Rozdział 6

2.4K 115 23
                                    

Wróciłam do Londynu, do swoich codziennych obowiązków. Weekend pełen wrażeń, nowości i szczęścia. Pomimo wspólnie spędzonej nocy, która naprawdę była wspaniała, nadal miałam mały mętlik w głowie. Federico nie nagabywał mnie, nie dzwonił i nie pisał. Uszanował moją prośbę, by dać mi czas na przemyślenie i uporządkowanie swoich spraw. Bardzo mnie to cieszyło. Wiedział, że gdy będę gotowa, odezwę się do niego. Telefon zadzwonił, myślałam że to on, ale na wyświetlaczu zobaczyłam Bruna. Nie chciałam teraz z nim rozmawiać. To nie był najlepszy moment. Właśnie wchodziłam do gabinetu mojego psychologa. Byłam umówiona jak co tydzień na spotkanie. Usiadłam wygodnie na fotelu, naprzeciw siedziała miła starsza pani w okularach. Na moje oko miała koło sześćdziesiąt lat. Bardziej czułam się u niej jak na herbatce u babci niż na kozetce u psychologa. Wspierała dobrym słowem i radą.
Nie powiedziałam jej o tym co wydarzyło się przez ten weekend. Chociaż wiem, że powinnam. Sama jednak chciałam uporać się z myślami i wewnętrznym głosem serca, który podpowiadał mi o tym, by zaryzykować i dać szansę Federico.  Za szybko? Możliwe, ale ta jego troska, czułość i bezpieczeństwo jakie mi zapewniał. Rozmowa polegała jak zawsze na pytaniach czy coś sobie przypomniałam, czy dalej doskwiera mi ból głowy i jak sobie radzę. Godzina minęła szybko. Wyszłam z gabinetu przed którym stała Martha. Zdziwiona jej osoba, przywitałam się z nią.
- Mam randkę! - Krzyknęła radośnie.
- O super! - odpowiedziałam z entuzjazmem. - Kiedy, gdzie i z kim?- zapytałam z uśmiechem.
- Jutro wieczorem, patrz to zdjęcie. - pokazała mi telefon. - Czyż nie jest boski? - Spojrzałam na wyświetlacz.
Facet naprawdę niczego sobie, ale oczy miał takie jakbym gdzieś już widziała.
Czy teraz naprawdę będę się zastanawiać nad wszystkim?
- Jak ma na imię? - zapytałam spoglądając na Marthę.
- Oscar. Prawda, że jest cudowny? No więc, potrzebuję Cię dziś by iść na zakupy, co Ty na to? - dopytywała.
- Przepraszam ale dzisiaj nie dam rady. Mam jeszcze rehabilitację i wracam szybko do domu. - wychyliłam się bo dostrzegłam, że w naszą stronę zbliża się Bruno.
O cholera. A ten tu czego. Nie spodziewałam się go tutaj.  Przewróciłam oczami a Martha domyśliła się, że coś nie gra.
- Cześć. - podszedł do Nas i przywitał się. Moja przyjaciółka zrobiła dokładnie to samo co ja przed chwilą. Nie przepadała za nim. Tak naprawdę to nie wiem dlaczego. Miała co do niego jakieś uprzedzenie.
- Hej. - odpowiedziałyśmy równocześnie.
- Dzwoniłem do Ciebie. - skierował wzrok w moją stronę.
- Wiem, byłam w gabinecie. Nie mogłam odebrać. Stało się coś? - zapytałam tak naprawdę mało zainteresowana tym co ma mi do powiedzenia.
- Mam dwa bilety do kina. Chciałem Cię zaprosić. - pokazał dwie karteczki i uśmiechnął się.
- Tak naprawdę to ja dzisiaj nie mogę. Mam masę obowiązków i przykro mi ale nie dam rady. - próbowałam się wymigać.
- Obiecała mi pomóc. - odezwała się nagle Martha.
Cieszyłam się w duchu, że mnie kryje. Nie miałam teraz najmniejszej ochoty na spotkania z nim. Musiałam w końcu wszystko zacząć sobie układać. A spotkanie z nim przysporzyło by mi tylko więcej powodów do namysłu. Lubiłam go, naprawdę go lubiłam ale potrzebowałam przestrzeni w tej chwili.
- Szkoda. - posmutniał nagle. - Pozwól się chociaż odprowadzić.
Na to mogłam się zgodzić. Pożegnaliśmy się z Marthą, a kiedy się odwróciłam pokazała mi żebym do niej zadzwoniła później. Puściłam jej oczko, na znak że rozumiem.
Szliśmy dłuższą chwilę w milczeniu kiedy to w końcu dotarliśmy pod ośrodek rehabilitacyjny. Bruno oparł się ręka o ścianę próbując mnie pocałować. Protestowałam, a kiedy stawał się coraz bardziej nachalny krzyknęłam żeby się ogarnął i dał mi spokój. Przeprosił i odszedł powolnym krokiem.
Wchodziłam po schodach do góry i zastanawiałam się co to do kurwy miało przed chwilą znaczyć. Od samego początku traktowałam go tylko jak kumpla i wiedział o tym doskonale. Chociaż czasami miałam wrażenie, że on chyba oczekuje czegoś więcej, ale z mojej strony na nic zbytnio nie mógł liczyć i dawałam mu to do zrozumienia na każdym kroku. Weszłam i usiadłam na poczekalni,  czekając na swoją kolej i zastanawiając się nad wydarzeniami ostatnich dni.

Następne dwa tygodnie minęły monotonnie. Praca, dom, zakupy i tak w kółko. Kiedy to w końcu Bruno kilkadziesiąt razy przepraszał mnie, oznajmiając, że więcej się to nie powtórzy. Uwierzyłam mu, był wtedy jak dziecko z miną zbitego psa. W ramach rekompensaty za swoje zachowanie zaprosił mnie do siebie na kolację. Czasami robiliśmy sobie taki wieczór oglądając przy tym wszystkie możliwe komedie. Przyjęłam zaproszenie i postanowiłam upiec ciasto.
W międzyczasie wykonałam telefon. A kiedy odebrał nogi mi zmiękły.
- Dzień dobry Gwiazdeczko. Już myślałem, że się nie odezwiesz. - usłyszałam jego niski głos.
Usiadłam na kanapie rozkoszując się tą chwilą rozmowy. Serce biło jak oszalałe, a gdy zamknęłam oczy widziałam nasze pożegnanie, gdy odwiózł mnie na lotnisko. Nawet Martha dostrzegła w nim tą miłość. 
- Co słychać? - zapytałam ciekawa.
- Myślę cały czas. Wiesz taka jedna dziewczyna zawróciła mi w głowie i nie może z niej wyjść. Chyba zamieszkała tam na zawsze. - uśmiech pojawił się na mojej twarzy.
- Tak? I co zamierzasz z tym zrobić? - Moja ciekawość rosła.
- Zamierzam ją tutaj sprowadzić jak najszybciej. - wyznał, a moje serce się radowało.
Byłam wdzięczna za jego szczerość, za to że cierpliwie czeka i nie naciska mnie w żaden sposób.
- Daj mi jeszcze troszkę czasu. Obiecuję, że wkrótce dowiesz się o mojej decyzji. Wybacz, muszę już kończyć. Fajnie było Cię usłyszeć. - rozłączyłam się i przyłożyłam telefon do klatki piersiowej. Nie byłam zakochana, bo to za duże słowo, ale zauroczyłam się jego osobą. I mimo, że nie wiedziałam czym się zajmuje, bo bardziej skupił się na mnie, to postanowiłam, że przy pierwszej najbliższej okazji będę chciała dowiedzieć się o nim czegoś więcej.
Wyciągnęłam ciasto z piekarnika i poszłam się przebrać. Luźny długi sweter i czarne leginsy. Mój ulubiony ostatnimi czasy look. 


W weekend chciałam pojechać i odwiedzić rodziców. Teraz mogę powiedzieć, ludzi którzy się mną opiekowali. Tak naprawdę to zaczęło do mnie docierać, że oni nie są moimi rodzicami. Ale kurwa jak to się stało, że oni się za nich podają. Dlaczego?
Po wyjściu z sypialni, usiadłam na kanapie w salonie i zaczęłam rozmyślać. Podciągnęłam nogi do siebie i wpatrywałam się w jeden punkt zastanawiając nad tym wszystkim. Coraz bardziej zaczęło mi się wydawać to wszystko dziwne. Nie wiem ile tak siedziałam, ale z moich rozmyślań wyrwało mnie pukanie do drzwi.
Otworzyłam i ujrzałam Bruna.
Wszedł wkurwiony do mieszkania, w jego oczach dostrzegłam złość. O mało co nie zabił mnie tym wzrokiem.
- Ja na Ciebie czekam, a Ty mnie kurwa wystawiasz? - Wszedł do środka, zatrzaskując drzwi i cedził przez zaciśnięte zęby.
- Wybacz, ale źle się czułam, miałam do Ciebie pisać, że jednak nie przyjadę. - odpowiedziałam próbując załagodzić sytuację i cofając się powoli do tyłu.
- Nie kłam suko! - wrzasnął, chwytając mnie za szyję.
Popchnął mnie i upadłam na ziemię. Moje oczy zaszkliły się.  
- Zbyt długo czekałem. Teraz w końcu będziesz moja. - stał nade mną zaciskając pieści.
Zasłoniłam twarz dłońmi. Nie chciałam na niego patrzeć. Wystraszyłam się go. Jego postawa wobec mnie była inna niż zwykle. Był teraz nieobliczalny. Nie wiem co miał w głowie. Co też mu przyszło żeby zachowywać się w ten sposób.
Szarpnął mnie do góry. Zdążyłam chwycić lampę i uderzyłam go w głowę. Upadł. Zabrałam telefon, portfel i uciekłam. Wybiegłam przed blok łapiąc taksówkę, która przejeżdżała. Wskazałam adres Marthy i Wykręciłam ponownie numer do Federico.
Odebrał niemal od razu.
- Już się zastanowiłaś. - zapytał
- Jesteś... Jesteś w stanie przylecieć po mnie jutro? - pytałam nie mogąc złapać tchu a po policzkach spływały łzy.
- Co się stało? - jego głos spoważniał.
- To nie jest rozmowa na telefon. Proszę Cię. - rozpłakałam się do słuchawki.
- Będę rano. Podaj adres. - słyszałam jak kogoś woła. - Skarbie? - zawołał cicho.
- Tak? - Nie mogłam przestać płakać.
- Nie pozwolę, by stała Ci się krzywda. Kocham Cię. - rozłączył się.
Wysłałam mu adres sms - em.
Zapłaciłam taksówkarzowi i wbiegłam na ganek do Matrhy. Dzwoniłam i pukałam a kiedy mi otworzyła, nie mogła uwierzyć, że widzi mnie w takim stanie.
Nie minęła chwila a ja dostałam wiadomość.

Znajdę Cię suko!

Gra. Ponowne rozdanie  cz 2 ✔️|| ZAKOŃCZONE! ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz