•••
— Mamo?
Cichy głosik rozbrzmiał po niewielkim pomieszczeniu, który jak na złość uciszany był przez huk fajerwerków, strzelających w noc czwartego lipca. Wysoka, jasnowłosa kobieta szybko podeszła do łóżka, by kucnąć przy nim i położyć dłoń na głowie jedynej pociechy.
— Dlaczego ja nie mogę wyjść na zewnątrz, żeby oglądać fajerwerki? — zapytał sześciolatek, z utęsknieniem zerkając na co chwilę rozświetlane, ciemne niebo.
Szatynka zagryzła dolną wargę, głaszcząc rozgrzane od gorączki czoło.
— Świat jest pełen złych ludzi i chorób, które nie są tobie wskazane — powiedziała cicho, nie przestając gładzik głowy dziecka. — Lepiej będzie, jeśli zostaniesz w domu przez najbliższy czas. — Cmoknęła chłopczyka między brwiami i wstała z kucków, by okryć dziecko szczelniej kołdrą.
Steven Grant Rogers został w mieszkaniu przez następne dziesięć lat.
Może to przez przewrażliwiony charakter matki, może przez milion chorób, o których chłopak czytał właściwie każdego wieczoru, blondyn nie opuszczał bezpiecznego azylu przez całe swoje życie. Niewielki pokój, salon, kuchnia i łazienka w zupełności wystarczyła młodemu mężczyźnie, co dla nielicznych mogłoby wydawać się niewyobrażalne. Steve już dawno przestał się krzywić na słowa „nie wychodź” i „zostaniesz sam na dłużej”, a już tym bardziej przestał reagować płaczem na usłyszenie przekręcanego w zamku klucza.
Bo, tak naprawdę, nie było mu źle. Nie musiał denerwować się wyjazdami do krewnych, nie musiał bać się huliganów, szkoła sama przychodziła do niego. I najważniejsze – matka każdego dnia przynosiła mu książki z biblioteki, starając się, by nie nudziły mu się dnie spędzone bez niej. Czasami też kładła na stół farby, z uśmiechem oznajmiając, że „to te, o które prosił”.
Problem był taki, że Steve nie wiedział, jak ten świat naprawdę funkcjonował.
Jedne książki i seriale mówiły o „okrutnym świecie zamkniętym pod kloszem” i „ludziach z klapkami na oczach, widzących tylko swój cel i nic poza nim”. Natomiast inne kreowały „świat pełen talentu i pasji, którą przejawiano od najmłodszych lat” i „osobników o ogromnym poczuciu humoru, potrafiących nieść pomoc zawsze i wszędzie”. Steve pytał matki, który świat jest prawdziwy i nigdy nie uzyskał jednoznacznej odpowiedzi. Denerwowały go słowa „kiedyś będzie wiedział, co powinieneś wybrać”, zwłaszcza, kiedy po nich Sarah nadal milczała. To akurat strasznie irytowało młodego artystę, który musiał wiedzieć wszystko i więcej.
Mógł za to stwierdzić, że był popaprany. Jak ten głupi nastolatek, który zaczął pukać w jego okno.
To był zwykły początek dnia. Dochodziła godzina dziesiąta, mama dwie godziny temu wyszła do pracy. Steve siedział na łóżku, przykryty zielonym kocem, trzymając na nogach podkładkę z kilkunastoma kartkami i kreśląc coraz nowsze kreski na papierze. Była sobota, więc nie musiał czekać na przyjście mężczyzny, który przez cały ten czas go nauczał. Mógł pójść do salonu z całym umundurowaniem (które składało się z koca, przyborów rysowniczych i kartek), ale jak na razie jeszcze nie znudziło mu się rysowanie i denerwowanie nad skomplikowanym ułożeniem palców, które sobie wymyślił. Do czasu.
CZYTASZ
Dog Tags » Marvel One Shot
Fanfiction» gdzie mamut postanawia uporządkować wszystkie one shoty.