#𝟙𝟝

9 2 0
                                    

📼📼📼

      Mija trochę czasu od sytuacji, która pogrzebała nasze nadzieje. To ja zdeptałem to uczucie i chciałem wziąć na siebie całą odpowiedzialność, ale on najzwyczajniej w świecie nie dał mi do tego prawa. Po prostu zapadł się pod ziemię. Żadna próba kontaktu, ani nawet wystawanie pod jego domem nie sprawiło, że się do mnie odezwał. Stałem się martwy dla kogoś, kogo kochałem. Nie mogłem tego znieść. Jakbym nie istniał. Jakby nigdy nie pojawił się w moim życiu. Skończyłem szkołę, tak jak planowaliśmy. Wychowawca był bardzo niezadowolony, gdy wręczał mi świadectwo, ale ostatecznie nie powiedział do mnie ani słowa. Z jakiegoś powodu, nadal miałem cichą nadzieję, że któregoś dnia Seyin się do mnie odezwie, chociażby gratulując mi ukończenia roku bez wyroku sądowego. Nic bardziej mylnego. Telefon milczał, a czas mijał.
     Któregoś z chłodnych wieczorów, wystając jak zawsze pod jego domem, zrozumiałem, że nikt już w nim nie mieszka, a ja wciąż próbuję się łudzić, sądząc, że chce bym odszedł i pozwolił mu żyć po swojemu. Ale to był fakt. W oknach wciąż panował mrok. Nikt nie wchodził, ani nie wychodził. Budynek był pusty i nie mogłem zrzucić tego już na alkohol, czy szaleństwo. Dotąd próbowałem nie zwracać uwagi na białą tabliczkę wywieszoną na drzwiach, bo nie chciałem w to wierzyć. Nie umiałem o nim zapomnieć i nie znosiłem faktu, że nic już nas nie łączy. Niedługo zajęło mu odejście bez pożegnania. Bez żadnych wieści. Jakbyśmy nigdy nic dla siebie nie znaczyli. Nie dał mi szansy. Chciałem go przeprosić. Wyjaśnić, ale on... teraz wydaje się być tylko obiektem mojej wyobraźni. To nic nadzwyczajnego. Już wcześniej udało mi się zauważyć, że gdy pojawia się problem, on po prostu się wycofuje. Może powodem tego było, że problemy sprawiałem mu głównie ja? Łatwo było zostawić mnie za sobą, jeżeli utrudniałem mu pójście dalej. I może gdybym powstrzymał się tamtego dnia od gwałtownej reakcji, teraz chociaż posłuchałby co mam mu do powiedzenia. Ale pozostaje mi tylko stać i patrzeć, jak wszystko co znałem znika. Jak moja naiwność zderza się z rzeczywistością. Jak każdy kto znaczył dla mnie więcej, niż ja sam dla siebie. Odchodzi. Jak nie jestem wart tego, na czym mi zależy. Jak wszystko burzę swoją niedojrzałością.  
     Wbijam puste spojrzenie w miejsce po plakacie, które wypełniłem jego zdjęciami. Nie muszę się już martwić, że ktokolwiek z paczki wpadnie tu bez zapowiedzi. Rozpoczynam dorosłe życie. Właściwie większość z nas rozpoczyna. Nie potrzebują już mnie. Jestem dla nich reliktem. Pełnym dobrych rad i wyciągającym z najtrudniejszych kłopotów. Ale nadal przeszłością. Nadchodzą nowe czasy. Powinienem to zrozumieć już dawno temu. To nie znaczy, że stracili do mnie szacunek. Po prostu... Wszystko się popieprzyło. Zawsze widziałem tylko jeden kierunek. Teraz zbieram żniwo własnych błędów. Boję się znaleźć pracę i oddać normalności. Boję się zaczynać życie bez niego. Bez Seyina to wszystko jakoś nie ma większego sensu. To co kiedyś dawało mi radość, jest teraz beznadziejną koniecznością. Nawykiem. Brakuje mi go. Sprawiał, że się śmiałem. Nieistotne jak bardzo beznadziejna sytuacja była między nami, zawsze stał obok. Wrył się w moją pamięć. Obserwuję jak Tesha siada na skraju mojego łóżka, poklepując mnie po udzie. Spoglądam na nią znużony, mrużąc powieki. Bierze głęboki wdech, przymierzając się najwidoczniej do długiej przemowy. Wiem co chce powiedzieć, a jednak nie wzbudza to we mnie żadnych emocji. Wiem, że ma rację. Cokolwiek nie powie. W takich sytuacjach zwykle ma. Nawet jeżeli nigdy jej tego nie powiem. 
- Możesz pomóc w moim salonie, dopóki nie znajdziesz normalnej pracy. Zawsze dawaliśmy sobie we dwoje razem, więc i tym razem nie będzie to... - nie mogę ukryć zaskoczenia. Spodziewałem się czegoś zupełnie innego. Tak bardzo przywykłem do wyrzutów z jej strony, że gdy obdarza mnie tak uprzejmą propozycją, nie wiem jak się zachować. Uśmiecham się niezręcznie, sięgając palcami jednej dłoni do karku. Być może odciąga niewygodny temat, badając moją reakcję, ale mam wrażenie... może nie powinna?
- Nie no, luz. Kontaktowałem się już z chłopakami, z którymi pracowałem w sezonie letnim. Mają coś dla mnie, a dodatkowa kasa wpadnie z występów w barze - informuję ją, wzruszając obojętnie ramionami. Marszczy brwi, zakładając różowy kosmyk włosów za ucho. Bez makijażu i tych wszystkich kolczyków, nie wygląda aż tak tragicznie. Mógłbym się pokusić nawet o stwierdzenie, że jest ładna. Przynajmniej bardziej niż jakiś czas temu. Pół życia troszczyła się o mnie i próbowała wychować na dobrego człowieka, samemu będąc jeszcze nastolatką. Teraz... jestem jej wdzięczny. Za wszystko. - Znaczy... znajdę coś na stałe, nie przejmuj się - uspokajam ją, widząc poziomą zmarszczkę formującą się na jej czole. Ale nawet po moich zapewnieniach, nie znika.
- Nie to cię gryzie, co? Co się z wami dzieje? - unoszę pytająco brew, udając, że nie rozumiem co ma na myśli. Myliłem się. Nie jestem gotowy na rozdrapywanie starych ran. Najwidoczniej nie jest wystarczająco stara, nawet po upływie tak dużej ilości czasu. - Nie widziałam Seyina już od... - prycham, nie dając jej dokończyć. Nie wiem co miałbym jej powiedzieć. Nie chcę się załamywać. Nie jestem z tych, co narzekają pod nosem na swój beznadziejny los. Ogólnie rzecz biorąc, na samą myśl o nim, zaczynam się irytować. Jak zwykle jego imię wywołuje we mnie skrajne emocje. Mimo walenia serca, zaciskam usta. W tej chwili moich uszu dobiega dźwięk wiadomości przychodzącej na telefon. Błyskawicznie zrywam się do siadu, sięgając po niego pod poduszkę, na której leżałem. Moje źrenice rozszerzają się, gdy czytam dwa krótkie zdania.

Stara fotografiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz