#𝟚𝟘

9 2 0
                                    

📼📼📼

      Wracając do domu po skończeniu swojej zmiany, podświadomie liczyłem, że moje słowa go odstraszyły. Wolałbym, żeby tak było. Chciałem, by się ode mnie odciął. To byłoby łatwiejsze dla nas obu. Ruszylibyśmy wreszcie do przodu. Przestalibyśmy się męczyć z relacją bez dialogu. Tak naprawdę byłoby lepiej. Między nami od dawna nie ma niczego, poza wątpliwym zapewnieniem o miłości, która nie istnieje. Coś jednak nadal ciągnie mnie do niego, a jemu nie pozwala odejść. 
     Kiedy wchodzę do mieszkania, jest zadziwiająco cicho. Mam straszne przeczucia, które wcale mnie nie mylą. Gdy wchodzę do pokoju, wszędzie panuje bałagan. Wyrzucone z szafy ubrania leżą na podłodze w towarzystwie pustych puszek po tanim piwie. Część starych zeszytów i zapisanych kartek piętrzy się na biurku, gotowe w każdej chwili runąć na podłogę. Mój wzrok w pierwszej kolejności pada na pościel zwiniętą w kłębek u jego stóp, zaraz potem na niego samego. Siedzi pośrodku łóżka, ubrany zaledwie w moją starą, zapomnianą bluzę, która jest dla niego definitywnie za duża. Otaczają go wszystkie nasze stare zdjęcia, których nie mam odwagi, albo po prostu nie chcę wyrzucić. Przełykam ślinę, patrząc na miejsce, w którym dotąd znajdowała się część z nich. Jest puste. 
- Seyin? - udaje mi się wykrztusić pod wpływem zaskoczenia panującym wewnątrz chaosem. Zaraz potem następuje uzasadniona irytacja. Zanim jednak zdążę powiedzieć cokolwiek więcej, przenosi na mnie puste spojrzenie, pociągając spory łyk z puszki, którą dotąd gniótł w dłoniach. 
- Nie gniewaj się na mnie - prosi cicho, unosząc tyłek z materaca. Mechanicznie zamykam drzwi zaraz po wejściu do środka, jakbym bał się, że ktokolwiek będzie mógł zobaczyć go w takim stanie. Nie wydaje mi się, żeby myślał trzeźwo i raczej nie jest do końca świadom tego co robi. 
- Ile wypiłeś? - pytam, a mój głos brzmi bardziej srogo niżbym chciał. Klęka na materacu łóżka, wychylając się w moją stronę. Wstrzymuję oddech, dostrzegając jak bardzo bezwstydnie wygląda, klękając w ten sposób.
- Wszystko co miałem - oświadcza, po czym przygryza dolną wargę. Jego oczy błyszczą pod wpływem upojenia, a policzki robią się lekko różowe. Chciałbym się na niego wściekać, ale po raz pierwszy naprawdę nie potrafię. Zirytowany jego nieodpowiedzialnością i własnym wahaniem, zsuwam z siebie kurtkę, rzucając ją byle jak na fotel. Staję tyłem do łóżka, próbując przez chwilę zebrać myśli. Błyskawicznie zasłaniam okno, odbierając innym możliwość zobaczenia tego, co rozgrywa się między nami. Wtedy jego dłonie pojawiają się znikąd, przesuwając po moich biodrach, a następnie splatając na brzuchu. 
- Nadal tu jesteś, co? Mogłeś uciec i...
- Wolałbyś, żebym odszedł? - przerywa mi, a jego ciepły oddech owiewa moją skórę karku. Wzdycham, pocierając zmęczone skronie. Śmierdzi od niego piwem. Nie powinienem. Prowokuje mnie. Odpycham jego ręce, ściągając znoszoną całym dniem koszulkę. Jego usta niemal natychmiast atakują moją skórę ramion i barków. Wzdycham ponownie, chcąc walczyć z tą pijacką natarczywością. 
- Przestań, Seyin - stwierdzam ostro, stając z nim twarzą w twarz. Jego oczy automatycznie stają we łzach, a dolna warga zaczyna drżeć. 
- Nie masz ochoty? Ale powiedziałeś, że... 
- Nie w ten sposób! Nie tak! Zdradziłeś mnie! Powinniśmy najpierw... - no właśnie, co? Porozmawiać? Czy kiedykolwiek rozmawialiśmy o tym, co naprawdę jest między nami? Jeżeli sięgnę pamięcią do naszych wspólnych momentów, pamiętam zaledwie kłótnie i wzajemne wyrzuty. Między nami jest tylko namiętność i potrzeba. Czy to miejsce na miłość? Nie wiem. Kiedyś było między nami inaczej. Wszystko się zjebało już dawno temu. Ta relacja zabija nas obu. A jednak ciągle mam wrażenie, że go kocham. Po tym wszystkim co mu zrobiłem, co on zrobił mnie... - Co ty do cholery odpierdalasz?! Zachowujesz się jak...
- Tak, jak wszyscy mnie widzą! - wybucha, opadając tyłkiem na skraj materaca. Zanim spostrzegę, już kryje twarz w dłoniach. Oblizuję wargi, wsuwając dłonie do kieszeni spodni. Nie bardzo wiem, co powinienem zrobić. Chcę być na niego wściekły. Zdradził mnie nie pierwszy raz. Nie powinienem po raz kolejny dać się wciągnąć w jego gierki. Nie powinienem dawać mu kolejnej szansy. Obiecałem sobie dorosnąć. Zmieniłem się. Dla niego zmieniłem się w kogoś, kogo potrzebował, a on i tak wymienił mnie na kogoś innego. I widząc go w tym stanie, jak drży z powodu złości i czegoś, o czym mi nie mówi, nie umiem myśleć racjonalnie. Nawet nie zdaje sobie sprawy w jak wielkie sidła mnie uwikłał. Nienawidzę go, ale nie chcę, żeby zniknął. 
- Masz... - waham się, ściągając brwi w irytacji. Nie tak miało to wyglądać. Miałem wreszcie powiedzieć mu, żeby się zdecydował. Miałem zmusić go do wyboru. Zapewnić, że nadal jestem po jego stronie i sprawić, żeby wszystko było jak dawniej. Jednocześnie chciałem pokazać mu, że nadal należy do mnie. Tymczasem... Stoję tu, patrząc jak obnaża się przede mną ze swoich słabości, nadal nie mówiąc co tak bardzo psuje go od środka. To ja? To moja wina? Jest coś jeszcze? Kłopoty z ojcem? Nowa szkoła? Ten drugi... - [...]Jakieś problemy? - dorzucam ostrożnie, drapiąc się nerwowo po karku. Czuję się naprawdę skrępowany jego zachowaniem. Jego strojem. Jego... po prostu jego obecnością. Niedbale przesuwam wzrokiem po jasnej skórze jego nóg, uświadamiając sobie, że cały ten czas, gdy nie było mnie w domu, on tylko dodawał sobie odwagi. Wszystkie te rzeczy znalazły się na podłodze nie bez powodu. Chciał, żebym znów zobaczył go atrakcyjnym. Sposób w jaki go potraktowałem totalnie go złamał. Przygryzam dolną wargę, próbując zdusić w sobie chęć dotknięcia jego ciała. Tego też nie potrafię. Sięgam palcami do jego podbródka, zmuszając by spojrzał mi w oczy. Chcę, żeby powiedział, że moje obawy są głupie. Chcę się mylić. Naprawdę mam tego po dziurki w nosie. Wyraz jego spojrzenia, niemal zwala mnie z nóg. Nigdy wcześniej... nie widziałem go tak smutnego. To moja wina? Jak wiele razy jeszcze go skrzywdzę?
- Każdy ma jakieś kłopoty, prawda? - rzuca pusto. Pochylam się nad nim, nie mogąc oderwać wzroku od jego bladych, ciepłych ust. - Kochasz mnie jeszcze? - szepcze, gdy nasze nosy dzielą zaledwie centymetry. Zapach alkoholu nie przeszkadza mi aż tak bardzo, gdy miesza się z jego własnym. Jego usta niemal proszą bym znów objął je w posiadanie. 
- Nigdy nie przestanę - podpisuję swój wyrok, który pieczętuje, wieszając mi się na szyi. Uznaję to za przyzwolenie i namiętnie atakuję jego wargi, przewracając nas obu na łóżko. W tym pocałunku czuję więcej Seyina, niż kiedykolwiek mi na to pozwolił. Niczego nie udaje. Jest prawdziwy. To pierwszy raz, kiedy rozumiem, że jest inny. Pierwszy raz, kiedy uświadamiam sobie, że wcale go nie znam. Pierwszy raz od początku całej naszej historii, kiedy chcę go zrozumieć. Poznać. Nawet takiego. Takiego, jakiego stworzyłem sam. Teraz rozumiem, że jestem w stanie oddać wszystko, byle tylko zatrzymać go przy sobie. Nie chcę go tracić. Nie chcę, by miał go ktoś inny. Chcę kłamać, że nie podoba mi się jego zachowanie, ale nie mogę. Każda jego odsłona jest dla mnie jak płomień, który daje nadzieję i powoli rozpala moje uczucie. Wiem, że powinienem go nienawidzić, ale nie chcę. Wiem co sobie obiecałem, ale czy to ważne? Pieprzę zasady. Nigdy nie trzymałem się żadnej reguły. Zawsze działałem impulsywnie. Wielokrotnie mnie to gubiło. Tym razem jestem w stanie zaryzykować wszystko, byle tylko udowodnić, że nie umiemy bez siebie żyć. 
- Nie chciałem cię skrzywdzić. Ja po prostu... czuję się taki... - jąka się, gdy mój język bezceremonialnie zsuwa się po jego szyi. Nie obchodzi mnie jego tłumaczenie. Nie chcę tego słuchać. Nigdy nie słuchałem. Tym razem także nie mam zamiaru. Prycham ostrzegawczo, zsuwając się w dół jego ciała. Drga zaskoczony, kiedy po raz pierwszy odznaczam zębami ślad na wewnętrznej stronie jego uda, bardzo blisko kroku. 
- Wiem dzieciaku, zawsze tu jestem - szepczę, zaczepiając nosem o rąbek mojej własnej bluzy, zwijającej się na jego brzuchu. Na jego biodrze gości siny ślad, który nie należy do mnie. Mrużę powieki, zasysając jego skórę w tym samym miejscu. Dociera do mnie zaledwie okrzyk jego zdziwienia, bo umysł przysłania narastająca z każdą chwilą zazdrość. Nie mogę znieść myśli, że usta innego dotykały tego samego miejsca. Nie zniosę tego. To miejsce, tak jak każde inne na jego skórze, ma tylko jednego właściciela. Jestem nim ja. Nikt więcej. 
- Boli - jęczy, próbując odepchnąć moją twarz. Obrzucam go krytycznym spojrzeniem, zaciskając zęby na siniejącej skórze. Wierci się, błagając, żebym przestał. Kiedy kończę, nie pozostaje nawet ślad, po tym co zrobił ten drugi. Składam czuły pocałunek na krwawym siniaku, który po sobie pozostawiłem. Dyszy ciężko, zaciskając palce na moim ramieniu. 
- Zapomnę o tym i sprawię, że znów zrozumiesz, do kogo należysz - mruczę, przymykając powieki. Przeczesuje palcami moje włosy, opadające lekko na czoło. Milczy dłuższą chwilę, intensywnie wpatrując się w moje oczy. Zamieram. 
- Są naprawdę straszne, Haru - szepcze, wytrącając mnie z równowagi i pobudzając jednocześnie jeszcze bardziej. Teraz wiem, że nie obchodzi mnie ten drugi. Nie pozwolę Seyinowi odejść.
     Zaledwie śmierć może rozdzielić nas na zawsze. Dzisiejszej nocy, tak jak przez każdą kolejną, chcę słuchać jak błaga mnie o więcej i krzyczy moje imię. Tylko moje, nikogo innego. Wielokrotnie wzbudza we mnie skrajne emocje, ale najbardziej zależy mi na tym, żeby zrozumiał, że przede mną nie ma ucieczki. 

Stara fotografiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz