Rozdział 4

215 7 0
                                    

- Dobra, potrzebuje konkretów. O co chodzi i co się tak właściwe stało? – zapytał Artur, gdy razem z Pawłem dotarli do samochodu.

- Po pierwsze to te dziewczyny... - zaczął Halaba

- Tyle zrozumiałem, masz mnie za idiotę? Co zrobiłeś? – przerwał siatkarz.

- Walnąłem Agę prosto w twarz...

- No to szybka akcja, ale chyba mieliśmy się mścić w bardziej wyrafinowany sposób? - zadrwił Szalpuk

- Teraz to chyba ty masz mnie za idiotę, przecież niespecjalnie.

- W takim razie gratuluje ujawnienia się, nie mógłbyś być tajnym agentem ani detektywem – skwitował Artur.

- Przy nich i tak nie miałbym żadnych szans, od razu wiedziały kim jestem. - odpowiedział z nieudolnie ukrywanym zadowoleniem Halaba

- No popatrz jakie domyślne. Nosisz na koszulce nazwisko i nawet pokazują cię na gigantycznym telebimie, każda laska cię rozpozna.

- Nie pacanie. Wiedziały, że znamy się z liceum.

Ich przekomarzanie przerwał dźwięk smsa. Na ekranie Artura pokazała się nowa wiadomość od Janka Nowakowskiego. „Macie jakiś plan?". Artur szybko wystukał „Plan może nie, ale mieliśmy okazję, żeby coś zrobić, ale Halaba zjebał".

Wsiedli do samochodu. Przez dłuższą chwilę w milczeniu zastanawiali się, co mogą teraz zrobić. Po chwili rozległ się sygnał kolejnego smsa od reprezentacyjnego kolegi „To coś wymyślcie, nie mogę się teraz tym zająć. Martyna suszy mi głowę".

- Świetnie – mruknął Artur do telefonu, zablokował ekran i schował telefon – Jego sprawa, ale to nas wysyła do brudnej roboty.

- Wiem, gdzie mieszka Zośka... znaczy mieszkała – powiedział Halaba kompletnie ignorując słowa Artura.

***

Dziewczyny wycieńczone po całonocnej wizycie w szpitalu wracały właśnie do domu. Aga zasnęła w samochodzie po silnych lekach przeciwbólowych w zaledwie kilka minut. Zosia już miała skręcić na podjazd domu swoich rodziców, ale zobaczyła znajomy samochód. To znaczy wiedziała, że już gdzieś go widziała. Zaparkowała w końcu na podjeździe i spojrzała na zegarek. Dochodziła ósma rano a oznaczało to, że spotka się z rodzicami dopiero wieczorem, bo zdążyli wyjść już do pracy.

- Wstawaj śpiochu! – szturchnęła w ramię przyjaciółkę

- Już, już – odpowiedziała Aga i powoli otworzyła oczy. Zośka wysiadła z samochodu i podeszła do bagażnika, otwierając go odwróciła się i jeszcze raz spojrzała w stronę znajomego pojazdu. Podeszła bliżej i zapukała w szybę. W środku zrobił się harmider i szyba powoli zjechała w dół.

- Nie dość, że napadasz na ludzi to jeszcze ich prześladujesz. – powiedziała gorzko Zośka

- To nie tak... – odpowiedział zachrypnięty, śpiący głos Pawła Halaby.

- I zabrałeś towarzystwo... Sam nie dasz sobie rady z dwiema kobietami?

- Ktoś musi mi pomagać szykować odpowiedzi na takie teksty.

- Twój zapasowy mózg wymyślił już, dlaczego śpicie pod domem moich rodziców?

- Bo.... No..., bo... - zaczął jąkać się Paweł

- Bo się martwiliśmy – szybko wtrącił Artur, zastanowił się i dodał – czy dojedziecie całe i zdrowe. Po tym jak nasz przyjaciel – ostanie słowa, wycedził przez zęby – prawie pozbawił życia jedną z was.

- O matko, jacy dżentelmeni – powiedziała Zośka przewracając oczami.

W odpowiedzi zobaczyła tylko dwóch wielkich chłopaków robiących miny malutkich szczeniaczków.

- No dobra, chodźcie, zrobię wam kawę – rzuciła kierując się w stronę domu

Minęła swój samochód i gramolącą się półprzytomną przyjaciółkę, szukając w torebce kluczy podeszła do drzwi. Zdążyła je tylko otworzyć i odwrócić się, a cała trójka zaspanego towarzystwa stała tuż za nią.

Przeszła przez próg rodzinnego domu i zatrzymała się. Od początku istnienia kawiarni rzadko wracała do Łodzi, nawet podczas świąt mogła się wyrwać na maksymalnie trzy dni. Tęskniła za domem, rodziną, a przede wszystkim za beztroską. Ale coś za coś. Studiowała, założyła wymarzony biznes z przyjaciółką i mieszkała w najlepszej, według niej dzielnicy. Wszystko stało się tak szybko, że „straciła" swoją młodość. Chociaż nigdy nie była zbyt imprezowa, to powrót w niecodziennych okolicznościach do domu rodziców, którego ściany wysłuchiwały godziny licealnych plotek, rozmów o chłopakach i były świadkiem co najmniej kilkudziesięciu szalonych pomysłów Zosi i Agi sprawił, że po przekroczeniu progu do jej oczu napłynęły łzy. Napierający czteroosobowy tłum, przesunął ją w głąb domu, to wyrwało ją z letargu i przerwało przewijające się przed oczami wspomnienia z nastoletnich lat.

- Tak... Kawa... Już robię – nie odwracając się oddaliła się w stronę kuchni, gdy dotarła do pomieszczenia szybko otarła jedną malutką łzę, która zdążyła wypłynąć jej z oka. Zdała sobie sprawę, że nie spytała gości jaką chcą kawę. Ona. Właścicielka kawiarni. Wstyd i hańba. Szybko wkroczyła do salonu, w którym znajdowali się goście. Siatkarze i przyjaciółka rozmawiali w najlepsze, po ich śnie, w którym przed chwilą byli pogrążeni nie było śladu. Halaba układał kolejne poduszki pod skręconą kostką Agi.

- Jaką chcecie kawę? – posypały się zamówienia najróżniejszych i najbardziej wymyślnych kaw. Po uśmiechach chłopaków zrozumiała, że Aga zdążyła zdradzić już siatkarzom, czym zajmują się w warszawie. Po ustaleniu wszystkich szczegółów kofeinowych napojów ruszyła do kuchni, gdzie znowu popadła w melancholię. Kawy robiła automatycznie, wszystko według wytycznych „klientów", jednak myślami była daleko i to bardzo daleko, oparła się o blat i ogarnęła wzrokiem całą kuchnię. Wyglądała jak zwykle, ale jej spojrzenie zatrzymało się na uśmiechu, który nie był stałym elementem wyposażenia kuchni.

- Pomóc ci z czymś? – zapytał stojący w wejściu Artur.

PlotkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz