XII

390 39 7
                                    

Agatha

Jechałam na Amfie tuż za Amy, która była za Rebecką.

Moja gniadoszka z zapałem ciągnęła do przodu. Co chwila obracała łeb, by obserwować inne konie czy świat wokół.

Po wyjechaniu z terenu stajni zakłusowaliśmy, a teraz zwolniliśmy na powrót do stępa.

Amy wydawała się cicha i zamyślona, ale za to Ashley cały czas zagadywała Alexa. Nie mam pojęcia, czemu on tak nagle odwrócił się od Sam - nie musiałam dogłębnie  się przyglądać i dopytywać, by wiedzieć, że on ją kochał albo przynajmniej był w niej zauroczony.

Gdy się wsłuchałam, słyszałam też gniewne parsknięcia Petera, które były reakcją na rozmowy Ash i Alexa.

Znałam jego i Sam od pięciu lat. Wciąż się dziwię, że jeszcze nie są razem.

- Teraz uwaga! - krzyknęła Rebecca. Alex umilkł, ale dziewczyna jadąca obok niego nie.

Zignorowałam to i spojrzałam naprzód.

Przed nami była pokaźna, stroma górka. Pochyliłam się lekko w siodle i zrobiłam półsiad, by odciążyć grzbiet konia. Od razu poczułam, jak Amfa z lekka przyśpieszyła - było jej tak wygodniej piąć się w górę, gdy szła żwawiej.

Powoli zza pagórka wyłaniała się nasza dalsza droga. Usłyszałam zduszony okrzyk zaskoczenia, który najwyraźniej wydała Amy.

Po chwili zrozumiałam, dlaczego.

Przed nami, w dole, była przepiękna, z rzeką po lewej i łąką po prawej, droga. Piaszczysty trakt przecinały od czasu do czasu strumyki spływające w stronę rzeki.

Zmarszczyłam brwi. Amfa nie może skakać po tej kontuzji!

Rebecca zatrzymała się na szczycie wzgórza, więc ubodłam boki konia piętami i zakłusowałam do instruktorki.

- Rebecca? - zagadnęłam. Uniosła brew, więc zapytałam: - Wiesz, czy jest jakaś okrężna droga dla mnie i dla Amfy? Bo... No wiesz... Ona wciąż nie może skakać i...

- Nie przejmuj się - uśmiechnęła się. - Ten kawałek rajdu akurat zaplanowałam. Niedawno wylonżowałam Amfę i poskakałam z nią z ziemi. Już nie kuleje i radzi sobie z przeszkodami. Może nie ryzykuj jeszcze z przewalonymi pniami wieloletnich drzew, ale takie strumyki to w razie czego możesz nawet przejechać...

Obdarzyła mnie kolejnym, krzepiącym uśmiechem i zaczekała na pozostałych. Wróciłam do mojego miejsca w szeregu i czekałam na sygnał od Rebecki.

Już po chwili ruszyliśmy stępem w dół, a gdy zjechaliśmy, z szybkiego kłusa przeszliśmy do galopu.

Ręce mnie bolały od wstrzymywania Amfy przed cwałem, a co jakiś czas przelatywał mi blisko twarzy jakiś owad, lecz mimo to nie mogłam się nie cieszyć.

Radowałam się wiatrem na twarzy, prędkością konia i pięknem przyrody. Wyczuwałam ruchy klaczy trzy razy mocniej niż normalnie, jakby wstąpiło w nią nowe życie.

Galopowałyśmy tak w promieniach lipcowego słońca, nie zważając na świat. Było to wspaniałe i niepowtarzalne uczucie...

Z boku, na łące, spłoszone hałasem zaczęły uciekać dwie sarny. Nieco dalej zobaczyliśmy bociana, który uniósł łeb, zadziwiony. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej na ten widok, po czym skupiłam się na jeździe.

Na dole mignął mi kamień z jakimś symbolem w stylu skreślonej podkowy, ale nie miałam czasu się przyjrzeć.

Przed nami widać było pierwszy strumyk. Pogładziłam Amfę po łopatce i powiedziałam cicho:

- Dasz radę, wierzę w ciebie - poczułam, jak zbiera się w sobie, zrobiłam półsiad i...

Skoczyłyśmy.

Aż do teraz nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo mi tego brakowało...

Hunter II. Czas zmianOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz