Nadszedł marzec, a śnieg wreszcie zaczął znikać z ulic i trawników. Cieszyłam się z pierwszych ciepłych promieni słońca, ale droga ze szkoły przez hektolitry pluchy to była prawdziwa udręka.
Mama dalej była nieugięta, tata dalej był po mojej stronie (upierał się nawet żebym nie spieszyła się z przychodzeniem do warsztatu – oczywiście chciał żebym widywała się z Jackiem). Jack jednak był zajęty trenowaniem drużyny dniami i nocami, bo właśnie zaczął się sezon, więc miałam szczęście jeśli czasem udało mu się do mnie zadzwonić. Nasi chłopcy dawno nie wygrali żadnego meczu, więc mój narzeczony uznał, że byłoby to plamą na jego honorze jeśli nawali jako trener. Pozostało mi liczyć na to, że po pierwszym – oczywiście wygranym – meczu Jack trochę odpuści i znajdzie dla mnie choć trochę czasu.
Nadszedł ten dzień. Jack błagał mnie o przyjście, twierdząc, że przyniosę mu szczęście. Jako że nigdy nie byłam zainteresowana tego typu rozrywkami, trochę ponarzekałam, ale ostatecznie się zgodziłam, przygotowując się na megatony nudy. No ale – jak to dziewczyna – liczyłam po cichu na trochę zgrzanych, umięśnionych, prężących się męskich ciałek.
Tata uparł się, że pojedzie ze mną, co mnie trochę ucieszyło – przynajmniej będę miała komu ponarzekać. Zasiedliśmy w swoim rzędzie (ani na górze, ani na dole, czyli chyba idealnie) i patrzyliśmy jak mozolnie zbiera się widownia. Robiło się coraz głośniej i coraz ciemniej, ale na szczęście po śniegu nie było już śladu, więc nie było tak źle.
Nagle lampy na boisku wystrzeliły snopy światła i rozległy się ogłuszające krzyki, kiedy obie drużyny wbiegły na boisko w towarzystwie swoich maskotek i cheerleaderek. Szukałam wzrokiem Jacka, ale nie mogłam go znaleźć. Wytężyłam wzrok i znalazłam go dopiero wtedy, gdy skończył dawać chłopakom ostatnie wskazówki. Stanął przed trybunami i zaczął przeczesywać je wzrokiem, ale rozległ się gwizdek i musiał wrócić myślami do gry.
Tłum jęczał zgodnie, kiedy traciliśmy punkty, wrzeszczał chóralnie, kiedy je zdobywaliśmy, a ja dalej nie wiedziałam, o co chodzi. Tata próbował mi wszystko wytłumaczyć, trochę załapałam, ale zasady i tak wydały mi się nieźle pokręcone. Podniecenie tłumu zdawało się wibrować w powietrzu, kiedy czasu ubywało, a my objęliśmy jednopunktowe prowadzenie.
Jack raz po raz coś wykrzykiwał, ale był za daleko i nie mogłam nic usłyszeć. Kiedy skończyła się druga kwarta zawodnicy mogli odpocząć w trakcie przerwy. Po relaksujących dwunastu minutach, w trakcie których udało mi się odzyskać słuch, zawodnicy wrócili na boisko. Chciałam jakoś dać znać Jackowi, że tu jestem, ale był tak pochłonięty chłopakami, że i tak by mnie nie zauważył. Zresztą, co by było, gdyby ktoś zobaczył, jak macham nauczycielowi, kiedy to zadanie zazwyczaj należało do drugiej połówki? Zaraz by się rozniosło. Gwizdek sędziego i poszli!
Zaciskałam zęby za każdym razem, gdy zawodnicy powalali się na ziemię albo wbiegali w siebie z głośnym hukiem. Jack wrzeszczał jak opętany, a za jego przykładem poszła widownia. Ja sama tak krzyczałam, że aż zaczęło mnie boleć gardło. Wreszcie zaczęłam lepiej rozumieć o co biega i poczułam się naprawdę dumna ze swojego małego rozumku, który jednak potrafił coś jeszcze pojąć.
Zostało tylko kilka minut do końca ostatniej kwarty, straciliśmy prowadzenie (na szczęście przegrywaliśmy tylko jednym punktem), a wszystko oblekły nieprzeniknione ciemności, więc światła reflektorów były wręcz oślepiające. Kilka sekund do końca, zamieszanie na boisku – jeden wielki kocioł ludzkich kończyn... Rozległ się gwizdek i na ułamek sekundy zapadła cisza, tak cicha (jeśli można to tak nazwać), że aż napierała na bębenki.
Liczba na tablicy wyników zmieniła się i huknęło. Skuliłam się ze strachu, ale jak się okazało, to tylko ryk widowni. O. Matko.
Wygraliśmy! Chłopcy wygrali! Jack wygrał! Podskakując jak jakiś szurnięty kangur i piszcząc wniebogłosy, rzuciłam się tacie na szyję. Ledwo się pohamowałam żeby nie pobiec do Jacka i nie pocałować go przy wszystkich.
CZYTASZ
On tylko mieszka obok mnie (część 1) /ZAKOŃCZONE
Teen FictionZnacie to uczucie, kiedy nic w waszym życiu się nie dzieje? Kiedy dzień za dniem mija dokładnie tak samo, kiedy nic nie jest w stanie wywołać w was większych emocji? Kiedy nic nie jest takie jak powinno, a wy zastanawiacie się, dlaczego? Może po pro...