Pov. Natasha (wieczór przed atakiem Petera na bank)
Skrupulatnie opowiadałam każdą nową teorię, na którą wpadłam w czasie ostatnich dni, ale widziałam, że chłopacy mnie nie słuchają. Jednak to mnie nie zniechęcało, więc nadal pełna energii i zaangażowania podawałam różne fakty, co rusz pokazując kilka nowych zdjęć, wycinek z gazet, nekrologów czy wydrukowanych artykułów. Byłam naprawdę wciągnięta w tą sprawę, bo ten człowiek.. nie miał praktycznie sumienia, a jego działania mimo, że cholernie przemyślane - nie miały sensu. Były przypadkowe. Zerknęłam na uporządkowane kolejno nekrologii szukając jakiegoś schematu, czy powiązania między osobami, nie ważne jakie, wiekowe, rodzinne - na próżno. Każda informacja zamiast pomagać rozwiązać tą zagadkę.. utrudniała. To tak jak puzzle, ale podczas układania zabierają ci kolejne elementy, przez co nie wiesz, co dalej robić. Czy to z tym będzie pasować. Westchnęłam i dalej kontynuowałam swój monolog.
-Jeśli chodzi o wygląd.. też nie mamy za wiele. Z tego nagrania wynika, że jest to wątłej postawy chłopak, który preferuje czerń i doskonale wie, jak się ustawić, by nie było widać twarzy. Nie posiadał maski, ale wykorzystał światło i niską jakość nagrania.. jebany cwaniak. Ma ze sobą też broń i nie wstydzi się chodzić w zakrwawionych ubraniach. -mruczałam już bardziej do siebie, niż do znajdujących się na kanapie mężczyzn. -Ale.. czy jakiś dzieciak byłby do tego zdolny? Nie.. nie, to musi być ktoś pod trzydziestkę, nawet czterdziestkę, ale o beznadziejnej budowie ciała. Chociaż.. -zamknęłam oczy znów analizując nagranie. -Cholera, ma dużo siły.. nie mam pojęcia..
Zrezygnowana opadłam na fotel za mną i wpatrywałam się w tył białej tablicy szukając jakiegoś błyskotliwego pomysłu. Albo czegokolwiek.. również na próżno. Przerzuciłam wzrok na moich czysto teoretycznych słuchaczy i ze zdumieniem stwierdziłam, że Stark leżał, płacząc bezgłośnie w poduszkę, oczywiście znów użalając się nad sobą, a Bucky udawał, że nic go nie obchodzi, chociaż tak naprawdę cierpiał pewnie jeszcze mocniej niż on.
-Chłopaki..? -zero reakcji.
Wiem kurwa, że nikomu nie jest łatwo, nawet mi. Straciliśmy tylu dobrych ludzi, że żałoba jest jak najbardziej wskazana. Poza tym Clint był moim.. bardzo bliskim przyjacielem i mimo, że miał żonę nie bał się do mnie przytulić czy nawet.. spać ze mną. Ona też nie miała nic przeciwko, bo znamy się od lat i niejeden raz u nich byłam, przeżywając w nocy koszmary z przeszłości na nowo. Nie raz krzyczałam przez sen, płakałam i.. może głupio to zabrzmi, ale musiałam z kimś spać, ktoś musiał mnie obejmować, abym znów nie czuła się sama. Skazana na ból, czekająca na rozkazy. Bo to nie tak, że moja przeszłość czy wszelkie misje, w których brałam czynny udział i coś szło nie tak spływały po mnie. Każda sytuacja pozostawiała na mnie swoje piętno, przez co przeżywałam ją w samotności, by za dnia udawać tą silną i bezlitosną kobietę, za jaką mnie mają. Każdy zgon niewinnej osoby, której nie zdołałam uratować był jak cios nożem prosto w serce, które otwiera szereg innych,na nowo krwawiących ran. Ale nie mogłam się przecież poddawać, nie mogłam opuszczać gardy, bo świat mnie potrzebował. Świat i moi najbliżsi. Przecież ile razy budziłam Tonego, który również przeżywał koszmary? Ile razy łagodziłam konflikty Barnesa, aby nie stracił nad sobą panowania? Ile razy spokojnie i po raz dziesiąty tłumaczyłam Kapitanowi, jak działa komputer czy ekspres? I na koniec ile razy byłam tą osobą, która musiał im mówić, że nie każda porażka jest zła.. że nie trzeba się wszystkim przejmować i.. wyciągnąć z tego lekcję?
Pierwsza łza wyleciała z pomiędzy moich szczelnie zaciśniętych powiek. Nie chciałam pokazywać tego światu.. nie chciałam, by widzieli moje łzy, moje załamanie i.. coś na wzór depresji, ale już nie mogłam dłużej udawać. Kochałam Clinta jak brata, Steve'a jak przyjaciela, a Petera.. rozumiałam, nie darząc go jakimiś większymi uczuciami. Za krótko go znałam, ale współczułam i właśnie rozumiałam. Jednak ta sytuacja też dawała mi się we znaki jak wszystkim i też chciałabym, żeby ktoś podszedł do mnie, objął i wyszeptał to cholerne kłamstwo.
CZYTASZ
Na skraju
Fanfic"Podniosłem się z mokrej ziemi i nie zważając na piach, kurz oraz gruz, z bezczelnym uśmiechem spojrzałem prosto w oczy bruneta. Czaił się w nich strach, którego nigdy dotąd nie przejawiał podczas naszych walk. Przerażenie, które wiązało się z moim...