ℙ𝕣𝕖𝕢𝕦𝕖𝕝

62 2 0
                                    

📼📼📼

     Letnie wieczory są jak dawno opowiedziane historie. Mają w sobie magię i zakrzywiają rzeczywistość po upływie odpowiedniej ilości czasu. Letnie wieczory to uliczne lampy, ciepły wiatr we włosach i cykanie świerszczy. To także przypadkowe spotkania, zmieniające nas na zawsze. Takie wieczory są jak stary film z kiepską obsadą i banalną fabułą, ale genialnym montażem oraz dbałością o szczegóły scenograficzne. Są jak zwrot akcji w nudnym życiu, który łatwo można przegapić, odwracając wzrok w inną stronę. 
     
     Los chciał, żebyśmy się spotkali. Pewnego malowniczego i spokojnego wieczoru, jak kadr wyjęty z taniego filmu romantycznego, wracam z miasta kompletnie pijany. To był dobry dzień, który musiał skończyć się w ten sposób. Nie codziennie obchodzę osiemnaste urodziny, dlatego moi przyjaciele cudem zaciągnęli mnie do baru. Zakończenie było dosyć oczywiste, ponieważ nigdy nie miałem mocnej głowy do picia, a chętnych do odholowania mnie do domu mogłem policzyć na palcach.
     Droga nieludzko mi się dłuży, dlatego postanawiam ją sobie skrócić, przechodząc przez stare boisko do koszykówki. Dopiero będąc w połowie murawy, rozumiem, że nie jestem tak do końca sam. Jest tam ktoś jeszcze. Widzę jak wyskakuje wysoko na zgiętych nogach, po czym trafia bezpośrednio w metalową obręcz. Klaszcze dwukrotnie nad głową, ciesząc się satysfakcjonującym go rzutem. Nasze spojrzenia się spotkają. I wtedy mnie uderza. Dosłownie. Piłka do koszykówki, którą trzyma w dłoniach, wyślizguje mu się pod wpływem zaskoczenia, uderzając wprost w moją twarz. Chwieję się, a stan upojenia alkoholowego w jakim się znajduję, nie pozwala mi zachować równowagi. Padam na ziemię, przeklinając się za własne lenistwo. Przecieram zaspane oczy, przewracając się na bok. Wiem, że nijak nie wstanę, dlatego postanawiam sobie to odpuścić. Najwidoczniej dzisiejszą noc spędzę pięćset metrów od domu. Staje nade mną zatroskany, marszcząc zabawnie brwi. To tylko jakiś dzieciak. Jest bardzo szczupły, ale jego ramiona wydają się być mocno zbudowane, tak jak i klatka piersiowa. Z ziemi ciężko ocenić mi, ile jest niższy, ale na pierwszy rzut oka widać, że jest młodszy. 
- Ile wyciskasz na klatę? - wypalam bezmyślnie, lustrując go spojrzeniem. Wygląda jakby kamień spadł mu z serca. Kuca obok mnie, obdarzając jednym z najładniejszych uśmiechów jakie widziałem w swoim życiu. Jego usta są wąskie, ale dolna warga wydaje się być pełniejsza niż górna. Do tego ma naprawdę ładne zęby. Przewracam oczami, karcąc swoje pijackie myśli. Oceniam go w kategorii damskiej i chyba naprawdę muszę być mocno pijany, skoro patrzę na niego w ten sposób.
- Dobrze, że żyjesz. Wstawaj - oświadcza z ulgą, podając mi dłoń. Kiwam przecząco głową, splatając buntowniczo ramiona na piersi. 
- Nie ma opcji, poleżę sobie, inaczej chyba zwymiotuję - stwierdzam lekkomyślnie, podciągając kolana do brzucha. Chłopak wzdycha głośno, łapiąc mnie za przedramię. Jego dłoń jest ciepła, a palce naprawdę delikatne.
- Wstawaj proszę, nie chcę czuć się winny, że cię tu zostawiłem - marudzi pod nosem, spoglądając na mnie z troską. Zerkam na niego znużony, zauważając błękit jasnych oczu, który przebija mrok letniego wieczora. Uśmiecham się pod nosem, czując przyjemne ciepło rozlewające się po mojej twarzy. - Kurwa, kurwa, kurwa... - powtarza, próbując podciągnąć mnie do pionu. Idzie mu to bardzo opornie, dlatego postanawiam się nad nim ulitować. Spinam się, skupiając maksymalnie na utrzymaniu równowagi. Udaje nam się przy wspólnych wysiłkach. Wspieram się na nim ramieniem, powstrzymując bełt silący mi się na usta. - Czy ktoś pomoże ci wrócić do domu? - pyta cicho, próbując podtrzymać mnie całym swoim ciałem. Jest silniejszy niż przypuszczałem. Kiwam przecząco głową, niemal odpływając głową na jego ramieniu. Wzdycha głośno. - Możesz do kogoś zadzwonić? - kontynuuje zirytowany, gdy oplatam ramiona wokół jego szyi, układając podbródek na czubku jego głowy. 
- Ty mnie uderzyłeś, weź odpowiedzialność - stwierdzam dosadnie, mocno przytulając się do jego pleców. Jest spocony, jakby trenował tutaj cały dzień. Ma naprawdę intensywny zapach, ale nie wydaje się być nieprzyjemny. Wręcz przeciwnie, pachnie bardzo ciekawie. 
- Uderzyłem cię piłką, a nie wlewałem ci do gardła alkohol! - beszta mnie. Czuję, jakbyśmy znali się od wieków. Jakbyśmy nie byli dla siebie obcymi, a wręcz przeciwnie. Jakbyśmy byli przyjaciółmi, albo bratnimi duszami. Jakbym czekał na niego całe życie. Oplatam go mocniej ramionami, wybuchając cichym śmiechem. Spina się, łapiąc mnie w pasie. - Boże, za co mnie ukarałeś? - oznajmia nagle, kapitulując. Robi pierwszy krok naprzód, ciągnąc mnie za sobą. Czuję się na tyle dobrze, by móc iść o własnych siłach, jednak z dziwnego powodu, wolę pozostać wsparty na jego plecach. Nie chcę tracić tej nagłej bliskości, która wydaje się być dla mnie całkiem nowa. Żadna dotąd kobieta nie zaintrygowała mnie jak ten mały dzieciak, grający nocą w koszykówkę. - W porządku, gdzie mieszkasz? - pyta zrezygnowany. Mocniej przywieram do jego ciała, czując dziwne podekscytowanie na myśl o spędzeniu z nim dłuższej chwili. 
- Chcesz iść do mnie? Dopiero się poznaliśmy, a ty już...
- Przestań! Ojciec mnie zabije, jak nie wrócę do domu na czas! Nie chcę mieć szlabanu przez obcego, pijanego kolesia, podchodzącego mi wprost pod piłkę! - krzyczy sfrustrowany, wyswobadzając się z mojego uścisku. Oniemiały obserwuję zmianę na jego dotąd anielskiej twarzy. Na jego czole pojawia się długa, pozioma zmarszczka, wyrażająca sfrustrowanie, a usta zaciskają się w cienką linię. I w takim wydaniu wygląda równie interesująco, co w poprzedniej wersji. Nie jest już zatroskany, ale to nie odbiera mu uroku. Czuję dziwny napływ uczuć do tego dzieciaka, których nie rozumiem. Z dziwnego powodu ogromną przyjemność sprawia mi droczenie się z nim. Staje w świetle lampy. Przyglądam się jego włosom. Są niemal złote, jak łany pszenicy, czy coś podobnego. Uśmiecham się flirciarsko, nie do końca zdając sobie sprawę z własnych czynów. Robię krok w jego stronę. Przygląda mi się podejrzliwie, nie do końca rozumiejąc co planuję zrobić. Błyskawicznie pochylam się nad nim, łącząc bezwstydnie nasze usta. Nie reaguje. Ani drgnie. A jednak nie mogę nacieszyć się miękkością tych równych warg. Odpycha mnie, uderzając pięścią w szczękę. Odrywam się, zamroczony siłą jego uderzenia.- Właśnie pocałował mnie pijany palant, co za dzień - oznajmia pełen niedowierzania, przeczesując nerwowo włosy palcami. Rumieni się. Wygląda na naprawdę zestresowanego zaistniałą sytuacją. Chwieję się, pocierając dłonią miejsce, w którym uderzył. Boli, a jednak nie mogę przestać się uśmiechać. 
- Haru - poprawiam go zmyślnie, spluwając nieelegancko przy własnych nogach. Spogląda na mnie z odrazą, nieświadomie poprawiając luźną na ramionach koszulkę. Nie umyka to mojej uwadze, przez co czerwienieje jeszcze bardziej. 
- Palant Haru - precyzuje zjadliwie, sięgając po swoją piłkę. - Obyśmy się więcej nie spotkali - stwierdza sucho, oddalając się w bliżej nieokreślonym kierunku. 
- Ciebie też miło poznać... 
- Seyin - rzuca z oddali niedbale, nawet się nie obracając. Uśmiecham się pod nosem. Przymykam powieki, dotykając palcami własnych ust. Nadal nie wierzę w to co zrobiłem. Może to niewinny sposób na dokuczenie młodszemu, a może pijacki zmysł flirciarza, ale stało się. I nie czuję się winnym.

     
     Zataczając się, wracam do domu. Nie jestem na tyle pijany, by zapomnieć własnego adresu. Ten spacer uświadamia mi, że w ten letni wieczór, po raz pierwszy pocałowałem chłopca, który zaintrygował mnie bardziej niż jakakolwiek kobieta. W ten letni wieczór, przypominający kadr z komedii romantycznej, poznałem kogoś, kto jak w starym filmie zapisanym na kasecie VHS, miał pojawić się w moim życiu jeszcze nie raz, zmieniając je doszczętnie. Miał zagościć w nim na dobre, uświadamiając mnie o mojej drugiej stronie. I chociaż za wiele nie pamiętam, a te wspomnienie może być dużo bardziej zniekształcone niż kojarzę, ten pocałunek był prawdziwy. Nie pomyliłbym go z żadnym innym. Tak jak jego wyjątkowego zapachu, szczerego uśmiechu i żywego błękitu oczu, których nie da się pomylić z niczyimi innymi. Tak jak stara fotografia ukryta między kartami zeszytu z nutami, przypominająca mi o tym, co nas kiedyś łączyło. Letnie wieczory są jak dawno opowiedziane historie. Nie do końca prawdziwe, ale zostające w pamięci na zawsze.  

Stara fotografiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz