Rozdział II

248 10 1
                                    

"Nostalgia i niepokój – oto do czego sprowadza się moja „dusza".

Dwa stany, którym odpowiadają dwie przepaście: przeszłość i przyszłość.

Pomiędzy nimi tylko tyle powietrza, by móc oddychać,

i tylko tyle przestrzeni, by się w niej zmieścić."

Emil Cioran "Zeszyty 1957-1972"


Fred szybko wypuścił ucho pod drzwi do kuchni i przez moment słyszeli tylko szelest i szum, po chwili jednak dźwięk się wyklarował i mogli dosyć wyraźnie usłyszeć głośny krzyk pani Weasley.

- "No wreszcie zgadzam się w czymś z Severusem! Z tego będą tylko i wyłącznie kłopoty!"

- Matka zgadza się w czymś z Nietoperzem?! To niemożliwe. - szepnęła Ginny. Hermiona domyślała się o czym właśnie rozmawiali, jednak nie zamierzała tego komentować.

- "... zadecydował. Nie do was należy podważanie jego kwestii." – skontrował Szalonooki.

- "Do nikogo ono nie należy. Jest cholernym szefem całej tej szopki. To nie znaczy, że mam skakać z radości na każdą jego decyzję." - to był Snape. Jego głos był trochę zniekształcony, ale Hermiona poznałaby wszędzie te niskie, pomruczyste tony.

- Ciekawe o czym mówią. Trochę za późno zaczęliśmy. - dodał Ron.

- Nie gadaj tylko słuchaj. - upomniał go jeden z bliźniaków.

- "...wdzięczny. Gdyby nie on, już dawno gniłbyś w ziemi razem z resztą swoich parszywych koleżków."

- "Jak zapewne zauważyłeś, reszta moich parszywych koleżków wciąż ma się całkiem dobrze przy boku Czarnego Pana."

- "Chyba mamy..."

- "Panowie. Nie po to tu jesteśmy. Wasze prywatne spory nas nie interesują." - przerwała im jakaś kobieta. Przysłuchiwali się ich rozmowie we względnej ciszy, przerywanej jedynie głośnym wciąganiem powietrza albo jękami przerażenia, ewentualnie cichym chichotem. Czasami Ron mruczał jakby do siebie "Ciekawe...". Rozmowa trwała długo i Hermiona musiała przechodzić z nogi na nogę, bo stopy zaczynały jej drętwieć. Powoli jednak zbliżali się do końca, słyszeli teraz wymianę zdań pomiędzy Lupinem a Tonks. Ginny posłała jej dwuznaczne spojrzenie i poruszyła porozumiewawczo brwiami.

- Uughh – usłyszeli dźwięk, który mógł wyrażać tylko i wyłącznie głębokie obrzydzenie. – Dosyć tych ckliwych gadek. Jeżeli nie macie do powiedzenia nic więcej, muszę wracać na Spinner's End.

- Oho. Czas się zmywać. - rzucił Fred.

Po tych słowach cztery rude głowy i jedna, bardzo zakręcona brązowowłosa schowały się za najbliższymi drzwiami prowadzącymi do pokoju z gobelinem genealogicznym rodziny Black. Dosłownie sekundę po tym jak zamknęli drzwi, usłyszeli szybkie kroki Snape'a a później wrzaski tej starej wariatki. Gdy trzasnęły drzwi wyjściowe, odezwał się George.

- Dobra, teraz chodu na górę.

Rzucili się z powrotem do schodów nie dbając o nierobienie hałasu, bo pani Black była świetnym wytłumieniem dla głośnego tupotu ich stóp. Szybko wspięli się na trzecie piętro i wpadli do pokoju przeznaczonego dla Ginny. Hermiona dyszała ciężko, jednak nie zdążyła odetchnąć bo natychmiast została pochwycona w uścisku Rona. Odwzajemniła go i poczuła przyjemne ciepło rozpływające się po całym jej ciele.

- Hermiono jak dobrze cię widzieć. - powiedział odsuwając się od niej. Zaraz po nim przytuliła ją Ginny a bliźniacy potarmosili ją po jej kędzierzawej burzy włosów. - Nieźle nas wystraszyłaś! Co się stało?

Insygnia Mocy / SevmioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz