„Schwytana w sidła własnych niepokojących myśli, upadająca, zupełnie sama, bezbronna, raniona, nieufna, chora, cierpiąca, pragnąca śmierci, uwięziona w błędnym kole depresji, torturowana przez własny umysł. Oto ja."
Kaja Platowska „Po prostu mnie przytul"
Jej świadomość unosiła się bezwiednie jak rozbitek na otwartej przestrzeni oceanu, który obudził się w pewnym momencie, wsparty jedynie o kawałek drewna, bez wiedzy jak właściwie się tu znalazł. A potem zdała sobie sprawę, że przecież nie potrafi pływać. Przynajmniej nie tak, jakby chciała.
Rozejrzała się wokoło i z każdej strony widziała jedynie bezkresną taflę wody, groźną; czarną jak heban; i piękny księżyc, który wdzięcznie odbijał swój blask o migoczące fale. A nad nią miliony gwiazd. Jak u jej babci, na werandzie, gdzie siadywała nocami i tylko te gwiazdy miały znaczenie.
Potężny dreszcz przeszedł przez jej ciało. Była noc i woda była zimna. A może to ona była zimna? Nie wiedziała. Wszystko zlewało się ze sobą, jak ta woda, która kotłowała się pod napływem prądów powietrznych. Zakołatało nią i poczuła jak coś ostrego uderza ją w plecy, zapierając jej dech i znów jej ciało przeszedł wstrząs.
Odwróciła się w wodzie. Była gotowa stanąć twarzą w twarz ze śmiercią. Z napastnikiem, który czaił się w tej przenikliwej ciemności, przeciwnikiem którego nie widziała. Chciała go zobaczyć. Chciała patrzeć prosto w jego oczy, gdy będzie wydawała swoje ostatnie tchnienie.
Ale nie zobaczyła ani człowieka, ani potwora. Patrzyła na ogromną falę, która mknęła w jej stronę z olbrzymią prędkością.
Po chwili, a może po całej wieczności oczekiwania kilkumetrowa, mokra ściana wpadła wprost na nią przykrywając ją swoim potężnym cielskiem.
Wpadła pod powierzchnię i dała się ponieść siłom, które przewyższały jej możliwości pod każdym względem.
Targało nią z niewyobrażalną siłą i każdy mięsień krzyczał z bólu i wycieńczenia. Zauważyła wtedy, że już wcześniej czuła ból. Czuła go, gdy tylko się tu znalazła. Czy to możliwe, że człowiek może czuć stale ból? Od samego początku do końca?
Uchyliła wargi, żeby wydać z siebie okrzyk cierpienia, ale jej usta wypełniły się wodą i nie była w stanie wydać z nich żadnego dźwięku.
Ciecz zaczęła wlewać się do jej ust i nosa, zalewając zatoki, gardło i dostając się dalej do przełyku i jeszcze dalej, do płuc. Miotała się, machając na oślep rękami i nogami, chociaż wiedziała, że to tylko pogarsza jej sytuację.
Poczuła ostry ból, tak silny i rozrywający, że instynktownie złapała się za swoją klatkę piersiową i chciała wydać kolejny pełen rozpaczy krzyk. Cokolwiek, byleby tylko cierpienie zelżało.
Czy śmierć naprawdę aż taki boli?
Kolejny ruch wody pociągnął już jeszcze głębiej. W uszach słyszała szum i czuła jak ciśnienie coraz silnej napiera na jej bębenki, powodując otępienie.
Czy Syriusz też tak cierpiał?
Syriusz...
A kim był Syriusz?
Coś się zmieniło. W ciemności dostrzegła czyjąś twarz, chociaż nie była pewna, czy naprawdę tam była, czy to tylko zwykła mara.
Zdawało jej się, że widzi chłopca w okularach. Ktoś go trzymał. Mężczyzna z blizną na twarzy. A on krzyczał. Usłyszała ten krzyk. Właściwie nie krzyk, a lament. Szloch. Czysty ból przelany na język ciała. Dźwięk, w którym kryło się wszystko: tęsknota, rozgoryczenie, wściekłość, desperacja. I żal. Całe pokłady żalu.
CZYTASZ
Insygnia Mocy / Sevmione
FanfictionHarry Potter, Ron Weasley i Hermiona Granger wracają po wakacjach na 6 rok swojej nauki w Hogwarcie. Dla dziewczyny będzie to niezwykły rok, pełen nie tylko radości, ale także łez i smutku. Stanie się coś, co ją złamie i dziewczyna jak jeszcze nigdy...