnio spotkałem się we Włoszech. Miała dla mnie pewien układ, ale na niego nie poszedłem. Wiem, że chciała mnie wydymać na grubą kasę. Nie jestem głupi i nie dam się zrobić w balona. 
Odebrałem telefon chcąc dowiedzieć się czego chce. 
- Czego? - Rzuciłem do słuchawki.
- Nie krzycz. - Mówiła cicho, a ja zastanawiałem się dlaczego szepcze do słuchawki. - Wiem gdzie jest Twój syn, Leo. - Od razu podniosłem się do pozycji siedzącej, oczekując dalszej informacji. 
- No mów wreszcie. - Byłem wkurwiony, ale jednocześnie szczęśliwy, że powie mi gdzie jest mój chłopiec. 
- W posiadłości Antonio Russo. - Oznajmiła.
- Czekaj, Hanna. - Za późno. Zdążyła się rozłączyć. 
Kurwa! Przecież Russo to jej alfons a mój największy wróg. To on ją pewnie nasłał na mnie wtedy i chciał wybadać teren. Zadzwoniłem do Paolo dając mu wytyczne i informując o najnowszych wiadomościach. Wiedziałem, że muszę powiadomić Sarę o tym, że mamy jakiś trop. Wiedziałem, że mój przyjaciel sprawdzi wszystko dokładnie i jeśli będzie trzeba odbije go z rąk tego gnoja. Miałem już z nim kiedyś do czynienia, mogłem się spodziewać po nim wszystkiego, ale nie sądziłem, że będzie w stanie porwać dziecko, by dopiąć swego. Niech go tylko dorwę w swoje ręce. Ponownie położyłem się na łóżku i dosłownie na jeden moment zamknąłem oczy. Obudziłem się dopiero rano. Dostrzegłem jak po sypialni krząta się Sara, spojrzała na mnie znienawidzonym wzrokiem. Chciałem do niej podejść, ale wyciągnęła rękę, bym tego nie robił. Widziałem jak wyciąga torbę i pakuje rzeczy. Zaraz, zaraz. Przecież to były moje rzeczy. 
- Co Ty robisz? - Zapytałem spokojnie, patrząc na to co wyprawia. 
- Pakuje Cię. Nie widzisz? - Wbiła we mnie swój wzrok. 
- Dlaczego? Daj mi to wszystko wytłumaczyć. - złożyłem ręce w gesxie proszącym i czekałem na jej reakcje, a gdy takowej nie było, odwróciłem ją do siebie. W tym momencie Sara wymierzyła mi solidny policzek.
- Mam dość klamst. Nie chcę tak żyć, nie chce się bać, że mój mąż to mafiozo, którego mogą zabić. Nie chcę się bać czy Ci popierdoleni ludzie zrobią coś mnie albo moim bliskim. Wybrałeś drogę, która chcesz iść. Mnie w Twoim świecie nie ma. - rzuciła wściekła.
- Jesteś dla mnie najważniejsza! Ty i Leo. - odparłem.
- Nie kłam Ty pieprzony gnoju! Gdyby tak było, zrobiłbyś to co obiecałeś. Jak tylko Leo wróci do domu, masz się stąd wynieść. To koniec. - wykrzyczała a ja zamarłem.
Nie powiedziałem nic, stałem tak wpatrując się w jej zalzawione oczy. Zabrakło mi języka w gębie. Widziałem tylko jak wychodzi, zamykając za sobą drzwi. Usiadłem na skraju łóżka i zacząłem wyć. Pierwszy raz od bardzo dawna rozpłakałem się jak dzieciak. Ona miała rację. Dlaczego byłem taki głupi. Dlaczego ważniejsze było dla mnie wszystko inne a nie rodzina, którą budowaliśmy. Pół dnia spędziłem w pokoju, zastanawiając się w jaki sposób mogę ją przeprosić. Co mogę zrobić, by mi wybaczyła i dała ostatnią szansę. Obiecałem sobie tym razem, że jak tylko Leo wróci do domu, oddaje wszystko w ręce Paolo. To tylko pieprzone pieniądze, które nie dają mi żadnego szczęścia. Moim szczęściem jest moja Gwiazdeczka i mój cudowny syn.
Wieczór zbliżał się wielkimi krokami. Czekałem aż Sara zjawi się w domu, niestety, nie zjawiła się. A gdy wypytywalem jej rodziców, nie powiedzieli mi nic. Siedzieliśmy w milczeniu w salonie oczekując, kiedy to drzwi się otworzyły i w progu zobaczyłem Sarę z moją matką. Od wejścia spiorunowala mnie swoim wzrokiem. Zdałem sobie sprawę, że nie obejdzie się bez cholernego wywodu z jej strony. Wyrosłem już z tego, ale wiem, że napierdolilem sobie bagna i muszę je posprzątać.
- Synu! Co to za Alfons przetrzymuje naszego Leo? W tej chwili masz mi wytłumaczyć co tu się dzieje! - jej ton mnie zaskoczył. Dawno nie była tak wściekła.
- Wszystko mam pod kontrolą. Jestem w kontakcie z Paolo i na bieżąco mnie informuje. - odpowiedziałem, ale to jej nie uspokoiło.
Domyślałem się, że obie są na mnie cholernie złe i ibie tak bardzo zawiodłem.
- Jesteś nisdopowiedzialny! Nie tak Cię wychowałam! Zawsze uczyłam Cię stawiać rodzinę ponad wszystko. Zawiodłes mnie. - to był cios.
Zmówiły się czy co? Siadły na mnie jakbym to ja byl cholernym złem tego świata. Obruszyłem się i zabierając z wieszaka kurtkę Wyszedłem. Musiałem odetchnąć od tego wieszania psów na mnie. Tym razem nie chciałem tam wracać. Postanowiłem udać się do pobliskiego baru. Zamówiłem podwójną whisky i usiadłem przy stoliku w samym końcu sali. Po kilku minutach, kelnerka w kusym stroju uraczyła mnie złotym trunkiem. Siedziałem tam, aż do zamknięcia, dumając nad swoim życiem. Wiedziałem, że czas wybrać odpowiednią drogę. Tą drogą miała być przyszłość z miłością mojego życia. Tego najbardziej chciałem. Zapłaciłem z nawiązką i wyszedłem coś koło szóstej rano z pubu. Mimo, że nie wypiłem dużo, czułem, że wiruje mi świat. Wróciłem do domu, skradając się cicho. Chciałem przejść niezauważony, pech chciał, że w salonie siedziała moja matka. Kiwając głową dała mi do zrozumienia żebym usiadł.
- Co Ty robisz ze swoim życiem? Federico o co chodzi? Chcesz ryzykować życie swojej rodziny tylko dla wzbogacenia się? Nie widzisz, że tracisz kontrolę nad tym wszystkim? - przyglądała mi się.
Spuściłem głowę, chwytając jej dłonie w swoje i ucałowałem.
- Chciałem być jak ojciec. Ale nigdy taki nie będę. - wyznałem z przykrością.
- Nie będziesz. Bo choć ojciec kochał nas bardzo, to liczyło się dla niego budowanie imperium a nie rodzina. To przykre, ale tak było do samego końca. - jej głos drżał. Ona go kochała, była mu wierna i oddana, do ostatnich chwil łudziła się, że on się zmieni.
- Masz rację. Muszę zadbać o to co dla mnie najważniejsze. - uklęknąłem przy niej i ułożyłem głowę na jej kolanach.
Dzwonek do drzwi obudził całą resztę. Sara zbiegła bardzo szybko na dół. Otworzyła i zobaczyła jak w progu stoi Paolo z Leo na rękach. Zabrała małego i przytuliła mocno do siebie, całując i sprawdzając czy wszystko w porządku. Podszedłem i objąłem oboje. Sara się nie sprzeciwiała. Pod moim ramieniem rozpłakała się, to były łzy szczęścia. Paolo poprosił mnie na bok. Udaliśmy się na zewnątrz. Oznajmił mi, że Antonio nie żyje. To był czysty wypadek, podobno Hanna do niego strzeliła. Nie chciałem już nic więcej wiedzieć. Miałem przekazać mojemu przyjacielowi co postanowiłem, ale zawołała nas moja matka.
- Mam nadzieję, że teraz wszystko się ułoży tak jak powinno. - jej słowa dodały mi otuchy.
- Oby mamo. - odpowiedziałem i odwróciłem wzrok, dostrzegając, że Sara schodzi z torbą w ręce, zbliżyła się i rzuciła mi ją pod nogi.
- To koniec Federico. Przepraszam, ale nie umiem Ci wybaczyć i na nowo zaufać. - powiedziała łamiącym się głosem.
Patrzyłem na nią z niedowierzaniem.
- Saro. - chwyciłem jej dłoń.
- Nie zmienię zdania. Wybacz i uszanuj to. - widziałem jak jej usta chodzą.
- Nie zostawia się osoby, która się kocha. - wyszeptałem, ale wkurwiłem ją tymi słowami.
- Nie kłamie się osoby, która się kocha! - Krzyknęła, zbliżając twarz.
Wiedziałem, że nie mam większych szans. To był nasz Koniec. Koniec naszej miłości, koniec naszego małżeństwa. Pozwoliłem jej odejść. Ale wiedziałem, że nie na długo i że kiedyś do mnie wróci.

KONIEC CZĘŚCI DRUGIEJ! ALE... INFORMACJA JEST NASTĘPUJĄCA.
CZEKAJCIE NA NASTĘPNE POWIEŚCI  ❤️ COŚ SIĘ ZADZIEJE 😍

Gra. Ponowne rozdanie  cz 2 ✔️|| ZAKOŃCZONE! ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz