#𝟠

15 1 0
                                    

📼📼📼

     Siedzę pod ścianą szkolnej hali sportowej. Dziś jestem tu sam. Potrzebowałem wykorzystać nadmiar energii na coś pożytecznego. Chciałem zebrać myśli i zastanowić się nad tym, co zamierzam dalej. Po tym co się stało, wszystko rysuje się inaczej. Trochę mnie to przerasta. Chwytam za rąbek koszulki, by otrzeć swoje spocone czoło. Odsłaniam brzuch. Stojące pod ścianą nastolatki, przyglądające mi się dłuższą chwilę, wzdychają głośno. Rzucam im pytające spojrzenie. Rozlega się głośny pisk, kaleczący moje bębenki. Wzdrygam się, chowając twarz w dłoniach. Żałuję. Potrzebuję więcej spokoju. Tu go nie znajdę.  
     Pocieram zirytowany obolałą skroń, oddychając głęboko. Do bani jest mieć dwa wuefy pod rząd. Nienawidzę szkoły. Z przyjemnością odliczam czas do przerwy świątecznej, z nadzieją, że pod naciskiem moich mentalnych próśb zacznie się szybciej. Potrzebuję odpoczynku. Jestem już zmęczony tymi wszystkimi zajęciami, a zwłaszcza udawaniem, że... Ktoś dźga mnie palcem pod żebro. Drgam, unosząc niechętnie wzrok. Natychmiast rozpromieniam się na widok blondyna. Wsuwa dłonie do kieszeni zimowej kurtki, uśmiechając się delikatnie. Czuję, jak robi mi się milej na sercu. 
- Wracam do domu - informuje mnie. Mrużę powieki, posyłając mu drapieżne spojrzenie, którego trwale unika. Wygląda na zakłopotanego, przez co tworzy się między nami nieprzyjemny dystans. Nie podoba mi się to.
- Zaczekasz na mnie - bardziej oznajmiam, niż pytam. Wzdycha zrezygnowany, spoglądając na mnie dosłownie z góry. To również jest niekomfortowe. Unoszę się do pionu, stając naprzeciw niego. Przewyższam go niemal o głowę, ale mam wrażenie, że i tak jest wyższy niż ostatnio. 
- Odpada Haru, ojciec zjeżdża dziś z delegacji do domu, dlatego... - wsuwam dyskretnie dłoń do jego lewej kieszeni. Milknie, kiedy ściskam ostrożnie jego lodowate palce. - Nie mogę - oznajmia skruszony, wbijając wzrok w swoje buty. Wzdycham, chwytając drugą dłonią rękaw jego kurtki. Zaczynam ciągnąć go w bliżej nieokreślonym kierunku, gdzie mam nadzieję mieć więcej prywatności. Zawiedzione uczennice, spoglądają za mną tęsknie. Irytujące. Stajemy przy drzwiach prowadzących do męskiej łazienki. Rozglądam się niespokojnie. Pusto. Wpycham go nazbyt brutalnie do środka jednej z pustych kabin, zamykając za nami drzwi. Nerwowo poprawia troki plecaka. - Chyba powinniśmy przystopować, dopóki nie wyjaśnię ojcu, że... - nie mam zamiaru tego słuchać. Łączę nasze usta, oddychając z ulgą. Potrzebowałem tego. Wplatam palce w jego włosy, przeczesując miękko do tyłu. Ani drgnie. Rodzi się między nami dziwne napięcie, które kumuluje się, odkąd wyszedł z mojego mieszkania tamtego dnia. Mam wrażenie, że ostatnio oddala się coraz bardziej, a ja nie mogę nic na to poradzić. Brakuje mi go. Obejmuję czule dłonią jego policzek, zupełnie nie nachalnie splatając nasze języki. Sapie cicho, nieśmiało wtulając się w moje ciało.
- Kurwa, jak ja cię kocham - szepczę do jego ucha, otrzymując w nagrodę pełen dezaprobaty uśmiech. Zdążyłem już zapomnieć, jak czuję się w jego obecności. Jestem chyba najszczęśliwszą osobą na ziemi, mogąc z dumą oświadczyć, że jest mój. Nikt poza mną, nie jest w stanie wywołać tak pięknej reakcji jego ciała. Nikt poza mną nie widział płomiennego spojrzenia, gdy dotykałem najbardziej intymnych miejsc na jego ciele. Chciałbym, by każdy jego pierwszy raz należał do mnie. Niczego więcej nie pragnę, niż być przy nim na zawsze. - Nawet nie miałem wcześniej okazji zapytać, jak się czujesz? - mówię z troską, sięgając dłonią do zwieńczenia jego pleców. Wzdryga się, oblewając krwistym rumieńcem. Wygląda na poważnie zażenowanego. To na swój sposób urocze. Z każdym gestem kocham go bardziej. To bardzo proste, odkąd to zrozumiałem. 
- Nie pytaj o takie rzeczy! Próbujesz mnie zawstydzić?! - syczy, gwałtownie obracając do mnie plecami. Wycofuje się. Wspieram ramię o drzwi, patrząc jak kryje twarz w dłoniach. Uśmiecham się, chwytając go za jedną z szelek od plecaka. Przyciągam go w swoją stronę, wtulając w ramiona. Ani drgnie. Dmucham subtelnie do jego ucha, sprawiając, że ściąga ramię do szyi by się obronić. Spogląda na mnie przez rozłożone palce dłoni. Parskam cichym śmiechem. Wzdycha. - Miałem kilka problemów z... no wiesz - stwierdza wymownie, nadymając usta. Marszczę brwi, unosząc tył jego kurtki, by odsłonić tyłek. Ślinię palec wskazujący, a źrenice jego niebieskich oczu rozszerzają się w niedowierzaniu. Wierci się, kiedy brutalnie przeciskam rękę pod paskiem jego spodni. - Przestań, Haru! Nie musisz robić aż tak dokładnych oględzin! - warczy buntowniczo, próbując odepchnąć moją dłoń. Niewzruszony dotykam jego lewego pośladka, kierując palec bezpośrednio do odbytu. Sapie, zagryzając zęby na rękawie własnej kurtki. - To boli! - warczy. Wzdycham, jeszcze chwilę badając reakcje jego zwieracza. Ostatecznie wysuwam palec, spoglądając na niego z ciekawością. Jego spojrzenie zachodzi mgłą, a krok powiększa się nieznacznie pod wpływem podniecenia. Uśmiecham się lekko, rzucając mu wymowne spojrzenie. 
- Wyglądasz na zdrowego - ironizuję. Prycha, wściekle obciągając kurtkę w dół. Nie mogę wyprzeć ze świadomości faktu, że ostatnio musiałem zrobić mu solidną krzywdę, skoro sprawiło to aż takie problemy z fizjologią. Powinienem być bardziej ostrożny. Powinienem częściej pytać o to, jak się czuje. Jednocześnie to on, powinien więcej mi mówić. Sięgam ostrożnie do jego policzka, zakładając zbłąkany kosmyk włosów za ucho. Odtrąca mnie poddenerwowany, zaciskając rozpaczliwie uda. W jego oczach czają się łzy. Uchylam usta. Jestem kretynem. Naraziłem go na upokorzenie. Ja... Nie potrafię inaczej.
- Odpieprz się, Haru! - charczy, odpychając mnie łokciem od wejścia. Szarpie się z zamkiem, próbując jak najszybciej wydostać na zewnątrz. Jego dłonie drżą. Wzdycham urażony, jednym, sprawnym ruchem otwierając przed nim drzwi. Nie chcę popsuć tego, co już mamy. Postanawiam go więcej nie drażnić. Wypada gwałtownie ze środka, od razu kierując się ku wyjściu z sali gimnastycznej. Rozglądam się dyskretnie wokół, podążając bezpośrednio za nim. Synchronizuję nasz chód, jednak nie równam z nim kroku. Snuję się za nim skruszony. Naturalnie, rozumiem, że popełniłem błąd. Po prostu się martwię. Mam powody, prawda? Zachowuje się naprawdę dziwnie. 
- Seyin! Nie dramatyzuj, prosiłem ci, żebyś więcej mówił o tym co się dzieje. Jesteśmy tylko ludźmi! - rzucam cierpliwie, nie potrafiąc przyznać się do głupstwa, które zrobiłem chwilę temu.  Prycha, obracając się przez ramię. Rzuca mi gniewne spojrzenie. Zatrzymuję się, pojmując aluzję. Wychodzi, trzaskając drzwiami.  
     Stoję pośród hali, wsłuchując się w dźwięk odbijanych wokół piłek do koszykówki. Zamykam oczy, biorąc głęboki wdech. Zdążyłem już zapomnieć, jak wiele nerwów kosztują związki i wszelkie relacje emocjonalne. Chociaż się do tego nie nadaję, nadal nie mam zamiaru zaprzepaścić tego co odkryłem. Podoba mi się bicie serca, gdy jest w pobliżu. Odkąd oddał mi wszystko co posiadał, nie potrafię od tak z niego zrezygnować. Czuję się uwięziony. Opętał mnie na tyle, na ile może ktoś tak intrygujący jak on. Nie pozwolę mu od tak się oddalić. Musi wziąć część odpowiedzialności, za to co zrobił. Zaciskam dłoń w pięść. Gdybym tylko potrafił przyznać się, jak bardzo mi na nim zależy... 
- Uważaj! - krzyczy ktoś, próbując ostrzec przed nadlatującą piłką do siatkówki. Uderzam w nią pięścią, odbijając tak mocno, że z trzaskiem pęka pod wpływem zderzenia ze ścianą. Zaskoczona dziewczyna, przygląda się zsuwającemu po ścianie dziurawemu sflaczałemu plastikowi. Prycham wściekle, zbierając w pośpiechu swoje rzeczy. Zanim ktokolwiek zdąży zadać jakiekolwiek pytania, już wymykam się ze szkoły, nie mając więcej ochoty na jakiekolwiek gry zespołowe. Zbyt wiele mam na głowie, by martwić się takimi błahostkami. Ktoś musi mi przypomnieć jak to było, zanim się poznaliśmy i wszystko wróci do normy. Nie mogę pozwolić mu sobą dyrygować. Nie mogę wszystkiego ograniczać do niego. A jednak... 

Stara fotografiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz