- Co robimy?
- Dzwonimy? - odparł, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
- Do kogo? Przecież nie powiemy Rebecce, że nie możemy zawrócić, bo znajdzie nas jakiś psychopata. Ona, jak się wkurzy, będzie o wiele niebezpieczniejsza niż on - zażartowałam, choć żadne z nas się nie zaśmiało. Sytuacja była zbyt poważna.
- To chyba jasne, że nie do Rebecki. Ona by nas udusiła, a mamy wystarczająco wiele zmartwień. Niech uratuje nam tyłki mój wujek, który będzie w stanie tę przeszkodę zlikwidować. Możecie też spróbować przeskoczyć, a ja przeszedłbym jakoś górą...
- Nie ma mowy. Przeszkoda jest za szeroka, jeżeli nawet dalibyśmy radę na wysokość. Poza tym, nie zaryzykuję zdrowia Huntera, jest tam pełno drzazg i ostrych, połamanych gałęzi.
Mogliśmy też zostawić Huntera i sami udać się po pomoc, ale ta myśl była tak niewłaściwa, że żadne z nas nawet o niej nie wspomniało.
- Właśnie. Dzwonię więc.
Czekałam. Podeszłam do Huntera i pogłaskałam go po chrapach, dziękując mu za wytrwałość i chwaląc go za grzeczność.
Peter rozmawiał z kimś przez telefon, marszcząc co chwilę brwi i dyskutując zawzięcie z osobą po drugiej stronie. Zadrżałam. Co, jeśli się nie uda?
Gdy czekaliśmy, zauważyłam, że chłodne, wczesne przedpołudnie zamieniło się w upalny środek dnia. Nie zauważyłam nawet, kiedy to się stało, zbyt zajęta tajną bazą i szaleńczą ucieczką.
Teraz było około piętnastej, a duchota w powietrzu omal nie pozwalała oddychać. Miałam niepokojące wrażenie, że nadchodziła burza.
- No... Okej, mamy to - Peter nie wyglądał na przekonanego. Spuścił wzrok i podrapał się w podbródek.
- Mówisz sarkastycznie czy tak serio? - skrzywił się na moje słowa. Dobrze czułam, że coś nie grało. Zamarłam w oczekiwaniu na wyrok.
- Serio, ale... Niezupełnie. Chodzi o to, że mój wujek będzie tutaj za pięć godzin.
O, cholera.
- Zaraz, zaraz. Pięć godzin? Ale ty wiesz, że w tym czasie tym... tym facetom z Organizacji może coś strzelić do głowy i znów zaczną nas szukać..? Wtedy na pewno nie uda nam się uciec i...
- Hej, Sam... - Peter podszedł do mnie, w geście wsparcia uspokajająco ściskając mnie za rękę. - Wszystko... Wszystko się ułoży, obiecuję. Policja powinna przecież już zajechać do ich kryjówki i złapać sprawców. Pewnie nawet teraz, w tym momencie prowadzą ich do radiowozu, racja?
- Ta - mruknęłam cicho. Tyle emocji, ucieczek i strachu chyba jeszcze nigdy nie zaznałam. No, a jeżeli chodzi o fałszywe trupy zwisające z sufitu,.. wolałabym nawet nie wspominać.
Nie sądziłam, że będę kiedykolwiek za tym tęsknić.
I tak wylądowałam z Peterem w lesie, całkowicie odcięta od cywilizacji, ze względu na pięć procent baterii. Miałam czekać, więc czekałam. Niepokój w moim sercu jednak narastał. Co, jeśli policjanci wcale nie zdołali złapać członków Organizacji?
Czy zaczną nas szukać? Co się stanie, jeżeli nas znajdą?
Z rozmyślań wyrwał mnie ogłuszający huk grzmotu nad naszymi głowami i paniczne rżenie Huntera. Niebo się otworzyło, a na nasze głowy wylały się strumienie lodowatej wody.
CZYTASZ
Hunter II. Czas zmian
PertualanganDruga część książki pt. "Hunter". Pod koniec lata odbędą się zawody krajowe. Bohaterka razem z koniem miałaby wielkie szanse gdyby nie to, że... Sam tkwi w śpiączce, Ashley w tym czasie sieje niezgodę między nią a Alexem, wałach dziewczyny zaczyna...