#𝟙𝟞

9 2 0
                                    

📼📼📼

     Nigdy nie byłem dobry w pożegnaniach, a od naszego spotkania, które miało być tym ostatnim mija prawie miesiąc. Właściwie zdaję sobie sprawę, że obiecałem z tym skończyć, ale nie chcę. Potrzebuję go. Tylko czas nie pozwala mi go odzyskać. Praca absorbuje mi całe dnie i zwyczajnie nie mam okazji by jechać poza miasto, by móc normalnie z nim porozmawiać. Sam nie wiem, czy życzyłby sobie mojej obecności. Właściwie przez te dni, w których wciąż utrzymujemy kontakt poprzez wiadomości i długie rozmowy przez telefon, nigdy nie zaproponował mi, żebym wpadł do niego osobiście. Po tym co się wydarzyło, długo nie wiedzieliśmy jak się do siebie odzywać. To niewłaściwe. Żaden z nas nie wie, co tak naprawdę nas łączy. I jasne, nie można zaprzeczyć, że nasze uczucie jest silne, ale czy dość silne by nazwać je miłością? Jestem bezradny. Seyin... tłumaczy, że potrzebuje czasu. Nie próbuję naciskać, chcąc mu ufać. Z doświadczenia wiem, że nie potrafi działać pod presją i gdy czegoś od niego wymagam, zaczyna uciekać. Boję się, że tym razem mógłby zniknąć i nie pozwolić mi już się znaleźć. Dlatego chociaż jest to dla mnie trudne, nie wykonuję żadnego kroku. Nie umiem jednak odeprzeć wrażenia, że się izoluje, szykując na coś większego. Nie chcę nawet myśleć, że owe coś, jest po prostu ostatecznym zerwaniem kontaktu. Czuję się sfrustrowany, ale próbuję być cierpliwy. Sam nie wiem jak długo wytrzymam, bo palący adres jego nowego miejsca zamieszkania coraz częściej zmusza mnie do dokładnego studiowania czasu i trudności jakie musiałbym pokonać by do niego dotrzeć. Ta choroba toczy się w moich żyłach już zbyt długo. Nie wiem co mam o nim myśleć. Życie okazało się być trudniejsze niż sądziłem. Szczególnie, że próbuję myśleć o nas, podczas gdy on wciąż jest dzieckiem. Nie dojrzałem. Nie nadaję się jeszcze do tego, żeby prowadzić dorosłe życie. Ale bardzo chcę nazywać go tylko swoim.
     Wraca do szkoły i nie jest już jak dawniej. Nie wita mnie wiadomością, nie życzy miłego dnia. Powoli znika z mojego życia i znów sprawia, że zaczynam się martwić. Stopniowo przyzwyczaja mnie do myśli, że mógłbym go stracić. Wiem, że się nie mylę. Próbuje odejść. Ta myśl nie daje mi spokoju. Z dnia na dzień nabieram dystansu i czuję, że mogłoby nam się udać. Tym razem nic nie może już nas ograniczyć. Natłok pracy, jakiej się podejmuję nie pozwala mi na tak częste smsowanie. Potrzebuję pieniędzy. Jedyne co powstrzymuje mnie przed rzuceniem wszystkiego w cholerę i pogonią za sprzecznymi uczuciami, to myśl, że dzięki tej kasie będę mógł się stąd wyrwać i uczynić go szczęśliwym. Tak jak sobie obiecaliśmy. Nawet jeżeli już o tym nie rozmawiamy, podświadomie nie potrafię pozbyć się tego z głowy. To jedyny cel, jakiego się trzymam. Kiedy okazało się, że jestem już dorosły i muszę się czymś zająć, byłem zagubiony. Nie było go przy mnie, gdy zrozumiałem, że nic na mnie nie czeka i muszę wreszcie dorosnąć. Chyba najbardziej bolesne okazało się, że nie pytał. Ale czego miałbym oczekiwać, skoro nigdy dotąd nie dzieliliśmy się własnymi odczuciami? Kontaktuje się ze mną niespodziewanie, kiedy przygotowuję się do występu. Informuje, że czeka przed klubem, w którym dziś koncertuję. Wychodzę w pośpiechu, stając z nim twarzą w twarz. Jego włosy są krótsze od czasu, gdy widziałem go ostatnim razem. Ma narzuconą na ramiona cienką kurtkę, a w dłoni dzierży papierosa. Marszczę brwi, patrząc jak krztusi się, zaciągając raz za razem. Znam go na tyle, by wiedzieć, że nienawidzi dymu. Ale teraz stoi przede mną, zgrywając zimnego i obojętnego. Jakby za wszelką cenę próbował udowodnić coś sobie i otoczeniu. Odpycha spojrzeniem. Ludzie mijają go zniesmaczeni, gdy niecierpliwie wybija rytm stopą na chodniku. Staję naprzeciw niego, mrużąc powieki. Wycieram dłonie w materiał jeansów na pośladkach. Uśmiecha się... dziwnie. 
- Co tu robisz? Nie chciałeś mnie... - bez słowa wyrzuca papierosa i łączy nasze usta. Nie jestem w stanie zareagować. To dzieje się zbyt szybko. Zaskoczony otwieram szerzej oczy, rozglądając się wokół. Wszyscy na nas patrzą. Odpycham go gwałtownie, ocierając wargi wierzchem dłoni. Zatacza się, próbując odzyskać równowagę.
- Wiedziałem - parska ironicznym śmiechem, odchylając głowę w tył. Spogląda w ciemne, pochmurne dziś niebo. Jest już naprawdę późno i nie wierzę, że przyjechał do miasta tylko po to, by mnie zobaczyć. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że próbuje coś mi przekazać, ale nie umiem zrozumieć o co chodzi. - Nigdy się nie zmienisz, Haru - stwierdza oschle, podnosząc na mnie wrogie, jasne spojrzenie. Zamieram, zaskoczony jego tonem. To test? Zaciskam dłonie w pięści. Bawi się mną. Próbował mnie sprawdzić, a ja poległem na całej linii. Jak nisko już upadliśmy? Jest pewny. Głupiec. Sam próbuje się przekonać, że mnie nie potrzebuje. - Teraz wiem, że...
- Wiesz co?! - wybucham, chwytając go za poły kurtki. Stawiam go naprzeciw siebie, mocno zaciskając palce na materiale tuż przy szyi. Śmieje się. Zachowuje się jak szaleniec, a jego oczy są zimne. - Przychodzisz tutaj po kolejnym miesiącu nieobecności w moim życiu i zachowujesz jak dziecko! Chcesz, żebym wyleciał?! - jego źrenice zaczynają drżeć. W tej jednej chwili staje się maleńki w moich oczach. Moje serce uderza nieco szybciej, gdy jego wargi się uchylają. Zapomniałem już, jak bardzo potrafi być urokliwy.
- Bo... - urywa, oddychając coraz szybciej. - Liczyłem na to, że będziesz o mnie walczył i chociaż trochę się starał... Myślałem, że już dojrzałeś do...
- A ty dojrzałeś czy tylko urosłeś?! - wypalam lekkomyślnie, nie dbając już o obecność tych wszystkich ludzi. Niech patrzą. Nie obchodzi mnie co pomyślą. Większość z nich nawet nie kojarzy mojej twarzy. Mogę sobie grać na scenie, ale po zebranej kasie zawsze znikam. Seyin prycha, obracając głowę w bok. Unika mojego spojrzenia. Nie dam mu się wyprowadzić z równowagi. Nie po tym długim czasie, który miałem by wszystko sobie przemyśleć. Czego on właściwie chce?! Zaczyna mnie to strasznie męczyć. Zmienił się nie do poznania. Nie znam go takiego, jakim się stał. A może właśnie nigdy go nie znałem? Głupi dzieciak! Ciągle mam z nim same problemy, ale nie umiem z niego zrezygnować. Nienawidzę tej miłości. Zawsze wiedziałem, że jest przereklamowana i sprowadza na ludzi same kłopoty. 
- Nie kłopocz, nie chcę cię więcej widzieć! - warczy, odpychając mnie dłońmi. Wyrywa się z mojego uścisku, niczego nie tłumacząc. Znów pojawia się tu znikąd, nie mówiąc o co chodzi. Nic nie rozumiem. Łapię go za kaptur kurtki, gdy próbuje uciec. Nie mogę mu na to pozwolić. Szarpie się, uderzając udem w słupek przydrożny. Upada, potykając się o własne nogi, po czym spogląda na mnie z wyrzutem. Wypuszczam go z rąk, patrząc jak kuli się w swoim miejscu. Jego spojrzenie traci na sile i nabiera szklistego wyrazu. Znów szuka pretekstu, by zerwać ze mną znajomość, ale to silniejsze niż on. Bez słowa kucam naprzeciw niego i biorę go w ramiona, przyciągając do siebie. Oplata mnie ciasno ramionami za szyję, wtulając nos w moje ramię.
- Głupi dzieciaku - wzdycham, układając dłoń na jego karku. - Obiecałem ci coś i dotrzymam obietnicy, wiesz o tym, prawda? - uśmiecha się sztucznie, kiwając przecząco głową. Zaciskam wargi. - Seyin...
- Tęsknię za tobą. Szkoła bez ciebie... Już nie musisz, ale jednak nadal... I tak mieszkam teraz daleko, bo... - miota się, nie mogąc złożyć ani jednego, sensownego zdania. Wzdycham, uśmiechając się pobłażliwie. Przesuwam czule kciukiem po jego kości policzkowej, nie mogąc nacieszyć się jego widokiem. Nawet nie zdawałem sobie sprawy jak bardzo za nim tęskniłem. Boję się. Tego co powie, ale nie tylko. Głównie tego, co powiedzą mi jego oczy. - Chcę powiedzieć, że...
- Odwiozę cię do domu, okej? - zmieniam pospiesznie temat, nie mając ochoty tego słuchać. Jego dolna warga zaczyna drżeć. Nie chcę wiedzieć co zamierza mi powiedzieć. Nie dbam o to. Nie pozwolę mu odejść. Nie może. 
- Nie, Haru - stwierdza dobitnie, ponownie się odsuwając. Przymyka powieki, biorąc jeden, drżący wdech. Najwidoczniej kosztuje go to więcej wysiłku, niż sądziłem. Wypuszcza powietrze ze świstem, wzruszając obojętnie ramionami. - Tak jest lepiej, nie rozumiesz? Wolę kiedy... - ktoś trąbi, zagłuszając jego słowa. - Nie powinienem tu przyjeżdżać - stwierdza nagle, podrywając się do pionu. Znów nic nie rozumiem. Jakiś samochód zatrzymuje się przy krawężniku. 
- Tu nie wolno parko... - zaczynam automatycznie, patrząc jak auto blokuje wejście do klubu. Ludzie zaczynają przeklinać, odskakując od krawędzi chodnika, by uchronić się przed intruzem. 
- Wsiadaj Seyin - ponagla go ojciec, uchylając okno. Nawet na mnie nie patrzy. Oniemiały obserwuję jak dzieciak posłusznie pakuje się na przednie siedzenie, tuż obok mężczyzny. Próbuję go zatrzymać, ale kiwa tylko przecząco głową, dając mi do zrozumienia bym odpuścił. 
- Seyin?! - rzucam z niedowierzaniem, nie rozumiejąc co się właśnie wydarzyło. 
- Moja cierpliwość powoli się wyczerpuje. Lepiej trzymaj się z dala od mojego syna - ostrzega mnie mężczyzna, mrożąc spojrzeniem. Zdziwiony patrzę jak blondyn zapina pas, po czym samochód rusza z piskiem, zostawiając mnie pośród równie zdumionego co ja tłumu. Chrząkam, wciskając dłonie do kieszeni spodni na tyłku.
     Patrząc jak znika za zakrętem, w głowie pojawia mi się jedna myśl. Mianowicie, gdzie się podziała moja męskość? Skoro uznałem Seyina za coś najważniejszego na świecie, dla którego jestem w stanie stracić wszystko, to czemu go nie zatrzymałem? Jeszcze chwilę tkwię w miejscu, zanim ktoś zawoła mnie do środka. Mam jeszcze większy mętlik w głowie niż dotąd. Ale nie mogę pozwolić sobie na rozproszenie. Wiem jednak, że odkładanie podróży nie ma sensu. Otrzymuję wiadomość, który utwierdza mnie w przekonaniu, że obaj wcale tego nie chcemy. My musimy być razem. Nie obchodzi mnie opinia nikogo poza nim. Teraz to wiem. 

Stara fotografiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz