Rozdział 21

1.5K 83 5
                                    

Wbiegłam do domu, taranując wejściowe drzwi. Rozejrzałam się i dostrzegłam jak mama stoi wtulona w ojca i płaczę. Podeszłam do nich. Cała się trzęsła, nie chciała nawet na mnie spojrzeć.
- Gdzie jest Leo? - pytałam łamiącym głosem, ale ona nie odpowiadała.
Chwycilam ją za ramiona, potrząsając.
- Pytam się gdzie jest mój syn?! - Nadal nic nie powiedziala.
Federico odciągnął mnie, próbując uspokoić. Przyciągnął do siebie, mocno obejmując. Tylko jak kurwa mogłam być spokojna gdy ktoś z domu porwał moje dziecko?! Jak mogło do tego dojść? To nie mieściło mi się w głowie. Moje serce łomotało a głowa zdawałoby się, że zaraz eksploduje.
- Saro, proszę Cię. - mój mąż stał przede mną i patrzył w oczy.
Osunęłam się na ziemię i zaniosłam płaczem.
- Mój synek, mój kochany synek. - zaczęłam powtarzać, chowając twarz w dlonie.
Federico, choć był załamany to zachował zimną krew. Zadzwonił na policję i wypytał rodziców jak do tego doszło. Ojciec pokrótce opowiedział, że siedzieli z mamą w salonie, oglądając film. Leo już spał od pół godziny. Nagle usłyszeli trzask i wystraszyli się. Pobiegli na górę do pokoju małego i co? I jego łóżeczko było puste, a okno było otwarte. Na te słowa, zaczęłam wyć. Federico zbliżył się do mnie i pomógł wstać, podprowadzając mnie do kanapy w salonie. Usiadłam i przyciągnęłam nogi do siebie. Fedo okrył mnie kocem, usiadł koło mnie i mocno przytulił. Czułam jak jego klatka się unosi nierównomiernie. Jakieś dwadzieścia minut później usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Tato wstał i otworzyl. To była policja. Przedstawili się i weszli do domu rozglądając się po pomieszczeniu. Wypytywali nas o to co robiliśmy dzisiejszego dnia i wieczoru. Federico dokładnie opowiedział wszystko. Że zabrał mnie pokazując swoją nową inwestycję a później udaliśmy się na kolację, że nasz mały Leo był pod opieką dziadków a moich rodziców. Jeden z policjantów z podejrzeniem patrzył na mojego męża.
- Pan zdaje się nie jest stąd. - oznajmił a we mnie się zagotowało.
- A mnie się zdaje, że to nie ma nic wspólnego z tym, że moje dziecko zniknęło. Weźcie się do roboty. Chcę wiedzieć gdzie jest mój syn! - zaczęłam wrzeszczeć.
Ten facet miał jakieś uprzedzenie do Federico. Patrzył na nas oboje z góry a mnie nie dość, że bolało serce to wkurwienie sięgało zenitu kiedy ten gość uważał się za jakiegoś guru.
Rozmowa z nimi była uciążliwa, wypytywali nas czy może mamy jakiś wrogów. Ja? Wydaje mi się, że nikt z mojego otoczenia nie zrobiłby czegoś takiego. Nie wiem jak z Fedo, wprawdzie z tego co mówił, prowadził kiedyś jakieś interesy, miał kilku wrogów ale zamknął życie we Włoszech i zaczął nowy rozdział z nami tutaj. Głowiłam się i próbowałam znaleźć kogoś kto wbił nam tak ogromną szpile w serce. Federico poinformował ich o wiadomości o której mi nawet nic nie powiedział. Próbowali namierzyć numer z którego został wysłany SMS, ale to był numer na kartę. Policjanci po ponad godzinnym przesłuchaniu i otrzymaniu zdjęcia, oznajmili nam, że mamy uzbroić się w cierpliwość bo zrobią wszystko co w ich mocy by jak najszybciej go odnaleźć. Mimo iż może to być utrudnione, ze względu na brak jakiegokolwiek tropu. Nie znaleźli w naszym domu żadnych śladów włamania, najwidoczniej to był jakiś zawodowiec. Ciężko było mi się skupić na tym co mówi.
