ODCINEK XI

17 2 0
                                    

Na chwilę zajmijmy się historią trójki, do niedawna nam nieznanym ludzi. Lorelei i Babette były pewne, że wiedzą już wszystko o towarzyszach, jednak któż w tak krótkim czasie, wyznałby wszystkie swe tajemnice. Zacznijmy jednak od początku, wyjawię wam bowiem tajemnicę, którą zatajono przed dziewczętami. Trójką nieznajomych, byli bowiem Okast Kłębiastobrwy, Aureliusza Krótkobrwa i Mortycja Długobrwa. Zamieszkiwali oni lasy Jebudii, a dokładnym miejscem ich zameldowania było miejsce, znane również jako Lonso - dwór, gdzie Bogini Giovana miała swą największą świątynię. Pewnie zastanawiacie się, cóż takiego może łączyć Giovanę z tą trójką. A łączyło ich wiele, byli oni bowiem jej dziećmi. Co za tym idzie, byli bóstwami. W ich krwi krążyły zdolności do panowania nad ziemią, wodą i powietrzem. Odziedziczyli mądrość od swych boskich przodków i niebiańską cnotliwość. Posiadali jednak coś, czego nie miały inne bóstwa. Jako, że ukrywali swe pochodzenie przed ludźmi z miasteczka, a czasu wiele tam spędzali ze względu, że naukę tam pobierali, zyskali oni człowieczeństwo. Przebywając z rówieśnikami, nauczyli się typowo ludzkich zachowań, o jakich bóstwa nie miały pojęcia. Pomimo uczęszczania do mieszczańskiej szkoły, wciąż musieli pobierać specjalne nauki, by opanować moce, które jednocześnie były ich atutem jak i wadą. Bowiem siły nad jakimi panowali w każdej chwili mogły ich zabić. Nadużywanie ich lub nieumiejętne posługiwanie się, groziło pojawieniem się obrzęków, które posiadały w sobie truciznę. A z czasem mogły one zawładnąć ich ciałem, a wtedy bóstwo nieodwracalnie traciło zmysły. Zapanowanie nad mocami łatwe nie było, jednak mistrzowie robili wszystko, co mogli, by młode bóstwa nie zeszły na mroczną i ciemną stronę, a moc jaką posiadali nie zawładnęła nimi doszczętnie. Ich czyny miały być szlachetne, hojne i sprawiedliwe. Giovana także robiła ile tylko mogła, by jej dzieci nie zeszły z cnotliwej ścieżki jak ich ojciec, którym był Sir Baldwin Wklęsłobrwy. Na początku był on bowiem sprawiedliwym bóstwem wojny, ludność wielbiła go i czciła wielce, wierząc, że jego przychylność, może spowodować wygraną w walce. Jednak wraz z czasem omamiony przez jednego z jego największych przeciwników, zatracił się, chcąc zwyciężyć. Pragnął on bowiem krwi Edwina Krętowłosego i ją zdobył, jednak to mu nie wystarczyło. Nadal jej pożądał, aż w końcu nie widział niczego poza walką, zwycięstwem i laurami. Rodzina i ludność przestała mieć dla niego jakiekolwiek znaczenie. Odszedł, więc, by zająć kolejne lądy. A na swej drodze spotkał razu pewnego Lorda, znanego nam jako Ochichiru Mydliniego. Toczył z nim walkę zacięta, by zyskać ziemię Ifuru. Krew niewinnych splamiła pola zielone, krainy słynącej z łąk pełnych kwiatów, zwanej przez Pirlandczyków, przystanią wiecznego szczęścia. Jednakże przez ów bitwę, która została zapisana jako najkrwawsza w życiu zarówno Ochichiru jak i Baldwina, stała się krainą, w której do dziś słychać jęki, konających ludzi. Baldwin, pragnący zwycięstwa, walczył zacięcie. Nie przyjmował do siebie, że przegrywa, a jego wojsko z każdą godziną maleje. Nie przestawał, wysyłał na śmierć coraz więcej ludzi, nie tylko Żerców Mydliniego, ale i swoich, aż został sam. Pot mieszała się z krwią, spływając mu po twarzy i przysłaniając widok. Jednak pomimo tego, że jego pole widzenia się zwężyło, usłyszał kroki, które się do niego zbliżały, aż stanęły parę metrów przed nim. Był to Mydlini, który zapytał czy nadal jest pewny swej wygranej jak wtedy, gdy walkę tę zaczynał. Baldwin jednak nic nie odpowiedział, tylko odszedł parę kroków dalej i ruszył z rozpędu. Celował swym mieczem na serce Mydliniego, jednak zmęczenie, spowolniło jego ruchy, a Ochichiru, spodziewając się tego ruchu, wyciągnął miecz i nim Baldwin się spostrzegł upadł na kolana, z mieczem Mydliniego, wbitym w klatkę piersiową. Był to koniec bóstwa wojny, który zatracił się w zwycięstwie. Mydlini odchodził jako zwycięzca, zabierając ze sobą wojsko i lud ziemi Ifuru. Nie było ich zbyt wielu, jednak dla Ochichiru był to dostateczny powód by bardziej pogrążyć swego przeciwnika, nim odszedł, spojrzał z pogardą na Baldwina i krzyknął - Zobacz, zabieram nie tylko Żerców twych, lecz nawet lud, który niegdyś miał Cię za bóstwo cnotliwe! Po tych słowach Mydlini zaśmiał się szyderczo i odszedł. Baldwin leżał a ziemi, konając, a wtedy poczuł na swym policzku łzy. Była to kobieta jego życia, Giovana. Widziała ona bowiem od początku całą walkę. Patrzyła jak przez jej męża niewinni umierają, a wioska wiecznego szczęścia zmienia się w miejsce wiecznego żalu. Płakała nie tylko z powodu śmierci męża, ale i z powodu tych biednych ludzi. Nie mogła uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Baldwin zmarł na jej ramionach, przepraszając i prosząc, by ich dzieci nie popełniły błędu takiego jak on. Żyła, więc dążąc do tego, by dzieci nie skończyły tak jak ich ojciec. Miały one ukrywać swą tożsamość, aż do czasu, gdy osiągną wiek dojrzały i przejdą rytuał przejścia. Rodzeństwo żyło zgodnie z wolą matki, wypełniając prośbę ojca i ucząc się, by zyskać szacunek wśród mieszczan. Ich codzienność nie była tak nadzwyczajna jak moglibyśmy sobie wyobrażać. Była raczej spokojna, aż do czasu, gdy spotkali dziewczęta z rodu Mydlinich.

The Pirland SagaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz