Gdy Twillight znała już całą sytuację,umówiłyśmy się na lekcje z magii - a dokładnie jej kontrolowania.
Pierwszego dnia "lekcji" Twillight próbowała mi wytłumaczyć znaczenie zaklęć i pismo, w którym się je zapisuje. Znam je już od bardzo dawna- nauczyłam się go, by prowadzić własną księgę zaklęć. Tylko te znaki umożliwiały przelanie na papier znaczenia i funkcji tych zaklęć.
Próbowałyśmy także rzucania zaklęć - od najprostszych, do tych cięższych, aż w końcu zrozumiałam, na czym polega korzystanie z magii. Zupełnie inaczej to sobie wyobrażałam. W końcu pojęłam, jak wielkie znaczenie mają tu emocje. Każda z nich jest używana do rzucania innego rodzaju zaklęć- radość - do zaklęć stworzenia i uzdrawiania (i jak tu byæ radosnym, gdy twój bliski jest chory lub zraniony?!) , smutek do zaklęć niszczących i do zmian pogody na deszcz, czy burzę, strach do zaklęć związanych ze wiatrem i czasem, a ból (psychiczny, czy też fizyczny) umożliwia wzmocnienie i zwiększenie pola rażenia magii. Te mroczne oblicze magii przeraziło mnie. Do tej pory uważałam magię za dar, za piękno. Nie zdawałam sobie sprawy, ile wysiłku kosztuje rzucanie zaklęć.
Po zajęciach poprosiłam Twillight o trochę książek do poczytania. Była szczęśliwa, że mogła się nimi z kimś podzielić.
Po dotarciu do domu, z torbami pełnymi książek, zabrałam się do pracy. Chciałam porównać moje zaklęcia (te z księgi zaklęć) z tymi w księgach. Część się pokrywała, na przykład zaklęcie iluzji, czy też oddychania pod wodą. Nagle olśniło mnie! Przecież teraz mogę wypróbować wszystkie te zaklęcia! Kątem oka spojrzałam na moje pasemka i cała radość mnie opuściła - gdzieś tam są kucyki, które potrzebują mojej pomocy... A ja nie jestem nawet w stanie kontrolować magii. Od razu zaczęłam trenować to, czego się dzisiaj nauczyłam u Twillight.
Po treningu. Resztę wieczoru spędziłam nad układaniem planu. Pierwsza, podstawowa rzecz! Koniecznie muszę dostać się do Celestii. Ona będzie wiedziała co robić.
Wtem rozległo się pukanie do drzwi, które wyrwało mnie z zamyślenia. Wzdrygnęłam się i powoli podeszłam w kierunku drzwi, nie zapalając świateł. Byłam ostrożna. Nie miałam ochoty na żadną nową przygodę w przeciągu najbliższych tygodni.
To był jednak Kerit. Wyglądał na nieco mniejszego i zmęczonego. Lekko zdziwiona uchyliłam drzwi i wpuściłam go do środka, proponując herbatę z rumianku. Lekko kiwnął głową i wszedł do pomieszczenia. Moją uwagę przykuły jego lekko podkrążone oczy. Ciekawe co się stało?
Usadowiłam gościa na kanapie. Opadł na nią, jakgdyby bez życia.
-Co się stało?- pierwsza się odezwałam.
-Nic, po prostu jestem zmęczony... pracą. -odpowiedział Kerit.
-Może chcesz odpocząć? W lodówce zostało trochę ciasta jakbłkowego i kanapek z serem. - odrzekłam -Ja niestety już nie mam siły na rozmowę i idę się położyć.- powiedziałam i nadal po ciemku oddaliłam się ledwo przytomna w stronę sypialni. Nie miałam siły nawet sięgnąć po świeczkę. Kerit tylko powiedział od niechcenia:
-Mhm, dzięki. Poradzę sobie. Dobrej nocy życzę.
Runęłam na łóżko, nawet się nie wykąpałam (no, było ze mną źle).
W nocy śniły mi się koszmary. Żółte oczy. Znowu. Zerwałam się z krzykiem z łóżka. Nic nie było. W ten sposób wybudziłam się całkowicie ze snu. Wstałam i zaczęłam krzątać się po domu. Kerita już nie było. Zostawił tylko filiżankę z niedopitą herbatą. A szkoda, miałam nadzieję go przeprosić za tak nieudolną gościnność. Zaczęłam zmywać naczynia. Coś nagle spadło. Odwróciłam się przestraszona. Uff, to tylko książka spadła na półce.
Nagle stało się jasno w pokoju. Usłyszałam już tylko westchnięcie i nic więcej. Znowu pogrążyłam się w ciemności. Znowu zemdlałam.To nie było takie samo doznanie jak ostatnio. Teraz słyszałam głos. Jak jakby głos sumienia. Mówił mi, co mam robić. Wszystko to wydawało mi się jak gdyby zakazany owoc. Kusiło. Bardzo. Nie miałam dzisiaj już siły walczyć. Poddałam się pokusie. Nie wiem, co to znaczyło.
Znowu obudziłam się w łóżku. Jednakże byłam tym razem wypoczęta. Zebrałam się szybko i przygotowałam na podróż do Canterlotu. Do Celestii. Wiedziałam już , co muszę zrobić, żeby się do niej dostać. Wiedziałam też, że będzie ze mną gość. Gość, którym był Tirek. Przypomniałam sobie wszystkie zaklęcia. Teleportacja, zmniejszenie i niewidzialność. Najpierw niewidzialność. Tirek podszedł do mnie i pogłaskał mnie po grzywie.
-Dobrze , dobrze. Teraz będzie łatwiej. Wiedziałem, że się do czegoś przydasz Bright. Jednorożce łatwiej się manipuluje. Masz pozdrowienia od mojego przyjaciela, Kerita.
-Proszę, podziękuj mu.-odrzekłam i pognałam prosto na pociąg. Nie miałam już własnej woli.Nie chciałam z tym walczyć. Było mi wszystko jedno. Nie czułam nic.
CZYTASZ
MLP || Bezimienna
FanfictionMam na imię... Mówią na mnie Bright. Jestem zwyczajnym, dorosłym, ziemnym kucykiem. No może nie do końca - brakuje mi znaczka... Sekrety , wizje - myślałam , że to niemożliwe. Czułam się bezpieczna. Okazało się jednak, że TO zawsze na mnie czekało...