Za tą próbę pocieszenia miałam ochotę strzelić mu w pysk. Jak mam być cierpliwa, jak mam się uspokoić nie wiedząc gdzie jest moje dziecko. Co ten facet może wiedzieć jak ja się czuje. Jak się czuje matka, której porwali ukochane dzieciątko. Nie wiem co się z nim dzieje, czy płaczę, czy ktoś kto go porwał nie robi mu krzywdy. Moje serce było popękane. Udałam się do sypialni i przebrałam w dres, by móc wyjść i rozejrzeć po okolicy. Nie mogłam tak bezczynnie siedzieć. Niby policja dała do zrozumienia, że zaginięcie dziecka to sprawa priorytetowa i zajmą się nią jak najszybciej. Mój mąż przyszedł zaraz po mnie. Podszedł do mnie i uniósł mój podbródek. Widziałam w jego oczach ból, złość i cierpienie. Po jego policzku spłynęły łzy. Oboje byliśmy bezislni, wtulilam się w niego. Popłakał się razem ze mną. Chciałam wykrzyczeć jak bardzo mi źle. Jak bardzo mam ochotę udusic kogoś za to co zrobił. Jestem w totalnej rozsypce. Jedyne czego w tej chwili pragnę to przytulić moje dziecko. Wyszliśmy razem w poszukiwaniu Leo. Co prawda było już późno, ale nie miało to dla mnie żadnego znaczenia.
Chodziliśmy już któraś godzinę w milczeniu, niestety bez żadnych rezultatów. Zaczynało już świtać. Wróciliśmy do domu. Bez słowa poszłam do pokoju Leo, wzięłam ramkę z jego zdjęciem i usiadłam w fotelu przy oknie wpatrując się w wschodzące słońce. Delikatne pukanie do drzwi, przerwało moje wgapianie się w martwy punkt.
- Córeczko. - To był głos mamy. Weszła do środka i zbliżyła się do mnie, kładąc ręce na moich ramionach.
- Tak bardzo Cię przepraszam, że nie dopilnowałam Leo. - rozpłakała się. A ja położyłam dłonie na jej rękach.
- Mamo, nie możesz się obwiniać o to. Przecież to nie jest ani Twoja ani taty wina. - powiedziałam.
Jedyną osobą jaką mogę winić jestem ja. Dlaczego? Bo to ja powinnam się nim opiekować, to ja powinnam siedzieć z nim.
Po kilkunastu minutach poszłam położyc się do sypialni, wtulona w zdjęcie, modliłam się by moje kochane maleństwo jak najszybciej się odnalazło. Pierwszy raz od niepamiętnych czasów się pomodliłam. Tak, znam to przysłowie, że jak trwoga to do Boga. Cóż, może chociaż raz wysłucha moich próśb. Może wskaże mi drogę, która iść by go odnaleźć. Federico krzątał się po domu szukając miejsca. Odebrał jakiś telefon i po prostu wyszedł. A gdy próbowałam zapytać dokąd idzie, nie odpowiedział nic. Jakby nie słuchał, jakby znalazł się w innym świecie. Co ja mogłam? Ta niepewność co się dzieje, bardzo mnie dobijała. Policja także nie dała żadnego znaku. Kurwa ile mam czekać? No ile?
Udało mi się zasnąć. We śnie słyszałam jak mój synek mnie woła. Widziałam jego przestraszoną i zapłakaną twarz. Próbowałam do niego podejść, ale z każdym moim krokiem oddalał się. Zaczęłam krzyczeć kiedy zniknął w ciemności. Obudził mnie głos taty. Podniosłam się i wtulilam w niego. Serce mi łomotało, byłam zlana potem i przestraszona. A co jeśli ktoś zrobi mu krzywdę? Mój Boże! Nawet nie chce o tym myśleć. Nie, nie. Znajdą go i wróci do mnie cały i zdrowy. Minęło kilka dobrych chwil nim się uspokoiłam. Zeszłam na dół, by napić się choć ciepłej herbaty. Drzwi od domu się otworzyły i w przodu ujrzałam Federico. Jego twarz była blada i zmęczona. Podeszłam do niego i zaczęłam wypytywać gdzie był. Ale kolejny raz nie uzyskałam odpowiedzi, a gdy zaczęłam ze złości okładać go pieściami po klatce piersiowej, przerwał nam jego telefon.

Gra. Ponowne rozdanie  cz 2 ✔️|| ZAKOŃCZONE! ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz