#𝟟

11 1 0
                                    

📼📼📼

     Przeklęty, senny koniec listopada. Nie pozwala się wyspać. Poranki są ciemne, wieczory na domiar złego mokre. Robi się zimno i pogoda wydaje się być ciągle smutna. Szkoła w listopadzie, to chyba jakiś żart. Przeciągam się niedbale, czekając na kogoś ze swojej paczki. Jak to możliwe, że to ja zawsze jestem pierwszy, chociaż robię wszystko, by tak nie było? Najwidoczniej w byciu leniem, wszyscy przewyższają mnie o głowę. Siedzę już tak piętnaście minut, obserwując mijających mnie w pośpiechu uczniów. Nigdzie nie ma śladu moim kumpli. Znów jestem tu sam. Zerkam na wyświetlacz telefonu. Zero nowych wiadomości. Wzdycham. Rozciągam nogi, opierając je na ławce niższego piętra "trybun". Mam naprawdę dobry humor, skoro moja cierpliwość jest aż tak solidna. Jeszcze nie zadzwoniłem ani raz, do któregokolwiek z nich. Dam im czas. Wbrew pozorom, cisza dobrze mi zrobi.
     Na horyzoncie wzroku, majaczy mi znajoma, złota czupryna. Moje serce przyśpiesza nieznacznie. Ożywiam się, uśmiechając pod nosem. Nagle zapominam o tych wszystkich obelgach klarujących się w mojej głowie, którymi zamierzałem obrzucić resztę gangu i pozwalam sobie skupić się tylko na nim. Moje złote oczy śledzą każdy jego krok. Patrzę jak porusza się płynnie, manewrując między zgarbionymi dzieciakami. Mam wrażenie, że swoją osobą rozświetla cały ten szary budynek. Nie zauważa mnie. Wchodzi do łazienki. Zagryzam dolną wargę, rozglądając się dyskretnie wokół. Nikt mnie nie obserwuje. Zrywam się z miejsca, ruszając za nim. Nikt mnie nie śledzi. Poza tym nie wydaje mi się podejrzane, bym chciał skorzystać z toalety. Moje prawdziwe motywy, są jednak trochę bardziej niecne. Przyśpieszam. Nie mogę pozbyć się już tego silnego pragnienia zawrócenia mu w głowie i zburzenia jego spokoju dnia dzisiejszego. Wkraczam dumnie do środka, trzaskając drzwiami by zwrócić na siebie uwagę. Podskakuje w miejscu, odwracając głowę w moją stronę. Pąsowieje, błyskawicznie zapinając rozporek swoich spodni. Nie umyka to mojej uwadze. Dwóch uczniów, rozmawiających dotąd przyciszonym tonem w kącie pomieszczenia, przemyka błyskawicznie do wyjścia, nie chcąc narazić się na moją nieprzychylność. Właśnie dlatego tak dobrze jest być mną. Boją się mnie. To czasem przydatne.  
- Ale mnie wystraszyłeś - mówi Seyin, podchodząc do umywalki. Uśmiecham się, zadowolony z faktu, że zostaliśmy sami. Ostrożnie zbliżam się w jego kierunku, nie spuszczając z niego wzroku. Ważę każdy krok, skradając się niczym drapieżnik w stronę swojej ofiary. Zatrzymuję się dopiero tuż za nim, śledząc odbicie jego niebieskiego spojrzenia w lustrze. Dyskretnie wciągam zapach jego ciała, wywołując gęsią skórę, w miejscu, w którym mój nos styka się z jego szyją. - Właśnie miałem do ciebie dzwonić - wyjaśnia pośpiesznie, już dobrą minutę mocząc swoje dłonie. Jakby zmywanie naturalnej flory bakteryjnej miało być lekarstwem na stres. Posyłam mu mroczny uśmiech, zerkając taktownie na drzwi. Czysto. Wgryzam się z przyjemnością w jasną skórę, zostawiając na niej ślad po własnych zębach. Syczy nieznacznie, przymykając powieki.  
- Chcę zobaczyć, jak wyszło - żądam, przesuwając językiem pod jego uchem. Wzdryga się, a wszystkie drobne, jasne włoski na jego karku, zabawnie unoszą się w górę. Przyciąga ramię do ucha, próbując się przede mną bronić. 
- Pokażę ci potem - informuje mnie, kontynuując mycie dłoni. Zagryzam dolną wargę, układając dłoń na jego brzuchu. Wzdryga się, zaskoczony moim dotykiem. Niedbale sunę nią w górę, przez pierś, aż do jego podbródka. Chwytam za niego stanowczo, zmuszając by przyjrzał się bliżej naszemu wspólnemu odbiciu. Milczy, uchylając lekko usta. Sięgam palcami drugiej dłoni za dekolt jego swetra, zaglądając pod opatrunek na plecach. Wierci się, dotykając mojego policzka. Prycham, gdy moczy moją twarz, po czym znów wgryzam się w jego kark. Nie może powstrzymać okrzyku zaskoczenia. Jasne oczy zachodzą mgłą.
- Tylko trochę... - mruczę niepokornie, zasysając delikatną skórę szyi. Błędne spojrzenie pada wprost na odbicie moich własnych oczu. Zostawiam czerwony ślad, liżąc go z zachwytem. Podoba mi się to, że taki drobny znak jest sposobem na oznaczenie terenu. Należy do mnie. Nie pozwolę nikomu innemu go dotknąć. Wydaje się rozumieć rzuconą przeze mnie aluzje. Wzdycha cicho, rozluźniając się nieco. Dźwięk otwieranych drzwi, wmurowuje nas obu w podłogę. Odskakuję gwałtownie od blondyna, wsuwając niedbale ręce do kieszeni skórzanej kurtki. Dziękuję Bogu za to, że wchodzący zagadał się z kimś na korytarzu i nie widział tego, co robiłem jeszcze chwilę temu. Zerkam na Seyina. Wbija wzrok w swoje dłonie, zaciskając usta. Na chwilę spogląda w lustro. Wykorzystuję okazję. Puszczam mu perskie oczko, unosząc drwiąco jeden kącik ust. Zamiera, zwilżając końcem języka górną wargę pod wpływem stresu. Gość, który wszedł do łazienki, staje przy pisuarze, cicho załatwiając swoją potrzebę. Krążę wokół jasnowłosego, co rusz wrogo zerkając na zestresowanego ucznia. Spogląda na nas ukradkiem, przyglądając mi się z lękiem. - Booo! - rzucam w jego stronę obojętnie. Podskakuje, natychmiast zapinając swoje spodnie. W pośpiechu myje dłonie, po czym wyciera je o materiał jeansów na udach i wybiega z łazienki. Seyin parska cichym śmiechem, przyglądając się mojej kwaśnej minie. Rozbawiony sięga po listek ręcznika papierowego, cały czas śledząc moje odbicie. Zaintrygowany obserwuję jak schyla się, by wyrzucić zgnieciony skrawek do kosza. Wykorzystuję okazję, dociskając jego biodra do umywalki. Sapie cicho, gdy wsuwam język za dekolt jego swetra na karku. Sięga ramionami do mojej szyi, wtulając plecy w moje ciało. Oplatam go w pasie, delektując się jego bliskością. 
- Ktoś nas zobaczy - upomina mnie, nie brzmiąc jednak wystarczająco przekonująco. Wzruszam ramionami, składając drobne pocałunki na jego szyi. Dmucham mu do ucha, wywołując gęsią skórkę. Znów przyciąga ramię do policzka, próbując bronić się przed łaskotkami. Nieustępliwie ściskam płatek jego ucha zębami.. 
- Więc pilnuj drzwi - poganiam go, uśmiechając się zawadiacko. Obraca się do mnie twarzą, ściągając gniewnie brwi. Zmieniam pozycję, wsuwając kolano między jego uda. Jego źrenice rozszerzają się pod wpływem zaskoczenia. Unoszę sugestywnie jedną brew, mocniej napierając na jego drobne ciało. 
- Haru, nie sądzę by to był... - próbuje nieśmiało, nie mogąc powstrzymać rumieńca wpływającego mu na twarz. Nie daję mu zaprotestować. Łączę nasze usta, chwytając go za podbródek. Uchyla niepewnie wargi, wpuszczając mnie do środka. Brutalnie wdzieram się językiem, zapominając o otaczającym nas świecie. 
     To trwa zaledwie chwilę. Najwidoczniej świat nie chce, żebyśmy o nim zapomnieli. Szkolny dzwonek ściąga mnie na ziemię, przypominając o tym, że igramy z ogniem, manifestując swoją bliskość w miejscu publicznym. Robię taktowny krok w bok, oblizując usta. Dyszy, spoglądając na mnie mglistymi, niebieskimi oczami. Sięgam kciukiem do lewego kącika jego ust, ścierając z niego resztki własnej śliny. Drży, próbując zebrać myśli.
- Powinienem iść... - traci skupienie, błądząc wzrokiem po pomieszczeniu. - No, na tą... - kiwam kpiąco głową, nie mogąc powstrzymać uśmiechu. Czerwienieje, sięgając palcami do łopatki. 
- Zapomniałeś co masz w planie? - pytam złośliwie, splatając ramiona na piersi. Prycha, sięgając po plecak, stojący do tej pory smętnie pod ścianą. 
- Idę Haru - oznajmia odważnie, uderzając mnie wrogo barkiem. Chwytam go za przedramię, po raz ostatni muskając jego spuchnięte od wcześniejszego pocałunków wargi. Milczy, przestępując z nogi na nogę. 
- Nie drap tatuażu, dzieciaku - upominam go. Uchyla usta, jakby zamierzał coś powiedzieć, ale nie potrafi znaleźć odpowiednich słów. Parskam śmiechem, patrząc jak obraca się i wychodzi, trzaskając drzwiami. Uśmiecham się, odkręcając korek kranu z zimną wodą. Zraszam twarz, próbując ochłonąć. Sam nie jestem pewien jak to możliwe, że dałem się ponieść głupiemu pragnieniu w takim miejscu. Zagryzam dolną wargę. Emocje, które we mnie wyzwala, robią się naprawdę niepokojące. Zwykle nie boję się igrać z niebezpieczeństwem, ale to mogłoby zrujnować nas obu. To ostatni rok. Muszę dać sobie czas. Lubię tego dzieciaka na tyle, że nie chcę psuć mu reputacji. Wolałbym, żeby wszystko pozostało między nami, dopóki obaj mamy coś do stracenia. Jak wiadomo, po szkole zmienia się pogląd na świat. Przeczesuję niestarannie włosy, dodając tym sobie chłopięcego uroku. Wychodzę, zostawiając obawy za sobą. Dopóki jesteśmy ostrożni, wszystko jest w jak najlepszym porządku. 

Stara fotografiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz