Rozdział 5

287 29 29
                                    

Pov. Peter

Powoli kierowałem się w stronę małego, ale nowoczesnego budynku, który już od godziny był otwarty dla potencjalnych klientów. Był on cały pomalowany na biało z czarnymi wstawkami oraz oknami na całą ścianę. Oczywiście okna były tylko w tych miejscach, w których była główną część banku, a mianowicie poczekalnia i  kilka stanowisk do obsługi klienta. Nie zrobiło to na mnie zbyt dużego wrażenia, bo nie jestem architektem. Ba, moim celem nie było nawet branie kredytu czy wypłacenie sporej sumy pieniędzy, a jedynie wstępne rozeznanie w terenie. Czułem.. swego rodzaju podniecenie i radość, bo jak gdyby nie patrzeć, to pierwszy raz od dawna zabiję kogoś z wcześniejszym zaplanowaniem całej akcji. To takie.. ekscytujące! A do tego podczas tej kilkunastu metrowej drogi w mojej głowie narodził się plan nie do podrobienia. I zamierzam go w pełni wykorzystać.

Zwolniłem krok, by przyjrzeć się dokładnie budynkowi od frontu. Już na pierwszy rzut oka było widać, że z zewnątrz są rolety antywłamaniowe, które pokrywają całą taflę szkła. Gdybym chciał, dostałbym się tam bez problemu, ale sęk w tym, że potrzebuje krwi, a nie kasy. Tam w środku muszą być ludzie.. pracownicy. Hmm.. pomyślę w środku, a tymczasem przerzuciłem wzrok na wyższe części parterowego budynku w poszukiwaniu kamer ukrytych pod dachem. To będzie bardzo delikatna akcja, a nie chce wzbudzić podejrzeń. W końcu ochrona może mnie wyrzucić albo zgłosić na policję o nękanie, a przez to nie dostanę się do tego miejsca. Obrałem je sobie za cel i zrobię wszystko, by tylko zabić każdego pracownika, który będzie się tam znajdował. Zapisy z kamer? Jebią mnie, bo potem i tak spalę wszystkie dowody zbrodni, więc nikt nie pozna mojej tożsamości. A nawet jeśli.. to co mi zrobią? Złapią? Prędzej ich zabiję i ucieknę, niż dam się zamknąć. Chociaż.. to też nie jest głupi pomysł. Dać się złapać antyterrorystą, którzy zamkną mnie w więzieniu - budynku pełnym istot do mordu. To chyba będzie mój następny cel. 

W chwili, gdy przekroczyłem próg budynku na mojej twarzy od razu pojawiła się maska pewnego siebie, ale też skromnego mężczyzny, który przyszedł tu w poszukiwaniu pracy. Los jakby sam chciał mi to wszystko ułatwić, bo na drzwiach wisiała jedna, ale wiele mówiąca karteczka, której jeszcze wczoraj nie było. A mianowicie - "Szukam pracownika na stanowisko..". Szczerze mówiąc dalsza część tej informacji zupełnie mnie nie obchodziła. Szukają pracownika, a więc będą musieli mnie tu wpuścić.. na zaplecze. A dzięki temu rozjebie ich od środka, zrobię im mogiłę z miejsca pracy i już nigdy jej nie opuszczą. Nie wrócą do rodziny, nie dadzą im ciepła i nie zaopiekują się już nikim ani fizycznie, ani materialnie.

Będą na mojej łasce..

Na samą tą myśl na mojej twarzy pojawił się tajemniczy, pełen agresji uśmiech, który niemal od razu zamaskowałem. Spokojnie Peter, już niedługo poczujesz tą wspaniałą woń, ale teraz musisz udawać zainteresowanego tą pracą i.. rozmawiać z nimi. Z tymi plugawymi ludźmi, którzy nie doceniają tego co mają, tylko ślepo biegną do przodu za pieniędzmi.

-Halo! Słyszy mnie pan?

Nagle dobiegł do mnie nad wyraz piskliwy dźwięk, którego źródłem okazała się być niska kobieta około czterdziestki.Nad wyraz paskudny obraz, który spowodował, że zjedzona rano pizza cofnęła mi się. Jednak aktor podczas sztuki nie może wyjść z roli. I ja też nie mogłem.

-Oczywiście. Nazywam się Peter Par.. -zacząłem pewnie, ale zgromiła mnie wzrokiem, co wcale mi się nie podobało.

-Pan w sprawie ogłoszenia? -zapytał tym piskliwym głosem, raniąc moje uszy.

Spojrzałem na nią morderczym wzrokiem, kątem oka chłonąc każdy detal tego pomieszczenia oraz jej pomarszczonej od nadmiernej złości twarzy. Nie będzie suka ze mną pogrywała.

Na skrajuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz